Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Pamiątka z Chorwacji - Wzdłuż wybrzeża do Boraka Dingača

Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj!
[Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
ufokking
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 561
Dołączył(a): 21.07.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) ufokking » 27.07.2010 21:22

heeeheheh super z kuchenką rewelacja :lol:
U-la
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2268
Dołączył(a): 10.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) U-la » 27.07.2010 22:30

Cześć skandaliczne zachowująca się kobieto!!! :lool: :lool: :lool: Jak to się dzieje, że te nieprzewidywalne sytuacje są nie do przewidzenia :lool:
Numer z kuchenką też mi się podoba :D
Pozdrawiam serdecznie :D
ANITA:)
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 798
Dołączył(a): 07.02.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) ANITA:) » 27.07.2010 22:46

Aguha coś mi się zdaje że twój małżonek na nudę raczej nie narzeka :wink: :) i dobrze i dobrze chłopu jak się nudzi to głupoty do głowy przychodzą :twisted:

Przeczytałm raz i ........czytam kolejny :D
Adam.B
Cromaniak
Posty: 4491
Dołączył(a): 12.02.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Adam.B » 27.07.2010 23:02

:D :D hehe :) ciekawie :D , ale że woda 31.. sierpnai była zimna ? chyba :D nadal myślałaś w Jadranie o tym brzydkim panie z bramek :lool: :lool: :lool:
smoki
Cromaniak
Posty: 619
Dołączył(a): 31.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) smoki » 27.07.2010 23:18

No nie można tak :!: My za dni 2 wyjazd , a tu kolejna relacja ,że nie tylko buty spadają :P :P Jak my to nadrobimy po powrocie. :wink: :?:
Vjetar
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 45308
Dołączył(a): 04.06.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Vjetar » 28.07.2010 07:33

Aguha napisał(a):Jesteśmy raczej szczęśliwi.


Hehehehehehe.
Ciężko podziwiać piękny zachód słońca kiedy dopada "mały głód"...
marsylia
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 882
Dołączył(a): 19.07.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) marsylia » 28.07.2010 07:40

:lol: :lol: :lol: wariatka :!: :hearts:
monia85
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 666
Dołączył(a): 05.02.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) monia85 » 28.07.2010 09:54

Dobre :!: :wink:
Aguha
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 875
Dołączył(a): 27.03.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aguha » 28.07.2010 20:13

U-la napisał(a):Cześć skandaliczne zachowująca się kobieto!!! :lool: :lool: :lool: Jak to się dzieje, że te nieprzewidywalne sytuacje są nie do przewidzenia :lool:
Numer z kuchenką też mi się podoba :D
Pozdrawiam serdecznie :D


Witaj U-la, miło, że zajrzałaś. Też bym chciała wiedzieć, Kto w tym nieprzewidywalnym macza paluchy ;)

ANITA:) napisał(a):Aguha coś mi się zdaje że twój małżonek na nudę raczej nie narzeka :wink: :) i dobrze i dobrze chłopu jak się nudzi to głupoty do głowy przychodzą :twisted:

Przeczytałm raz i ........czytam kolejny :D


Staram się jak mogę urozmaicić mu żywot :)


Adam.B napisał(a)::D :D hehe :) ciekawie :D , ale że woda 31.. sierpnai była zimna ? chyba :D nadal myślałaś w Jadranie o tym brzydkim panie z bramek :lool: :lool: :lool:


No właśnie cholera jedna wydawała mi się zimna. A myślałam o tym Panu jeszcze czule przez jakiś czas, mam nadzieję, że mu się choć czkało.

marsylia napisał(a)::lol: :lol: :lol: wariatka :!: :hearts:


Miło mi Aguha ;) :hearts:

Jacek S napisał(a):
Aguha napisał(a):Jesteśmy raczej szczęśliwi.


Hehehehehehe.
Ciężko podziwiać piękny zachód słońca kiedy dopada "mały głód"...


Oj, tak jeszcze Wam udowodnię, że strawa, niekoniecznie duchowa, to ważny element mojego, nie tylko wakacyjnego, życia :)

smoki napisał(a):No nie można tak :!: My za dni 2 wyjazd , a tu kolejna relacja ,że nie tylko buty spadają :P :P Jak my to nadrobimy po powrocie. :wink: :?:


Witaj, smoki. Kolejny urlop na czytanie relacji należy zabezpieczyć :) no i napisanie własnej, rzecz jasna.
Aguha
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 875
Dołączył(a): 27.03.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aguha » 28.07.2010 20:56

1 września 2009, na prawo Nin, na lewo Zadar, na środku Šibenik, zwiedzania dzień pierwszy

Idziemy spać tuż po zmroku, a słońce zachodzi przed 21. Rano o 7 ... szczygiełki. Pobudka jest nieco dziwna, budzimy się na łóżku wodnym! Dziwne, przecież mamy duży welurowy materac, co prawda dmucha się go wieczność, ale śpi się wygodnie. W tym roku, dzięki Dobrym Ludziom mamy nawet elektropompkę i Art nie musi napełniać "pontonu" zawartością swych płuc. Ki diabeł? To już jasne, jest dziura. Złowieszcze sssssssss mąci spokój poranka. Art próbuje naprawić plastrem, nawet coś to daje. Pakujemy Corsika i wiooo.

Naszym celem jest Nin. Jedziemy przez mało uczęszczane drogi, z daleka podziwiamy Pag. Dojechawszy, parkujemy pod murami. Czas na zwiedzanie. Pogoda idealna.

Miasteczko podoba nam się bardzo, łazimy po nim godzinę.

Obrazek

Obrazek

Na mnie wielkie wrażenie robi maleńka "katedra". Jest urocza, czytałam, że to nie katedra kolońska, ale nie sądziłam, że to takie małe. Podoba mi się bardzo.

Obrazek

Przed budynkiem moim oczętom ukazuje się jakiś piekielnik :) Diaboliczna rzeźba przedstawia byłego gospodarza. Niestety słoneczko prosto w obiektyw i zdjęcia nie wychodzą :(.

Obrazek

Obrazek

Po rekonesansie ruszamy dalej ... cel Zadar.

W drodze zamierzaliśmy zobaczyć jeszcze słynny Kościół św. Mikołaja, ale w natłoku wrażeń... zapominamy o tym. Rzucam kilka luźnych uwag na temat naszej inteligencji...

W Zadarze nie podobają nam się ceny parkingów, więc postanawiamy zaparkować tam, gdzie tubylcy. Znajdujemy ulicę oddaloną pięć minut piechotką od kładki pieszej do Starego Miasta i tam wmanewrowujemy się pomiędzy auta z blachami ZR. Oglądamy dokładnie, czy nie ma zakazu parkowania, parkometrów, czy za szybami aut nie leżą karteczki. Wszystko wygląda OK. Ruszamy na podbój.

Mnie najbardziej podobają się wyligane (po poznańsku - wyślizgane) kamienie. Muszą ślicznie wyglądać w deszczu. Staram się nie wybić sobie ząbków, więc stąpam dość ostrożnie i tak wykonuję czasem coś na kształt tańca połamańca.

Obrazek

Docieramy do Głównego Rynku.

Obrazek

Wchodzimy do kościoła św. Donata. Masywna budowla, piękne drewniane sklepienie.

Obrazek

Kierujemy się na nadbrzeże w celu posłuchania morskich organów. Wcześniej jednak spotykamy wielki poruszający się niebieski okrąg z bateriami słonecznymi, ale nie wiem, co to jest, podejrzewamy, że kalendarz? Nie do końca mamy rację. Nazywa się to Pozdrowienie dla Słońca. Więcej info tu

Ale już są organy. Siadamy, słuchamy - ciekawa sprawa.

Obrazek

Wracamy do miasta i siadamy w kafejce. Z uporem maniaka żądam prirodej limonady (polecanej na forum przez maslinkę), próbuję i wiem... To będzie przebój napitkowy!!! Art jest wierny oranginie. Łazimy jeszcze chwilę, bez specjalnego celu. Robimy zakupy w Konzumie, odwiedzamy kantor. Kierujemy się do auta, jest jeszcze wcześnie i zdecydowaliśmy, że zaliczymy jeszcze Šibenik.

W drodze do tego miasta zatrzymujemy się na plaży za Brodaricą, na popas.. Zatrzymujemy się, gasimy silnik, otwieramy okna i - atakuje nas oszałamiający hałas. Cykady dają czadu. Na początku jestem przerażona, ale po chwili zaczyna mi się nawet podobać. Zjadamy nasz obiad - chleb ze smarowidłem, na deser wskakujemy do wody. Plaża i okolica nie podoba nam się wcale.

