Część II. Droga do rajuPo okresie przygotowań, zakupów, modlitw o pogodę i uzależnienia od AccuWeather
, odkładania każdej wolnej gotówki do skarbonki, obawach czy zamkniemy się w budżecie nadszedł czas na wyjazd.
23.08.15 – wielkie pakowanieListy rzeczy do zabrania porobione były dużo wcześniej. Z racji wyjazdu w czwórkę nie chcieliśmy dublować branych rzeczy, więc każdy dostał przydział i część ekwipunku, za którą jest odpowiedzialny (że wzięliśmy za dużo rzeczy i połowa została niewykorzystana chyba nie muszę pisać?
).
W niedzielę koło południa wpadliśmy do L i G odebrać ich bagaże, żeby potem spokojnie auto spakować u nas pod domem wiedząc i widząc co mamy, w jakich gabarytach i jakoś to sensownie ulokować.
Duster pojemny, duży, ale i tak zapakowany po sam sufit
Pasażerami byliśmy my i nasze 3 koty, które na czas wakacji trzeba było oddać w odpowiedzialne ręce mojej rodziny z Dolnego Śląska, stąd też wyjazd na wakacje de facto nie był bezpośrednio z Warszawy, tylko z Jeleniej Góry
Ekipa spakowana, manatki w aucie ulokowane, koty przygotowane do podróży do dziadka, więc czas ruszać. Była 18:00 w niedzielę (tylko 1h obsuwy względem założonej godziny wyjazdu – nie tak źle).
Droga zajmuje niecałe 6 h, z przerwami na sprzątanie kotom klatki i na hamburgera. A żeby nie zanudzać Was opisami kocich wydzielin…
drobne wtrącenie odnośnie pogody.
Co nam pokazywał AccuWeather? Pogoda w 90% słoneczna, jakieś drobne chmurki w Orebicu, także nastroje przedwyjazdowe były bardzo dobre, morale także – wszystko układało się po naszej myśli Po zameldowaniu się u dziadka na wsi, wyładowaniu kotów i ekwipunku, który na pewno do Chorwacji nie jechał (kuwety, piaski, whiskasy
) udaliśmy się na zasłużony odpoczynek.
Teraz co bardziej spostrzegawsi pewnie zadadzą pytanie: Gdzie się podziała reszta członków wyprawy, G i L? Aaa właśnie, przeskoczmy zatem do kolejnego dnia.
24.08.15 – zbiórka członków załogiPonieważ kocia klatka zajmuje w aucie z tyłu dwa miejsca siedzące, nasi współtowarzysze podróży najzwyczajniej w świecie nie zmieścili się do auta
Na szczęście jest PolskiBus i to nim G i L dojechali do Wrocławia, a potem już tylko 2h i odbieraliśmy ich z dworca ok. 15:00. Zanim jednak dojechaliśmy do domu, szybko wskoczyliśmy do pobliskiego Tesco w celu zakupu czegoś na drogę (żelki, słodycze, picie) i czegoś na wieczór (piwo). W domu natomiast już na nas czekała moja babcia i ciocia z obiadem.
Wieczorem za to było piwko, szykowanie talizmanów do drogi (udało się nam dorwać takiego czarnego ludzika zapachowego do auta, więc przystroiliśmy go w wakacyjne ubranko i towarzyszył nam przez cały pobyt) i odpoczywanie przed podróżą.
25.08.15 – dzień wyjazduGodzina wyjazdu zaplanowana dość nietypowo, bo na 15:00. Dlaczego? Po pierwsze nie lubię zrywać się nad ranem i w pośpiechu jechać. Po drugie z kalkulacji liczby godzin potrzebnych na dotarcie do celu wyszło nam, że wyjeżdżając akurat po południu, dotrzemy do Orebica rano, co nam pasowało, bo byłby przed nami cały dzień na poznawanie okolicy.
Rano do dziadka przyjechała jego znajoma i zaczęła szykować nam przedwyjazdowy obiad – gołąbki. Oh jakie to było dobre…
A my około 13:00 zabraliśmy się do dopakowywania auta: prowiant na drogę, aparaty na wierzch, dokumenty na wierzch, kosmetyki z brzegu etc.
