morgana napisał(a):weldon, ależ mu zazdroszczę...
Ja też ...
Siostra mu się po latach znalazła.
Przyrodnia
morgana napisał(a):Strasznie nam brakowało możliwości wyjścia wieczornego na uliczki paryskie... Ale i z tym sobie poradziliśmy .
adamk3 napisał(a): "Nie chcę umierać we śnie albo ze starości. Chcę poczuć jak to jest."
James "Jim" Douglas Morrison
weldon napisał(a):
Siostra mu się po latach znalazła.
Przyrodnia
Jacek S napisał(a):...a tuż obok jest polski kościół - zajrzałaś? (może Ty masz jakieś zdjęcia z tego miejsca).
jan_s1 napisał(a):Po tylu latach?
adamk3 napisał(a):jan_s1 napisał(a):Myślicie, że coś poczuł?
Zależy ile zażył
weldon napisał(a):adamk3 napisał(a):jan_s1 napisał(a):Myślicie, że coś poczuł?
Zależy ile zażył
Oficjalnie?:
Przez 36 lat obowiązywała oficjalna wersja śmierci charyzmatycznego gwiazdora. Opowiedziała ją francuskiej policji dziewczyna Morrisona, Pamela Courson, a stróże prawa uwierzyli. Oto 3 lipca 1971 r. Pamela i Jim byli w kinie, potem wrócili do swego mieszkania przy Rue Beautreillis. Zjedli kolację, Pamela zmywała, Jim oglądał film. Potem położyli się do łóżka, aby przed snem posłuchać muzyki z płyt. W nocy Jim Morrison wstał. Czuł się źle, postanowił wziąć gorącą kąpiel. Dziewczyna znalazła przyjaciela martwego w wannie. Francuski lekarz Max Vassille skwapliwie uznał to za "śmierć z przyczyn naturalnych", jako że piosenkarz cierpiał na poważne dolegliwości żołądka i ataki astmy. Nie przeprowadzono sekcji zwłok.
Nieoficjalnie? (UWAGA: drastyczne i mało przyjemne):
We wczesnych godzinach 3 lipca 1971 r. w podziemnej dyskotece w oparach narkotyków i alkoholu bawiło się ok. 500 gości, w tym 24-letnia Marianne Faithfull, która niedawno zakończyła romans z Mickiem Jaggerem. Około godziny pierwszej przyjechał Jim Morrison. Gwiazdor zajął ulubione miejsce przy barze, zamówił butelkę wódki, pił także piwo. Nie przypominał już przystojnego młodzieńca z plakatu.
Prowadził wyniszczający tryb życia.
W Paryżu przybrał na wadze tyle, że nie rozpoznawali go przyjaciele. "Jim powoli popełniał samobójstwo. Był w tak złym stanie, że doktor, który go badał, myślał, iż ma 57 lat", opowiada Sam Bernett.
Morrison przyszedł do klubu, aby jak zawsze kupić heroinę dla Pameli. Na parkiecie roiło się od dilerów. I tym razem lider Doorsów bez trudu nabył narkotyk od dwóch młodych handlarzy pracujących dla Jeana de Breteuila, francuskiego playboya, zaangażowanego w narkotykowy biznes. Około godziny drugiej Jim Morrison z towarem zniknął w toalecie. 30 minut później jeden z klubowych gości powiedział zaniepokojony: "Ktoś zamknął się w kabinie i nie wychodzi". Na polecenie Bernetta ochroniarz wyważył drzwi. Oczom zebranych ukazał się przerażający widok. Słynny rockman w amerykańskiej wojskowej kurtce i w butach jeździeckich z francuskiego regionu Camargue, których nigdy nie zdejmował, siedział na sedesie z głową między kolanami. Twarz była szara, z lekko rozchylonych ust spływały piana i krew.
