Część VI. Dzień 4 – Z widokiem na PeljesacJak niektórzy słusznie się domyślili dziś obieramy kierunek vis a vis Orebica
Korcula na wyspie Korcula.
Wczoraj wieczorem oznajmiłam, że dziś zbieramy tyłki w troki i płyniemy na Korculę. Wybrałam sobotę, licząc na zmiany turnusów i mniejszą liczbę turystów i chyba udało mi się utrafić – nie było tak źle. Poza tym, po dwóch dniach lenistwa, moczenia tyłków w Adriatyku, można się gdzieś ruszyć. Ba, i to nie byle gdzie! Mniejsza perła Adriatyku była na wyciągnięcie naszej ręki, więc grzechem by było być tak blisko i jej nie zobaczyć.
W apartamencie mieliśmy przygotowane przez właścicielkę ulotki z rozkładem "jazdy" promów i taksówek wodnych. Nie pchaliśmy się tam jednak autem, bo i po co. Celem była tylko Korcula, a nie cała wyspa, więc nogi jako środek transportu muszą nam wystarczyć
Zanim jednak wycieczka, trzeba było zrobić zakupy. I to nie jakieś tam zwykłe, tym razem na tapetę poszła cała masa małych morskich stworów. Tak, na kolację przewidywaliśmy sobie zrobienie krewetek w sosie koperkowym z kaparami. Mnie oczywiście ułańska fantazja poniosła i kupiłam 1,5 kg…
Po śniadaniu (kupiłam ekipie na spróbowanie burki z mięsem i serem, niestety szczerze mówiąc, nie było to zbyt wybitne, dość tłuste, ciężkie, choć jakbym miała wybierać, to te z serem lepsze), zaopatrzeni w aparaty, kapelusze, wygodne buty i wysmarowani kremami z filtrem, wyruszyliśmy do portu. Jak to zwykle bywa, wyszliśmy ciut za późno, albo szliśmy zbyt wolno i wydawało się nam, że na taxi wodne się nie załapiemy, a tu proszę, przychodzimy do portu, owszem – ludzie załadowani, ale stateczek jeszcze stoi. Ruszyłam zatem w te pędy, żeby się zapytać, czy jeszcze nas ze sobą wezmą. Wzięli
Zapakowaliśmy się szybciutko, zajęliśmy miejsca na pokładzie górnym i wyruszyliśmy ku przygodzie
Zostawialiśmy półwysep za sobą Bokiem mijały nas duże promy samochodowe na KorculęOstatni rzut oka na OrebicPeljesac z daleka prezentuje się bardzo majestatycznie!A teraz już tylko patrzyliśmy przed siebieWitaj Korculko!Już prawie jesteśmy…Jeszcze tylko kawałek…Mamy Cię, piękna Zwiedzanie zaczęliśmy od sprawdzenia, o której odpływają taxi boat do Orebica i popodziwiania jednostek pływających zacumowanych w porcie.
Po nacieszeniu oczu i stwierdzeniu, że raczej się nigdy nie dorobimy takich jachtów
ruszyliśmy na podbój… Informacji Turystycznej celem zdobycia mapy. Jak już misja została zakończona sukcesem, a mapa wylądowała w naszych rękach, można było świadomie iść zwiedzać. Wybraliśmy drogę w lewo, cykając po drodze co się da.
Pogoda nam sprzyjała. Nie było strasznie gorąco, wiał przyjemny wiaterek, a morze było tego dnia bardziej wzburzone niż zwykle. Kurczę, a na plaży mogłyby być dziś taaakie super fale…
Nie ma co jednak narzekać, bo przed nami Korcula zaczęła otwierać swe serce, a moje i Pana Kierowcy, zaczęło się otwierać na nią. Coś mnie tu strzeliło w dupsko strzałą amora
Bardzo mi podpasował klimat miejsca. Zaglądałam gdzie się da:
Temu to dobrze…Faaaleeee Rzut oka na piękny PeljesacNie wchodziliśmy od razu do Starego Miasta. Zostawiliśmy sobie to jako wisienkę na torcie. Teraz robimy kółeczko i idziemy w drugą stronę:
Z tej perspektywy też się pięknie prezentujePeljesacowi też ta perspektywa służy Trochę zazdrość nas brała, że oni pływają, a my nie…Czy cykanie Peljesaca w takich ilościach, będąc na pięknej Korculi, jest normalne?:DNasz spacer zakończyliśmy tutaj. Teraz już prosto na Stare Miasto!Po zobaczeniu wszystkiego tego, co wokół, przyszedł czas na crème de la crème, czyli Stare Miasto. Chyba z racji tego, że nie jest ono ogromne, czuliśmy się komfortowo i mieliśmy poczucie, że wszędzie byliśmy. Zatem mapa w dłoń i lecimy trasą turystyczną
Ile ja się nacykałam ujęć, żeby mieć jedną fotę bez ludzi Uff.. ale Was zarzuciłam. Teraz czas na lody. Zabieram Was do super-smacznego miejsca, do którego trafiliśmy przez przypadek. Akurat o tym, gdzie iść na lody na Korculi nie czytałam w Waszych relacjach, więc padło na lodziarnię KIWI i okazało się to strzałem w dziesiątkę! Ah ta kobieca intuicja
Co jedliśmy?