Po obiedzie, odsapnięciu nadeszła godzina 0 – wyruszamy
Obraliśmy kierunek… Kaufland, bo narzeczony stwierdził, że nie mamy zeszytu, a chciał wszystko skrzętnie notować (włączyła mu się potrzeba posiadania dziennika pokładowego
) i tym oto sposobem obok mnie leży właśnie granatowy zeszyt wypchany rachunkami, z opisami co, gdzie, ile, za co, po co i dlaczego
A po tych jakże ważnych zakupach już wyruszaliśmy na poważnie. Trasa? Jak to zwykle: Czechy
Austria
Słowenia
Chorwacja. Co dało się przejechać, przejechaliśmy autostradami.
To może po kolei:
Czechy: dwa postoje (jeden na siku w miejscu bliżej nieokreślonym, drugi na parkingu z widokiem na zamek w Mikulovie). Sama droga? Nudno, widoki niespecjalnie zapierające dech w piersiach. Ot tak, jak i u nas, z dodatkiem „tudum, tudum, tudum, tudum”
+ GPS wpuścił nas do Pragi i tylko dzięki czujności udało się nam szybko zorientować i wrócić na właściwą trasę
Austria: robiło się już ciemno, więc zobaczyliśmy dopiero pięknie oświetlony Wiedeń. O tak, obwodnica robi wrażenie. Ale poza tym strasznie się nam Austria dłużyła.
Słowenia: ciemno jak w d..ie, więc ciężko mieć jakieś konkretne wspomnienia
Chorwacja: na to wszyscy czekaliśmy, tu już się człowiek czuje jak na wczasach. Reszta ekipy nie wiedziała, czego się spodziewać, ale ja tak: pierwsze spojrzenie na morze i najważniejszy tunel ciepło-zimno + sprawdzenie temperatury.
Granicę z krajem docelowym przekraczaliśmy w środku nocy. J nawet stawał po drodze w celu zdrzemnięcia się, ale z uwagi na hałas, nie udało się nam pospać. Potem drugie podejście i postój na rozprostowanie nóg, żebym nie straciła tych moich upragnionych widoków, ale niestety, szkoda było czasu i odpuściłam. Także pierwszy widok Adriatyku z Waszych fot musi na mnie poczekać.
Za to pilnowałam tunelu ciepło-zimno i teraz uwaga (zapisałam sobie, bo nie wierzyłam oczom własnym
):
- przed: 15,9 stopni Celsjusza
- za:
27,8 stopni Celsjusza
W tym momencie poczułam, że jestem na wakacjach!
Zdjęć z drogi nie mam, bo jechaliśmy nocą, ale jak zaczęło świtać, postój obowiązkowy:
Parking „Krka-zapad”.
Potem poszło jak z płatka. Wszyscy podbudowani, że to Chorwacja, i że coś widać
I zaczęło się wzdychanie, ochy i achy (w szczególności moje) i podziwiane, jak można tak porządnie, wspaniale zbudować autostradę, która wije się między górami – magia (do tego autostrada zupełnie pusta, aż dziw, że tak mało osób jeździ tak dobrą drogą). Im bliżej Półwyspu, tym słońce wspinało się wyżej, tym widoki coraz ładniejsze.
Nie płynęliśmy promem, tylko wybraliśmy drogę przez Neum. Wystarczyło pomachać dowodami z orzełkiem przed nosem kontroli granicznej i już byliśmy w BiH, żeby potem znów znaleźć się w Chorwacji
Wjazd na Peljesac, omijanie kolejnych wiosek... Rozpływałam się z zachwytu. Pięknie, cudownie, wspaniale. Pogoda wymarzona: błękit nieba, lazur morza – tak, dojechaliśmy do raju.
Kierowca rozpływał się trochę mniej, widząc w jakie zawijasy i zakręty go wpuściłam… ; ) Teraz podsumowanie:- wyjazd godz. 15:00 (25.08)
przyjazd 10:00 (26.08)
- liczba kilometrów przejechanych: 1465 km
- liczba godzin w trasie: 19 h
- spalanie samochodu: 6l/100 km
A już w następnym odcinku:
- szukanie zarezerwowanego apartamentu
- jak wygląda apartament
- gościnność Chorwatów
- „popodróżny” zgon