"Przez kilka sekund patrzyliśmy na nieruchome ciało. Zelektryzował nas ten okropny widok. Pełen temperamentu wokalista The Doors, odlotowy i przystojny chłopak z Kalifornii, leżał teraz bezwładny jak szmata w toalecie nocnego klubu", napisał Bernett. Przybyli zrozumieli, że Jim wdychał heroinę - nie wstrzykiwał, zawsze bał się igieł. Bernett wezwał znajomego doktora, stałego klienta klubu. Lekarz jakoby fachowo zbadał ciało, odchylił głowę Jima, podniósł powieki, zajrzał do ust, przyłożył ucho do piersi, obejrzał zadrapania na ciele i stwierdził zgon, będący zapewne wynikiem zawału serca. "Doktor nie był głupi, mówił o śmiertelnym przedawkowaniu", wspomina Bernett.
Tu jednak pojawiają się wątpliwości. Jeśli lekarz był klientem klubu, z pewnością znajdował się pod wpływem alkoholu (w Circus abstynenci raczej nie bywali). Czy mógł w ciągu kilku sekund postawić diagnozę?
Nagle zjawili się dwaj dilerzy, którzy sprzedali Jimowi heroinę. Powiedzieli, że rockman tylko stracił przytomność, a oni udzielą mu pomocy. Podnieśli ciało z toalety i zanieśli je korytarzem do sąsiedniego klubu Alcazar. Prawdopodobnie stamtąd przewieźli ciało samochodem do apartamentu Morrisona. Tam włożyli Jima do wanny pełnej gorącej wody, być może w nadziei, że powróci do życia (był to znany sposób ratowania tych, którzy przedawkowali heroinę). Bernett twierdzi, że chciał wezwać policję i pogotowie do klubu, ale stanowczo sprzeciwił się temu przedstawiciel właściciela lokalu: "Powiedziano mi, że skoro przyjaciele Jima chcą go zabrać, to my nie mamy z tym nic wspólnego. Niczego nie widzieliśmy, niczego nie słyszeliśmy, trzymamy gębę na kłódkę! OK? To najlepsze, co możemy zrobić, aby uniknąć skandalu", napisał Bernett.
Osoby, które widziały, co się stało, musiały złożyć przysięgę, że zachowają milczenie. Przysięgła także Marianne Faithfull. Od tej pory nie wymieniła ani razu imienia Jima Morrisona. Sam Bernett twierdzi, że na wieść o śmierci wokalisty Doorsów Marianne i Jean de Breteuil natychmiast wyjechali do Casablanki. De Breteuil wkrótce potem zmarł na skutek przedawkowania narkotyków. Faithfull dotrzymuje przysięgi do dziś.
Pamela Courson ułożyła swą opowieść o śmierci ukochanego - bez okropnych faktów, alkoholu, narkotyków i agonii w toalecie. Policja chętnie uwierzyła, aby uniknąć kłopotliwego śledztwa. Paryskie organy sprawiedliwości starają się szybko kończyć dochodzenia dotyczące zgonów sławnych cudzoziemców. Przykładem jest śmierć księżnej Diany.
Pamela Courson nie na długo pozostała strażniczką pamięci swego kochanka. W 1974 r. narkotyki zabiły także ją.
Te rewelacje opisał Sam Bernett, w 1971 r. menedżer nocnego klubu Rock and Roll Circus - w wydanej w 2007 roku po francusku książce "The End: Jim Morrison".
Mimo, że Stephen Davis, autor biografii "Jim Morrison, Life, Heath, Legend", uważa, że ta historia nie jest prawdziwa,
ale potwierdził ja Patrick Chauvel, renomowany fotograf wojenny, który w 1971 r. miał 19 lat i niekiedy pomagał przy barze.
Ale, tak na prawdę, to Wielu fanów rockmana twierdzi, że obecnie nie ma już znaczenia, w jakich okolicznościach umierał poeta i muzyk. Morrison miał 27 lat, był charyzmatyczny, szalony, dziki. I taki pozostanie na zawsze.
I taki pozostanie na zawsze ...