Jako rodzinka zakochana w żeglarstwie w sezonie wiosenno-letnim spędzamy mnóstwo czasu na wodzie.
Większość wolnych weekendów to zabawa na miejscowym zbiorniku na naszej MaBe.
Ponieważ jednak lubimy nie tylko pływać ale i mieszkać na wodzie – więc nie możemy nie bywać na najbardziej znanych i obleganych polskich jeziorach.
Mazury co roku muszą być .
Pomyślałam, że napiszę parę słów, choć pewnie będzie to bardziej fotorelacja niż relacja.
Jeśli znajdzie się ktoś chętny na wyprawę po naszych pięknych Mazurach AD 2017 to serdecznie zapraszam.
Mazury zawsze odwiedzamy w czerwcu – tego roku był to ostatni tydzień roku szkolnego i pierwszych kilka dni wakacji.
Czerwiec pozwala się cieszyć jeziorami przed szczytem sezonu – są one wtedy zdecydowanie mniej zatłoczone niż w wakacje.
Nasza mazurska załoga już gotowa.
Chęć udziału zgłosili Johnnie, Jim, Jack i oczywiście Cyc.
Po intensywnym pakowaniu – jednak Mazury to akwen bardziej wymagający niż Adriatyk, temperatury niższe, niezbędne ciepłe kurtki, czapki, sztormiaki, kalosze, grube śpiwory – wyruszamy z domu bardzo wczesnym świtem.
Chcemy być na miejscu koło południa a z domu czeka nas jednak kilka godzin jazdy.
Droga mija sprawnie.
Na Mazurach wąskie dróżki, widokowo piękne.
Koło południa mijamy znak
Wpadamy na teren mariny w Rynie.
Jacht jeszcze nie gotowy – poprzednia załoga kończy sprzątać.
Siadamy na nabrzeżu i łapiemy pierwsze promienie słońca.
Jest ciepło, zdecydowanie nie mazursko.
Nareszcie skończyli, wrzucamy torby i całą resztę bagażu.
Zapakowani, po szybkim obiedzie w pizzerii w Rynie wypływamy.
Ahoj Przygodo