U-la napisał(a):Kfffffffiatki wreszcie były!!! Janie - czemu tam nie ma kwiatków??? Tak mi się ten Paryż stereotypowo kojarzy, a kwiatków romantycznych jakoś mi brakuje...
Są kwiatki i różne inne zieleniny (nie mam bynajmniej na myśli sałaty na straganach
). Widok Paryża to na pozór kamienna pustynia. W rzeczywistości tu i ówdzie sporo jest parków i ogrodów, a w nich Twoich ulubionych kffffffiatków. Będzie jeszcze kwiatek specjalnie dla Ciebie w jednym z następnych odcinków przy okazji pobytu w Ogrodzie Luksemburskim.
U-la napisał(a):I jeszcze szaaaaaleeeeeeenie mi się ten fragment podobał:
jan_s1 napisał(a): Przez dwa tygodnie dzień po dniu prawie żadnych napojów - tylko prawdziwe doskonałe Bordeaux!
Popatrz, mnie też sie podobał.
W tym, co napisałem nie ma żadnej przesady. Wyobraź sobie - 24 godziny na dobę na ciągłym rauszu i tak przez 2 tygodnie! Ale chyba nigdy w życiu tak ciężko nie pracowałem, jak na tym winobraniu i myślę, że gdyby nie ten szlachetny trunek, to prawdopodobnie nie zdałbym tego egzaminu. Byłem tam z kuzynem (również z Polski), a pracowaliśmy wspólnie z zaprawioną w bojach miejscową ekipą francuskich Cyganów, bardzo sympatycznych zresztą. Jeden rządek winogron "obrabiało" dwie osoby. Nasz ciągły stres polegał na tym, że oni ciągnęli, jak stachanowcy jacyś, a naszym problemem było nie zostawać za bardzo z tyłu. Jak tylko zostawaliśmy 5, 6, 7 metrów, wpadaliśmy w rodzaj euforii i goniliśmy, goniliśmy - po 2-3 dniach nawet z niezłym skutkiem.
Pamiętam, że nasi przemili Cyganie za nic w świecie nie mogli pojąć, co na tym winobraniu robią ingenieur electronique i ingenieur geometre? Nie wiem, co tam sobie myśleli, a myśleć mogli bardzo różnie.
Jeden z Cyganów był z pochodzenia Jugosłowianinem - tak to zapamietałem, bo nie miałem jeszcze tej dojrzałej świadomości, żeby wywiedzieć się, czy to Serb, czy Chorwat. Jak tylko nas zobaczył, zawsze powtarzał: kurvu francusku - dobre, dobre. Budowało to rodzaj wspólnoty językowej, tym bardziej, że udawaliśmy, iż doskonale wiemy, o co mu chodzi.