Witajcie!
Po zeszłorocznej pierwszej podróży do Chorwacji w tym roku postanowiliśmy wybrać się trochę bliżej , do Słowackiego Raju (z niewielkim bonusem). Myślałam o nim już dawno. A poza tym, wiecie czym mógłby grozić ponowny wyjazd do Cro w tym roku– trudniej byłoby się zdecydować potem na coś innego. No i to jednak mniej kilometrów . Trochę się naszukałam noclegów, bo oferta na tych popularnych serwisach noclegowych jakaś bogata nie jest. Myślałam o Popradzie (za daleko) i Hrabušicach ( tam z kolei chyba nie ma sklepu oprócz sklepiku na kampie Podlesok, ja w każdym razie nie znalazłam informacji). W końcu stanęło na miejscowości Nowa Wieś Spiska, osiem noclegów na przełomie czerwca i lipca.
Tytuł relacji (trochę go spolszczyłam) niespodziewanie stał się myślą przewodnią naszych tegorocznych wakacji. I nie chodzi o to, że kupowałam tam dużo pomidorów i ogórków tylko o moje chwilowe zafascynowanie i rozbawienie językiem słowackim. Ponieważ trudno przedstawić ten fakt na zdjęciach, rozmów żadnych też nie nagrywałam, to chociaż tytuł będzie o tym trochę przypominał . Oczywiście postaram się opisać swoje wspomnienia i spostrzeżenia, nie wiem tylko czy jeszcze pamiętam...Trochę się zamotałam.
Zapraszam do czytania i oglądania, choć znów mam tremę, bo to inny dział, mniej zaglądających, mniejsza motywacja… Ale chętnie się podzielę wrażeniami, a może nawet komuś się to przyda. Na początek zapowiedź zdjęciowa: