piekara114 napisał(a):Czekam na Twoje podsumowanie i ocenę Pakostane, bo jak już wiesz, mnie nie zachwyciło...
No to i czas na podsumowanie. Pojawi się tu jeszcze kilka fotek z moich "połowów" ale to w osobnym poście, bo do tej pory wyłowione okazy stoją w słoikach na balkonie i nie zrobiłem jeszcze selekcji ani tym bardziej fotek.
Co do samego wyjazdu i pobytu.
Miejscowość mnie nie zachwyciła, ale jest to dobra baza wypadowa na zwiedzanie okolic. Posiada deptak, więc jest gdzie wyjść na wieczorny spacer, na dodatek trafiłem na Dni Pakostane, co ogólnie podnosi ocenę tego miasteczka. Rzecz jasna, nie ma co porównywać do miejscowości z rejonu Makarskiej, czy tez Rogoznicy, Primostena, czy chociażby Medulina.
Niby wszystko w porządku, ale czegoś mi w Pakostane brakowało. Nie wiem czego, ale jakieś takie nijakie to było. Takie Tribunj mniejsze, ale klimat zupełnie inny.
Apartament w którym spałem jak najbardziej ok. ale nie wiedzieć czemu nie zrobiłem fotek wnętrz dlatego też nie mogę wpisać tej lokalizacji do banku kwater. No chyba, że mogę podeprzeć się fotkami ze strony www. apartamentu. Bliziutko do plaży, bliziutko do dobrze zaopatrzonego sklepu,do banku i do sklepu rybnego. Cisza wokół, więc narzekać nie można. Nawet jest plaża piaszczysta ( co prawda piasek pojawia się dopiero w wodzie, ale było płytko więc dzieci bardzo zadowolone). Nam najbardziej podobała się plaża na terenie campingu, być może dlatego, że tam był cień. Są małe minusy (płatny prysznic - ale kran obok prysznica darmowy) ale dla jednych mogą mieć znaczenie, dla innych nie. Właścicielka sympatyczna, w niczym nie przeszkadzała. Co prawda Włoszka, angielskiego ni w ząb nie znała, więc jak chcieliśmy chwilę porozmawiać to tylko w języku chorwacko-gestykulacyjnym
ale dało radę.
W Pakostane znalazłem 4 punkty do wymiany walut, pewnie jeszcze ze 2 by się znalazły. Najlepszy kurs wymiany był w banku przy Studenacu. Knajpy, jak wiadomo, im bliżej centrum tym droższe. My do najbliższej, i w sumie w miarę taniej mieliśmy 250 metrów. Sumując to, raczej nie można się do niczego przyczepić.
W tym rejonie Chorwacji jeszcze nie byłem, dlatego tym bardziej pobyt uważam za udany. Wszyscy zadowoleni, pogoda dopisała, więc mogę wspominać kolejne super wakacje. W zasadzie plan zwiedzania wypełniony prawie w całości, bo zobaczyliśmy Zadar, Biograd na Moru, Kamenjak (cudo!), kolejny raz Sibenik, Murter. Mnie jedyne czego brakło to dopłynąć, do któreś z wysepek i sprawdzić, co się na dnie kryje, ale się nie udało. Jakoś brakło czasu na eskapadę, a wpław bałem się jednak płynąć, bo ruch na wodzie był ogromny.
Po tych 6 pobytach jednak na nieskazitelnie dla mnie fantastycznej Chorwacji pojawiły się jednak rysy.
Społeczeństwo chorwackie się zmienia. Teraz było to widoczne. Owszem, jest to spowodowane też sytuacją polityczną w Europie, kiedy kolejne państwa uważane dotąd za turystyczne raje stają się krajami podwyższonego ryzyka. Część turystów zmienia swoje destynacje i na pewno spora część zawitała do Chorwacji. Ale miejscowi już nie tak serdeczni jak wcześniej. Miny naburmuszone, porozmawiać o niczym się nie da. Jak kupowałem na przyplażowych bazarkach coś do jedzenia, to patrząc na tych ludzi czułem się jak natręt a w ich oczach widziałem tekst: płać, bierz i spadaj. Jeszcze w zeszłym roku kupując ziemniaki czy pomidory potrafiłem sobie uciąć pogawędkę ze sklepikarzem, teraz wyglądało to z mojej strony jak zawracanie d..y.