Wjeżdżając do Šibenika haniebnie kluczymy w poszukiwaniu darmowego parkingu. Ponosimy porażkę, więc opłacamy postój i w drogę.

Wydawało się nam, że Šibenik to nic takiego. Każdy tylko katedra i katedra... Wchodzimy na Starówkę - natychmiast wpadam w zachwyt. Schodki, uliczki, zaułki, balkony, tarasy.

Obrazek

A katedra jest przepiękna.

Obrazek

Przed wejściem zaopatrzyć się można w chałat, by goliznę nieco przykryć. Bardzo dobry pomysł, bo choć nie jestem fanatyczką, to jednak przykrótkie gacie, gołe brzuchy i dekolty do pasa nie przystoją w świątyni. Siadamy i odpoczywamy pasąc oczy. Pięknie.

Spacerując po zakamarkach, napotykamy śpiące kocisko.

Obrazek

Podchodzimy na palcach, by go nie zbudzić, nad uchem kusimy "kici, kici", a bestia nawet uchem nie zastrzyże, o otwarciu ślepia nie wspomnę. Lekko przestraszona mówię: "Może on nie żyje". Nachylamy się więc, w celu obserwacji ruchu klatki z piersiami. Rusza się.

Powoli czas zjeżdżać na bazę. To był długi dzień, pełen wrażeń.

W planach był nocleg w Šibenika na kempingu Jasenovo, jednakże Art stwierdza, że chce jechać dalej, gdzie "będzie pohled". No to szukamy miejsca na namiot z widokiem. Jedziemy, jedziemy... tu źle, tu nie tak, tu za blisko, tu za daleko, ten za duży, tamten za drogi... Dojeżdżamy aż za Primošten. Nie widać naszego kawałka ziemi. Nagle drogowskaz, szybki skręt i pojawia się szuter... Jeździmy po końcu świata. "Nie tu mi się nie podoba" - słyszę. Muszę przyznać, odważnego mam małżonka, tak ćwiczyć moją cierpliwość. :) Nie odzywam się jednak. Jestem zarzucana pytaniami typu "No gdzie jest tu jakiś fajny kemp?" Pomylił mnie z Internetem. Afera wisi na włosku. Jedziemy, jedziemy przez trawy i wyjeżdżamy... w środku mariny nieoznakowanej tablicą miejscowości. W końcu decyzja, trzeba wrócić i zatrzymać się na jednym z tych mniej doskonałych kempingów.

Lądujemy w miejscowości Blato na kempingu Blato. Na pewno nie jest to miejsce na spędzenie wakacji, natomiast na jedną noc, jak najbardziej. Kemp położony jest bardzo blisko Jadranki, do morza jakieś 400 metrów, hałas od aut w nocy spory. Ale jednak: tanio, pustawo, czysto, przyjemnie, kameralnie. Towarzystwa dotrzymywał nam rudy kocur, o spojrzeniu zagłodzonego biedaka i 2 słowackie rodziny.

Wieczorkiem idziemy usiąść nad morzem, oglądamy zachód słońca piwkujemy i spać.
Użytkownik usunięty

Nieprzeczytany postnapisał(a) Użytkownik usunięty » 29.07.2010 13:43

cyt...Wydawało się nam, że Šibenik to nic takiego. Każdy tylko katedra i katedra... Wchodzimy na Starówkę - natychmiast wpadam w zachwyt. Schodki, uliczki, zaułki, balkony, tarasy...

Dokładnie tak samo zareagowałam .... tym bardziej że starówkę zwiedziliśmy późnym popołudniem i nie było na szczęście tłumów,przez co odczucia jeszcze fajniejsze!
Relacja cudna!
Elizasz
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 518
Dołączył(a): 05.07.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Elizasz » 29.07.2010 14:06

Dołączam i ja do czytających :)

Jako jedyna chyba, która lubi prasować :wink:

I zachowuje się podobnie w sytuacjach kryzysowych (też mnie wtedy nachodzą myśli-skąd ja znam te teksty??) 8) :lol:

Opis pana 2 kuna rozwalił mnie na łopatki :lool: :lool: :lool:
A tu zaraz kuchenka-czad 8) :lol:

Piękne zdjęcia robicie :D

Orangina to też mój ulubiony napój, zaraz po piwku :wink:

teraz czekam na cd.!

