"Wpasowywując" się w aktualną pogodę postanowiłam podzielić się z Wami wspomnieniami z mojego bardzo krótkiego pobytu w Paryżu niedługo przed wakacjami.
Wyjazd był bardzo nieoczekiwany ...
Pewnego dnia zadzwonił do mnie znajomy z pytaniem:
- Co robisz pod koniec tygodnia ?
- Jak to co ? Jak większość śmiertelników PRACUJĘ !
- A może chciałabyś pojechać na kilka dni do Paryża ?
- ???
- Bo wiesz, jedziemy z M. i W. i potrzebujemy drugiego kierowcy ... Oferujemy przejazd i nocleg. Czas na miejscu wypełnisz sobie sama ...
I tak to się zaczęło. W jeden dzień podjęłam decyzję i następnego ok. 12 wyruszyłam do Paryża.
Droga minęła "prawie" bez przygód i ok. 2 w nocy byliśmy na miejscu.
Piszę prawie bo końcówka poderwała całe towarzystwo pogrążone we śnie na równe nogi.
Pierwszą część trasy prowadził mój znajomy, ostatni (gorszy ofkors) odcinek przypadł mnie. No ale przecież nie wypadało mi wybrzydzać ... Już w samym Paryżu, kiedy navi pokazywała kilka km do celu i całe towarzystwo (oprócz mnie ) słodko kimało, planowałam wjechać na rondo. W tym momencie jeden ze współpasażerów widząc mój zamiar i najprawdopododniej nie znając paryskich reguł (wjeżdżający na rondo ma pierwszeństwo) wrzasnął - "Stój !!!". Oczywiście automatycznie z całej siły nacisnęłam na hamulec skutecznie wszystkich budząc i co najgorsze - powodując, że butelka wody stojąca obok mnie wpadła mi pod nogi, a dokładniej pod pedał gazu i hamulca (bo to 1,5 litrowa butelka była ). Przez całkiem długi moment nie panowałam nad samochodem i oczyma wyobraźni widziałam zwiedzanie paryskiego szpitala zamiast podziwiania wieży Ajfelka .
Na szczęście mimo późnej pory i całkiem sporego ruchu wszystkim znajdującym się na rondzie kierowcom udało się ominąć toczące się bezwładnie autko ...
Jeśli będą zainteresowani to w następnym "wejściu" postaram się wkleić jakieś zdjątko .