Ogólnie ludzie stali się kłótliwi. Miałem scycję z lokalsem. Niby nic szczególnego ale wk...ił mnie ostro.
Jak pisałem wcześniej przejście na plażę było między dwoma budynkami. Od strony plaży miało ono ok. 1,5 m szerokości ale się zwężało i od strony uliczki miało może 50-60 cm więc minąć się już było ciężko. Szliśmy na plażę obładowani materacami, namiotami, ręcznikami, na dodatek wózek rozłożony i reszta bambetli na wózku. Przeszliśmy już tą szczelinę to z naprzeciwka wszedł miejscowy (nie chcę nikogo obrażać za wygląd - ale to był spocony grubas) i widząc nas nie zatrzymał się tylko podszedł niemal zderzając się ze mną i zaczął na mnie krzyczeć. Nie mówić, tylko krzyczeć. Najłagodniej jak to się to dało, poprosiłem go po angielsku, żeby się kilka metrów wycofał, to się miniemy, ale on nie odpuścił. Kilka osób szło za nim, to się wycofali i chcieli nas przepuścić. Ale on nie - kazał nam się wycofać bo on tu był pierwszy. Nerwy mi puściły i chwyciłem go za koszulkę a ręka już mi się zginała w pięść, ale żona w ostatniej chwili mnie powstrzymała. Jak nic by zarobił, wkurzyło mnie to, bo widział małe dzieci i mimo to żal mu było kilka sekund czasu. Jedyne co dostał taką wiązankę po angielsku i polsku, że nie będę jej tu przytaczał. Ale wydaje mi się, że nic z tego nie zrozumiał. Taki typowy miejscowy cap.
Niby to jednostkowy incydent, ale takich incydentów było więcej. Innym razem miejscowy zapamiętale trąbił na mnie, jak usiłowałem wyjechać z parkingu. Obstawili mnie inni tak, że musiałem to robić na kilka razy, a traf chciał, że przy wyjeżdżaniu zastawiłem trochę ulicy. Oczywiście trafił się strasznie niecierpliwy, któremu tez nie odpowiadało, że ukradłem mu 30 sekund życia. Inny przykład. Spacerujemy w Sibeniku. Brakło nam wody. Wszedłem do sklepu a'la Konzum, wziąłem butelkę wody stanąłem w kolejce do kasy. Kilka osób przede mną, każda z wyładowanym koszykiem. Poprosiłem grzecznie o przepuszczenie, że tylko wodę chciałem, odliczone pieniądze mam. Jedni przepuścili, bo Anglicy, jak się okazało, kolejni przepuścili bo Polacy, ale jak doszło do miejscowych to już nie dało rady. Co zrobić? Dzieci przed sklepem jęczą, że pić, żona zniecierpliwiona. Ano stałem łaskawie 10 minut. Kolejny przykład. Któregoś dnia poszedłem na plażę sam bo upał tego dnia był wyjątkowy i postanowiliśmy, że reszta rodzinki przeczeka najgorsze słońce i pójdziemy razem po obiadku. Rozłożyłem ręcznik na dostępnym miejscu (akurat się zwolniło). Zostawiłem ubranie klapki na ręczniku, i zaopatrzony w maskę i rurkę poszedłem zwiedzać morskie dno. Wróciłem po mniej więcej poł godzinie a mój ręcznik razem z rzeczami rzucony bezładnie kilka metrów dalej i nieźle zdeptany. A na moim miejscu leżą dwie lalunie i prowadzą konwersację. Na moje grzeczne słowa, że to było moje miejsce a tam są moje rzeczy nie zareagowały, jakbym po prostu mówił do ściany. Powtórzyłem, nieco głośniej. Zero reakcji. Co mogłem zrobić? Schyliłem się, wziąłem ich rzeczy i rzuciłem jak najdalej w kierunku ulicy. W 20 sekund miejsce było wolne. Wredny jestem prawda? Po prostu mam taki charakter, że staram się ustępować, ale jak ktoś przyłoży mi w policzek, to nie nadstawiam drugiego tylko oddaję. Takie przykłady można mnożyć. Życie mnie tak nauczyło.
