jan_s1 napisał(a):No to miłego pobytu.
I pamiętaj o zdjęciach.
Prawie rok później...
Tak, w lipcu byliśmy w Paryżu. Tenże urzekł mnie jeszcze bardziej, choć na pewno w wakacje już niekoniecznie tam pojadę, raczej marzy mi się Paryż wiosenny... może kiedyś... Tłumy lipcowe jednak nie są na moje nerwy i potrzebę oddychania paryskim powietrzem. Ale i tak bardzo ciepło ten pobyt wspominam. Miejscówka, o której pisałam wcześniej, okazała się fantastyczna. Mieszkanko bardzo klimatyczne, w cichej uliczce, ale tuż za rogiem czaił się paryski gwar. A z naszej II dzielnicy wszędzie było blisko.
Kilka (no, może naście fotek wrzucę

) i kilka słów do tego opisu, bo też co tu za dużo gadać, skoro tam tak pięknie...
Zatem, od początku, niebo nad naszym domkiem wyglądało tak:
Jeden z zabytków wcześniej nam nie znanych, odnaleźliśmy przypadkiem zupełnie, podczas wieczornego spaceru. To wieża św. Jakuba:
Niedaleko za tą wieżą - wyspa Ile de Cite, a tam, a jakże - Notre Dame.
Na niej, już za dnia, jakże urokliwe maszkaronki, no do zjedzenia są

.
Paryż lipcowy nieodmiennie i na wieki kojarzył mi się będzie z... kolejkami

. Były wszędzie i do wszystkiego, ta tutaj do Wersalu:
W tymże Wersalu, a konkretnie w Petit Trianon - pokoik Marii Antoniny, niemal tak ładny jak ten nasz

.
Szkoda mi było tych królów, bo biedaki wszędzie mieli daleko

. Nam, po przejściu niecałego przecież pałacu, nogi wchodziły tam, gdzie słońce nie dochodzi... A jak taki król chciał pójść do żony, która akurat miała kaprys przebywać po przeciwnej stronie ogrodu... no biedni no

.
Swoją drogą, widać, że czasu już nie te i służba nie tej klasy, co kiedyś, bo lustra w Galerii Zwierciadlanej słabo jakoś wypucowane

.
Ale, że snoby z nas żadne, to nie tylko po królewskich siedzibach się poniewieraliśmy. To miała być zagadka, ale okazuje się, że za prosta

.
Na plenerze malarskim artyści szkicowali sobie brzydala

.
Który to brzydal wcale nie jest taki brzydki
W jego okolicy pasły się koniki

.
Ale nie tylko wieżami człowiek żyje. Na Pere Lachaise, mimo ogólnych tłumów turystycznych w Paryżu, jednak królowała zaduma i cisza, którą uwielbiam...
Tutaj przepiękne miejsce, klimatyczne i robiące ogromne wrażenie na żywo, czyli Sainte Chapelle.
Przede wszystkim Paryż to dla mnie klimatyczne ulice i uliczki, ale także parki i ogrody. Już chyba pisałam w listopadzie, że bardzo mi się z Barceloną kojarzy, te szerokie aleje, sporo zieleni, jak na wielkie miasto, gdzieś podobny klimat, jak dla mnie.
Paryskie uliczki i domy, głównie w naszej okolicy oraz na Montmartrze:
Tu wejście na najbardziej gwarną ulicę w naszej okolicy - Marche Montorgueil:
A tu nasza brama
Tu przychodził na kawę profesor Dumbledore

. Znaczy się zamieszkiwali tutaj Nicolas Flamel z żoną Pernellą

. To jeden z najstarszych zachowanych domów w Paryżu.
Ogrody Tuileries, jedno z moich ulubionych miejsc w Paryżu, już sama nazwa mnie urzeka

. Krzesełka, które bierze się pod pachę i ustawia się tam, gdzie ma się potrzebę, luz, delikatny gwar, nikt się nie wydziera, nawet prywatne imprezy toczą się niemal niezauważenie

. No i karuzele oczywiście, na tej a la łańcuchowej się przejechaliśmy

.
Oczywiście łaziliśmy też po muzeach, ale bez szaleństwa, jak nam się nie podobało, to wychodziliśmy

. Ale były miejsca, które nas zauroczyły. Przede wszystkim dwa obiekty średniowieczne - Muzeum Cluny oraz La Consiergerie. W tym pierwszym wystawiona jest masa bardzo ciekawych zbiorów właśnie ze średniowiecza. A Consiergerie w czasie rewolucji przekształcona była na więzienie, tam swe ostatnie chwile spędziła m.in. Maria Antonina. Jakoś tak jej postać przewijała się przez cały nasz pobyt...
Consiergerie:
A teraz Cluny. Ciekawa w ogóle historia... Jednym z ważniejszych obiektów w tym muzeum jest zbiór sześciu tapiserii "Dama z jednorożcem". Przypadkiem zupełnie na lotnisku jeszcze u nas kupiłam sobie książkę na drogę. Jak się okazało, fabuła zbudowana historii tego zbioru właśnie

. W pewnym momencie nie byłam pewna, czy pewne informacje miałam z przewodnika, czy z książki

.
Jako, że wycieczka była zaplanowana przez nas samych

, mogliśmy się poszwędać w fajnych miejscach, m.in. po wzgórzu Montmarte. A tam takie cuda:
Winnice:
Najstarszy kabaret w Paryżu - Zwinny Królik

.
Chyba przesadziłam, to już zmierzając do końca...

Jeszcze z Wersalu, najbardziej podobały nam się malutka karocka księciunia oraz...
Tacy byli nowocześni ci królowie

.
Pod Ajflem moje serce podbiła la petite Parisienne

.
A rozbawiła uczestniczka wycieczki z Brazylii, wysłałabym ją w tym obuwiu na spacer po Pere Lachaise

.
A to już tylko takie tam, paryskie zabawy z aparatem

.
I nasz ostatnia kolacja, żeby nie powiedzieć wieczerza

. Od pozostałych różniła się tylko tym, że była ostatnia

.
