Chyba jednak nie pojadę
No cóż pozostaje wspomnień czar
8 września 2009 Tak naprawdę warte odnotowania jest tylko czarne risotto
Wiatr nie odpuszcza. Jak się nieco uspokaja, idziemy na plażę porcikową. A tam mnóstwo jiży. Obchodzimy się z nimi ostrożnie jak to z jiżami
. K łapie bakcyla nurkowego. Namawiają mnie również. No dobra, zrzędzicie, to już zanurkuję. Nurkuję i.... E tam, same paskudztwa, życie podwodne interesuje mnie tylko wtedy, kiedy odpowiednio przyrządzone gości na moim talerzu
. Im bardziej wiem, co jest pod wodą, tym mniej mam ochotę do niech wchodzić. Jakieś to wszystko obślizgłe i nierzeczywiste. Akwarium w domu też lekceważę. Ani tego pogłaskać nie można, ani przytulić, ani na taś taś ani na kici kici nie reaguje... Nie to nie dla mnie. Oglądam jiże siedzące pod kamlotami w płytkiej wodzie - ładne są, chrakterne bestie
Towarzystwo mamrocze coś o niereformowalnych osobach, lekceważę te inwektywy.
Po plażowaniu sjesta zasłużona. Odpoczynek jest taki męczący. Czas się zdrzemnąć.
Nareszcie przychodzi czas na jedzenie
. Kierujemy się na z góry upatrzone pozycje. Zamawiam czarne risotto. W zeszłym roku się tym opychałam, zobaczymy jak Pan Kamarad je przyrządza. To, co dostaję, przechodzi moje najśmielsze oczekiwania. Reszta towarzystwa patrzy na mnie z obrzydzeniem. Nawet nie chcą spróbować i dobrze, będzie więcej dla mnie
. Matko, przecież ja nie zdążę zjeść tego tu jeszcze raz, bo mi wakacji na te specjały nie starczy. Muszę innych rzeczy spróbować. Białe winko też jest. Nawet nie pamiętam, co jedli Art, KiM... pamiętam tylko ten smak... no i ten kolor...
Wieczory w Boraku są zacne, postanawiamy jeden nieco uwiecznić
Nasz domek w wieczorowej szacie