Powstałem! Pomyślności w Nowym Roku wszystkim!
Pisanie tej relacji idzie mi tak, że lepiej spuśćmy zasłonę milczenia nad tym
Ale wracając do meritum - aktualnie przebywamy w Zadarze.
Po długim spacerze bulwarem w totalnym kurzu (kto wymyślił tez żwir to powinien dostać Nobla albo Jobla już dostał) dotarliśmy do miejsca, z którego słynie Zadar.
Ludzi tyle, że niemożliwe było zrobienie jakiejkolwiek fotki obrazującej całą instalację. Rzeczywiście, bardzo fajne wrażenie, szczególnie dla dzieci, które za światełkami biegały po całej planszy. Za to nie rozumiem dorosłych, którzy stali na tym bez ruchu jak te cepy i czekali nie wiadomo na co. Radykalnie mówi się o takich osobach bezmózgowcy. Zamiast stanąć z boku i podziwiać kombinacje, lepiej wejść na środek i gapić się nie wiadomo gdzie. Święte krowy.
Na domiar złego, tuz obok tej instalacji rozstawiła się jakaś samozwańcza grupa taneczna, która przy akompaniamencie niezrozumiałych dla mnie odgłosów z harczących głośników wykonywała mniej lub bardziej udane ewolucje, z przewagą tych mniej udanych. W konsekwencji tego część oglądających stała na instalacji zupełnie nie zainteresowana tym, co ma pod nogami.
Potem przyszła kolej na organy. Ponieważ może było spokojne, nie wszystkie wydawały dźwięki, niemniej jednak było one dość dobrze słyszalne mimo tego hałasu. Powiedziałbym, że dźwięk tych organów dosyć mnie zahipnotyzował, spędziliśmy tam sporo czasu. Na pozór bezładna kakofonia, po pewnym czasie bardzo przyjemna muzyka dla uszu
.
Ze względu na tłumy, aby spokojnie posłuchać, polecam jednak wschód słońca
. Próbowałem nagrać muzykę, ale się nie dało, dlatego też odsyłam chętnych do zobaczenia instalacji i posłuchania organów w internecie.
Zapadła zupełna ciemność, pora wracać.
Trasa powrotu do auta ta sama.
Tak jak wcześniej pisałem, tuz przed wyjściem przez bramę w ostatniej piekarni zatrzymaliśmy się na konsumpcję pizzy na wynos. Po ugaszeniu głodu i spragnienia spacerek do auta i już bez przeszkód podróż powrotna.
W następnym odcinku Kamenjak