Witam Cromaniaków,
Troszkę spóźniony, ale to dopiero środek sezonu.
Dla zainteresowanych krótka relacja z wyjazdu na "księżycową" wyspę Pag.
Wyjazd familijny 2 rodzinki z dzieciakami zaplanowaliśmy na 12.06.2014 około 18.
Oczywiście próba "popołudniowego wypoczynku i wyciszenia" przed magiczną trasą 1053 km
zakończyła się niepowodzeniem, dzieci , jak to dzieci najważniejsza zabawa, hulanka, totalny mess.
No cóż, dzban kawy w dłonie. Wyjazd rozpoczął się z naszej trony z 20 minutowym opóźnieniem, znajomi zniecierpliwieni czekają już w wozie, ruszamy. Droga z góry przemyślana jak w roku ubiegłym Andrychów - Kocierz Rychwałdzki - Zwardoń - Żilina _ Bratysława itd. Po przejechaniu pierwszych 15 km pierwszy zonk, panowie na Kocierzu leją 20 metrów asfaltu i mamy dziki objazd drogą widokową hardkorowo w dół, wprawdzie asfalt, ale jeden pas. Z duszą na ramieniu przemieszczamy się metr po metrze, nagle koniec asfaltu i płyty betonowe, a tu coraz bardziej w dół . Tak sobie myślę, jak coś ma się złego stać to teraz
Po kilkunastu minutach dojeżdżamy do ulicy turystycznej i ciągniemy dalej. Od Żywca droga taka sobie ciągłe roboty i zwężenia. Końcem wpadamy na ostatni odcinek tym razem szybszy i tniemy do granicy. No cóż nie poszalejemy za dużo bo już Słowacja a tam czeka nas jakieś 20 parę km 40 km/h. Noga wpada w podłogę, lecz cóż lepiej nie kusić losu. Pada komenda "dzieciaki teraz podziwiamy widoki" . W Cadca na stacji OVN krótki postój na siku i zakup winiet, jedziemy dalej. Tym razem poprawnie obieramy kierunek na autostradę (w kraju oznaczenie autostrad niebieskie, na Słowacji na odwrót zielone ) i jedziemy przez Żilinę na Bratysławę. Na obrzeżach Bratysławy w miejscowości Zlote Pieski przymusowe tankowanie LPG i kolejny zonk, dystrybutor pozwala na zatankowanie tylko 11 litrów, dziwne, gdyż powinno wejść ok 30, hmmmm, albo kiepskie ciśnienie albo .... nic jedziemy dalej. Na granicy z Austrią krótki postój na zakup winiet i tniemy dalej w stronę Słowenii. Droga szybko przeleciała pomimo kiepskiej aury. Dalej Słowenia i tankowanie na granicy i winieta, jedziemy dalej. Około 5 rano przymusowa zmiana drivera bo oko leci. Dalej nie pamiętam , jak otwarłem oko, czyli około 8 byliśmy już na Pagu. Cóż pogoda wyśmienita, zapowiada się niezła patelnia, podjeżdżamy pod wskazany adres, a tu wszystko pozamykane.
Telefonu do właścicielki brak, idziemy dom wyżej. Koleś tłumaczy, że nie zna właściciela i łamaną angielszczyzną tłumaczy, abym udał się dom wyżej i zapytał. No to puk puk i zonk kolejny, otwiera miła starsza pani, która ni ch..a po angielsku. Zaczynamy konwersację w języku niemieckim chociaż "dojcza" nigdy nawet nie liznąłem, bez rezultatu, w końcu kobita chwyta za słuchawkę i gdzieś dzwoni, raz drugi trzeci.... i ciągle powtarza Anita nicht. Spacerujemy między domami, a tu nagle jakiś starszy pan na rowerze jedzie, szacun, pewnie 80 dych na karku, a pomyka tak, że hej, zatrzymuje się i stwierdza, że Antica będzie do 5 minut. Ja w szoku, ni stąd ni z owąd pojawia się gość i... tu chyba wszyscy się znają. Po kilku minutach zgodnie z zapowiedzią pojawia się właścicielka i zostajemy zakwaterowani. Lokal idealny 2 apartamenty obok siebie na parterze, "zadaszony" taras wokół domu, idealnie. Do morza w linii prostej jakieś 20-25 metrów, do najbliższej "plaży" max 50. (drobne kamyki)
za rogiem knoba i kolejna restauracja w hotelu 200 metrów wyżej, cisza i spokój ( no nie licząc dzieci, heee), to co nam trzeba to zimny łyk złotego miodu, leżak, dobra muza ........
Pierwszy dzionek rozpoznawczy i małe plażowanie.
A tu inne dzikie plaże jakiś 1 km od miejsca pobytu, zejście strome ok 200 m, drobyny żwir i piach.
Sobota przywitała nas nieładnie, od rana lało jak z cebra, około 14 szybki luk gdzie nie leje i jedziemy, kierunek Zadar. Niestety wszystko z Pagu poszło za nami, najkrótsza wycieczka w życiu - zakup trzech parasoli
, szybka kawa na starówce i powrót na Pag. Ale wrócimy, bo fajnie tam i jest co zobaczyć
Kolejne dni w kratkę, oczywiście z pogodą słońce chmury i deszcz, ale ciepło i przyjemnie tak do 5 dnia pobytu (niestety pogoda w tym roku nie rozpieszczała). Następne 5 dni patelnia z drobnymi przerwami jak słońce chowało się w chmurach. Generalnie polecam i lokal i wyspę. Tym razem głównym punktem nie było zwiedzanie i poznawanie dzikich zakątków tylko "hamak, pifko, relax i poznawanie tutejszych smaków, pyszne rybki oraz inne chorwackie specjały". Z rok powtórka, gdzie, czas pokaże chociaż niewykluczone, że na Pag znowu chociaż kusi mnie bardziej na południe .
I ciekawostka ,
Dla zainteresowanych ceny, ciut taniej niż na Rabie rok temu. koszt wyjazdu 1 rodziny (2+2) na 10 nocy około 5400 pln bez szaleństw (pół na pół własny katering/ knoba) + jakieś niewliczane zakupy w Polsce. Jak co roku przykładowy scan rachunku, ale dopiero jutro, gdyż późno już pozdrrrrrrrrrrrr dla wszystkich cro....