Ja – lody jogurtowe z owocami (pyyyyycha)
Kierowca – lody w pucharku (leży obok mnie i pytałam go właśnie, czy pamięta, co jadł, ale mówi, że pyszne były, ale jakie, to nie wie
)
G. i L. – lody w gałkach i zimne piwko
Podczas jedzenia przyglądał się nam piękny kot, ale niestety jego zdjęcia ma L.
Oczywiście przed odpłynięciem, jak to kobiety, obeszłyśmy straganiki. G. nawet kupiła sobie wisiorek. Przyznam, że ładny
Potem chcieliśmy znaleźć do kompletu bransoletkę, ale finalnie się nie udało.
Czas na powrót do portu i oczekiwanie na murku w cieniu na powrotne taxi boat. Mogliśmy sobie także poobserwować koniec turnusów, czyli masę ludzi z walizami ładujących się na promy. Jak ja byłam zadowolona, że w tym upale jedynym moim obciążeniem jest niewielka torebka-listonoszka
W końcu przypłynęło nasze taxi. Pożegnaliśmy Korculę, a chwilę potem znów na starych śmieciach w Orebicu. Z buta do apartamentu i podział zadań. G. wzięła się za oczyszczanie krewetek, a nasza trójka pojechała do sklepu. Kupiliśmy, co tam było trzeba, czyli piwo, piwo, piwo, soki i składniki do krewetek
Po powrocie zastaliśmy G. umorusaną krewecim g…em
i klnącą na czym świat stoi, że ona się skicha z tym 1,5 kg. Cóż było robić, zakasałam rękawy i wzięłam się do roboty. Panowie powiedzieli, że oni na to nie mogą patrzeć, więc słaba płeć rwała łby, wyjmowała co brudne i zdejmowała pancerzyki. Ale kurde jeść, to już chcieli wszyscy
Krewetki za duże nie były, za to było ich dużo, więc ujmijmy to tak….
…… 2 godziny później…..
…… zjedliśmy pyszny obiadek ze świeżutkich krewetek w sosie koperkowym z kaparami, czosnkiem, na masełku – miodzio.
Ale co się żeśmy upierdzieliły, to nasze… Z racji, że nie było jeszcze tak późno, zapadła decyzja – spacer. A jak spacer, no to samochodem
Cóż, ciężko byłoby dojść z buta do Trpanj. Akurat zachodziło słońce, można by więc rzec, że z jednej strony było pięknie:
Ale jednak jakoś nam to miasteczko tyłka nie urwało. Jakoś tak pustawo, ale i bez życia. Miałam wrażenie, że sercem tego miejsca są promy. Dość szybko wróciliśmy z Trpanj. Mam nadzieję, że nie naraziliśmy się jego miłośnikom tą opinią. Ale nie martwcie się, daliśmy mu potem drugą szansę i opłaciło się
Po powrocie z Trpanj, z racji że żadne z nas nie było zmęczone, poszliśmy na spacer po Orebicu. Najpierw wzdłuż promenady, w jedną i w drugą stronę, aż wylądowaliśmy w marinie i oglądaliśmy odpływające promy. To był bardzo dobry sposób, żeby odsapnąć. Ławeczka, morze, cisza – miłe zakończenie pięknego dnia.
tylko te foty nocne do d..y A co w kolejnym odcinku?
- sprawdzimy skrętność Dustera
- zjemy ciacho ze śliwkami
- a ty gdzie z tym kolosem?!
- przejście na drugą stronę mocy
Do zobaczenia!