Ps. odnośnie tej pamiątki-dobrze się wszyscy próbuję domyślić? :wink:
AndreaMia
Podróżnik
Posty: 28
Dołączył(a): 04.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) AndreaMia » 29.07.2010 20:23

Też zasiadam do relacji.....czyta sie extra :-)
Aguha
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 875
Dołączył(a): 27.03.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aguha » 30.07.2010 20:59

Witajcie mallgola Elizasz AndreaMia! Miło Was widzieć.

Zaraz nastąpi cdn...
Aguha
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 875
Dołączył(a): 27.03.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aguha » 30.07.2010 21:38

2 WRZEŚNIA 2009 - W poszukiwaniu przełomu Cetiny, powrót na stare śmieci - Tučepi jest piękne.


Budzimy się wcześnie rano, wczoraj też poszliśmy spać o 21. Kot usilnie próbuje zgrywać głodomora, ale i naszym śniadaniem - gardzi. Chrupki chleb i dżem mu nie smakują, nam też. Natomiast nasz dziurawy materac nadal jest dziurawy... Można na nim leżeć tylko we dwoje. Gdy jedno wstanie... drugie dobija dupskiem do ziemi. :) Szybkie pakowanie i w drogę.

Tak wygląda nasze pole.

Obrazek

Cel - Omiš i przełom Cetiny. Po drodze zatrzymujemy się na fotki koło Primošten. Kiedyś trzeba będzie tu przyjechać, bo ładnie.

Obrazek

Na parking jednakże podjeżdżają zorganizowani rodacy, więc szybko udajemy się na z góry upatrzone pozycje.

Dojeżdżamy do Omiša i zaczynamy wspinaczkę. Droga jest kręta... Naszym celem jest pomnik niewiasty, przy którym Makłowicz gotował frykasy. Nie możemy znaleźć, więc błądzimy. Zajeżdżamy do wioski... No nie, stąd to my rzeki przełomu nie zobaczymy. Wjeżdżamy jeszcze wyżej. Jest sympatyczny parking, więc się zatrzymujemy i wspinamy się kawałeczek. Cykady dają radę. Jest cicho, upalnie, aromatycznie, pinie cudnie pachną. Po wyczerpującym :) pięciominutowym marszu, docieramy do kapliczki, sprzed której rozpościera się przepiękny widok na morze, rzekę, góry, miasto, wyspę. Przed kapliczką stoi w cieniu samotne wiklinowe krzesełko. Siadam na nim i rozkoszuję się widokami, zapachami i dźwiękami. Jest bosko!!!

Obrazek

Obrazek

Art fotografuje, fotografuję i ja :).

Obrazek

Zaglądam do kapelki, wyposażenie bardzo skromne, na obrazie św. Jerzy i jego smocza ofiara.

Obrazek

Obrazek

Jest wspaniale, no ale w końcu gdzie ten pomnik??? Zjeżdżamy więc niżej, parkujemy na maleńkim parkingu tuż przed tunelkiem (bo jak nazwać tę dziurę w skale).

Obrazek

Stoi tam trochę aut na obcych blachach, jest więc szansa na atrakcję turystyczną. Oto pomnik we własnej osobie.

Obrazek

Schodzimy do niego, patrzymy, podziwiamy, ale mi się bardziej podobało przy kapelce.

Jedziemy dalej. Wjeżdżamy na Riwierę Makarską. W notatniku napisałam, że wjeżdżamy w najpiękniejszą część Chorwacji. Riwiera jest piękna, ale czy najpiękniejsza? No nie jestem już tego taka pewna. Oczywiście achujemy i ochujemy.

Postanawiamy odwiedzić naszą ubiegłoroczną plażę tuż za Tučepi. Wcześniej postanawiamy jeszcze zjechać do Breli i Baśki Wody, bo Art nie Am papuci do wody. Wjeżdżamy do kurortu i...dramat. Mnóstwo ludzi, mnóstwo, straganów, mnóstwo wszystkiego. Kołchoz turystyczny, szybko uciekamy. Wydawało mi się, że Tučepi to już raczej gwarne miejsce zaadaptowane do potrzeb turystycznej gawiedzi, ale to co zobaczyłam w Baśce i Breli mnie przytłoczyło. Jestem przerażona. Szybko do Tučepi. Jeszcze zakupy i na "naszą" plaże.

Jest to cudna plaża zaraz za miasteczkiem.

