Fruhstuck - dosł. tł. - wczesna sztuka, kawałek
Śniadanie w Hotelu Palac jest mozna rzec na wypasie.
Aha, miało być o samym Hotelu Palac - nie zrobiłem wnętrzu apartmana wielu zdjęć, więc posłużę się stroną internetową. Sam apartman, jak wspominałem, tani nie był (z karty ściągnęło mi równe 4 stówy), ale pamiętacie perypetie ze znalezieniem czegoś innego. Dodatkowo tutaj atutem było śniadanie w cenie (jak to w hotelach, a nie np. mniejszych pensjonatach, gdzie czasem jest w cenie, a czasem dopłaca się po parę oiro od łba), np. w motelu z dwoma pokojami dla 4 osób po 60 Oiro za pokój - śniadania nie proponowali.
Ale widać, narody Oiropy bogate i kryzysu się nie boją . Wszedłem, proszę ja Was na stronkę hotelu wczoraj, wchodzę dziś, i co widzę: "Momentálně není k dispozici. Not available at this moment". No, no, ładnie, chyba niezbyt duża podaż miejsc noclegowych w naszym Ołomuńcu ...
Jak kto zainteresowany - może sobie poklikać galerię pokoi
http://www.hotelpalac.cz/index.php?site=galleryTeraz o samym śniadaniu (głównie, dla Ciebie Mysza!:)
Na śniadanie wjeżdża się na czwarte piętro hotelu, z windy w lewo. Nie ma Pani kontrolującej numer pokoju, cały "pokój śniadaniowy", bo tak to wygląda jest do dyspozycji gości - pełna samoobsługa, jak to w hotelach bywa. Jajka, parówki, sery i serki, kiełbaski, wędlinka, pieczywo do wyboru itd.
My byliśmy tam praktycznie sami, nie licząc młodej czeskiej biznesłumen, która, gdy usłyszała "jaceto!" "jacejajo", szybko otarła wydatne usta, podciągnęła spódniczkę
, spakowała w pośpiechu notebooka i czmychnęła (chyba) do swojego apartmana
Wszystko było mega świeże (przynajmniej tak wyglądało i smakowało), spory wybór, czysto i przyjemnie.
Po śniadaniu wylogowaliśmy się z Palacu i szykując się do drogi butelka z cieczą najwyraźniej stwierdziła, że podoba jej się tutaj zostanie w Ołomuńcu. Czegoś takiego, proszę Państwa jeszcze nie widziałem - ona NIE WYPADŁA mi z auta, ona wyskoczyła jak z jakowejś SPRĘŻYNY i potłukła się na ołomuńskim bruku.
Żona krzyknęła przerażona "OLIWA - to chyba nie OLIWA dla tatusiów?!?". Nie musiałem odpowiadać - do naszych nozdrzy doszedł po chwili ciepły zapach travaricy
( Tak oto, nie dowiozłem, nawet do Starego Kraju jedynej litrowej butelki tego szlachetnego trunku.
Dodam, że w kwestii rakiji prześladuje mnie totalny pech. Otóż, podczas tripu Bawaria, Italia, Istria - ostatniego dnia jadąc już praktycznie w kierunku granicy chorwacko - słoweńskiej poczuliśmy znajomy "smrodek". Tak, to jedna z trzech butelek lozovicy otworzyła się i 3/4 jej zawartości wylało się w bagażniku. Smród był nie z tej ziemi, tzn zapaszek miły alku przepraszam, ale aż do granicy zastanawiałem się jak to celnik chorwacki (albo i chorwacki i słoweński) wytarga mnie przez szybe z fury i godzinami będzie badał alkomatem "dmuchaj polnisze szwajne. On musi byc ten teges bo od kuda ten sztynks"
Alora Alora