Może inni na to nie zwracają uwagi, ale wcześniej się z takim czymś nie spotykałem. Oczywiście nie można wrzucać całego narodu do jednego worka, ale niewątpliwie nastawienie Chorwatów do turystów się zmienia. Uprzejmości i serdeczności coraz mniej, a coraz większe parcie na pieniądz.
Któregoś dnia chcieliśmy zobaczyć sławną plażę Pine Beach. Spodziewałem się, że kilka kun za wejście na kemping trzeba będzie zapłacić. Kilka kun okazało się kwotą 30 kun za osobę, bez rozgraniczenia czy dziecko, czy osoba dorosła. 150 kun za wizytę na plaży to jednak przesada, dlatego zrezygnowaliśmy. Chciałem sprawdzić, czy samochodem da się dojechać na ta plażę. I sprawdziłem. Owszem da się, ale nie da się zrezygnować, jak ktoś w takcie jazdy uliczką do plaży się rozmyśli. Uliczka ma szerokość 4 metrów, do tego pobocza kamieniste po poł metra szerokości. Na całej długości uliczka obstawiona głazami, tak, że ledwo mijają się dwa osobowe auta, a zawrócić się nie da. Podjechałem pod sam szlaban i zawróciłem na kilkanaście razy. Na gogole street było widać mały dziki parking tuż przed szlabanem, gdzie w razie potrzeby można było zawrócić, tego parkingu już nie ma. Ja do tej plaży dotarłem wodą, ale opiszę to potem, przy prezentacji połowów.
W gastronomii tez wyraźnie widać pogoń za pieniądzem. Jak się nie zamówi dania za 200 kun za osobę, to na uprzejmą obsługę ciężko liczyć, zauważyłem to zarówno w Pakostane jak i w Tribunj. Obok nas rozsiedli się Niemcy to kelnerzy fruwali wokół nich, ja musiałem prosić kilkakrotnie o sól, bo nie było na stoliku to co się naprosiłem to moje.
Dlatego dołożyłem stwierdzenie ze znakiem zapytania - "... koniec pewnej epoki?", czy skończyło się moje "och" i "ach" podczas pobytów w Chorwacji. Czy była to jednorazowa skaza czy tez początek czegoś co niestety dopada kolejne kraje żyjące z turystyki. Jeśli się uda organizacyjnie załatwić to pewnie w tym roku się przekonam.
Kończąc ten wywód - nie zamierzam odradzać nikomu pobytu w Pakostane. Wręcz przeciwnie, będę namawiał. W tej części Chorwacji jest to chyba najlepsza miejscówka jako baza wypadowa do wypoczynku i zwiedzania okolic. Jak to trafnie napisała zacytowana Koleżanka - nie zachwyciło. Może dlatego, że wcześniej niż Pakostane zwiedziłem Dalmację Południową oraz Istrię?
Nie zachwyciłem się, ale też nie rozczarowałem. Jedyny sposób, aby się przekonać o słuszności moich słów, to tam pojechać
.
Pozdrawiam
Ps. Jeśli ktoś potrzebuje garści informacji, których tu nie zamieściłem, to proszę pisać śmiało, co będę pamiętał, to odpowiem.
A teraz biorę się za szukanie miejscówki na tegoroczny wyjazd