Obrazek

W części bliżej miasta plażują tekstylni, w drugiej części, ci mniej ubrani. Jedni i drudzy sobie nie przeszkadzają. Należymy do pierwszej grupy. Z trudem znajdujemy miejsce w cieniu. Jesteśmy raczej bladzi niż śniadzi, więc preferujemy słonko poza naszymi boskimi ciałami :). Art biegnie kupić paputy, a ja leżę i delektuję się pięknymi widokami, zapachem, na który czekałam cały rok (że też takich odświeżaczy nie produkują - pinie, Adriatyk i oliwki). Przez prawie dwie godziny na zamianę moczymy i wygrzewamy cielska. Przy planowaniu wakacji Art molestował mnie, żeby jeszcze raz pojechać do Tučepi. Ja się nie dałam i teraz stwierdzamy, że dobrze, że jedziemy gdzieś indziej. Tu było cudnie, ale chcemy (hmmm a może tylko ja chcę, ale mam siłę przebicia :), więc chcemy :) czegoś innego. Zbieramy nasze zabawki i w drogę.

Docieramy do wychwalanego pod nieboska Kampu Male Ciste. Podoba nam się, miło, sympatycznie, kameralnie, przyjaźnie. Pan Właściciel trochę mówi po polsku. Kamp robi na nas dobre wrażenie - spokojnie mogę się podpisać pod zachwytami forumowiczów. Gdybym lubiła wakacje pod pałatką, na pewno tam mogłabym je spędzić.

Wieczorem w końcu upragniona kolacja w knajpie. Jestem tak głodna, że prawie robię awanturę w temacie "czy sobie możemy pozwolić?". (Mamy wszak spędzić w Chorwacji prawie trzy tygodnie, budżet mamy dość napięty, wystarczy - nie wystarczy?? Oto jest pytanie! Wiemy, że jak dobiją do nas KiM będziemy chcieli chodzić po knajpkach na obiady, więc przez te pierwsze dni zaciskamy pasa :(). Po prostu muszę zjeść jakiś konkrecik. Jedziemy więc do Drvenika, tam pochłaniamy pyszne pizze w raczej nie rujnujących nasze kieszenie cenach. Ponieważ znów tchórzę przed kierownicą, więc solidarnie z Artem popijam ją prirodną limoniadą - powiedzmy sobie szczerze żadne to poświęcenie.

Nadchodzi czas na spoczynek. My oczywiście razem z kurami, co tu robić?. Ludzie sobie kulturalnie siedzą przed namiotami przy stołach, mają krzesła, światło. A my mamy namiot i lewe strony wycieraczek z auta jako taborety :D

Przed snem Art zapowiada, iż ma dość skał w plecach i postanawia naprawić materac. Tak, tak moja złota rączka :). Mamroczę coś o bezsensowności tych poczynań, ale moje ględzenie jest puszczone mimo uszu. W pewnym momencie słyszę słowo powszechnie uważane za obelżywe. Z zainteresowaniem więc zapytuję "Cóż się stało?", odpowiedź brzmi "Wypaliłem dziurę w namiocie". Podchodzę z jeszcze większym zainteresowaniem i cóż widzę, Moją Drugą Połowę, z poparzoną (na szczęście lekko i zupełnie niegroźnie) ręką, w namiocie dziura wielkości sporej śliwki (na szczęście tylko w tropiku i to tuż nad podłogą - dziś już zaszyta przez mojego dzielnego Małżonka) i nadal dziurawy materac. Dziura w materacu owszem została zaklajkstrowana (to po poznańsku), ale wypaliły się (same się wypaliły ;)) dwie nowe. Już spieszę zaspokoić ciekawość, jakiż to nowatorski i genialny pomysł miał Art. A mianowicie stwierdził, że stopi folię i pokapie nią na dziurę w materacu, i owa dziura grzecznie się zasklepi. Butelka po mineralnej w rękach, błyska zapałka. Wszystko szło sprawnie, aż niestety zawiał zdradziecki wiatr i folia nakapała na namiot i rękę. Jestem litościwa, nie komentuję, ale moje spojrzenie... Art mówi, że pomysł był genialny tylko wiatr był cholerny. Wredne, złośliwe wietrzysko...

Jestem litościwa, nie komentuję...

Spanie na twardym jest bardzo zdrowe :D
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Nasze relacje z podróży



cron
Pamiątka z Chorwacji - Wzdłuż wybrzeża do Boraka Dingača - strona 3
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone