Day 17 - Niedziela - 22.07.2012Po tradycyjnej już samotnej kawce w porcie rano (już nie będę o tym pisał tyle razy, po prostu załóżcie, że w porcie rano byłem każdego ranka na kawie
) i rozprostowaniu zbolałych gnatów po prawie całym dniu na Bzyku, przed południem udaliśmy się wraz z rodziną Old Surehanda na Lovrecinę.
Zjeżdżając w dół wszyscy po cichu modlili się, aby z dołu nic nie jechało, bo możliwości wyminięcia się ci tam ni mo, twarz pokerzysty jednak potrza zachować, aby nie siać niepotrzebnej paniki "a co będzie jak ktoś tam wyskoczy zza zakrętu - kto będzie COFAŁ? A z boku niezły spad"...
Powiem tak: niby parskamy na plaże piaszczyste w Cro, wiedząc, że najczystsza woda i właśnie urok Cro to kamyczki, skałki etc, ale z kim jak z kim, ale z dzieciakami w wieku przedszkolnym i wczoesnoszkolnym Lovrecina jest JAK ZNALAZŁ. Drobny piaseczek, 100 metrów płytko, o dziwo kraby i dziwne małe "dziurki" w ziemi pod wodą z wirami, które można obserwować heh
No, może nie ma dodatkowych atrakcji w razie znudzenia kapielą typu: karuzela, plac zabaw itd ale jest BAR
Ten piasek może nie wygląda tak jak nasz w Dębkach
ale był OK
Z parkingu - widok na zatokę Lovrecina
Nastepnie przed 15 do Dolu na obiad do osławionej konoby Toni, do której zajechaliśmy wczoraj skuterem i oglądaliśmy i wąchaliśmy pieczone jagniątko. Dziś już bardzo miły kelner podał menu po polsku, na każde pytanie odpowiadał sumiennie i kompetentnie deklarując, że jagnięcina to ich kultowa potrawa.
Jako, że miałem na nią wielką ochotę, a cena choć dość wysoka (120kn za samo mięsko) "pokryta" została zapewnieniami kelnera i wiedzą z Cro-pelki (ktoś mocno chwalił - może miał nieco więcej szcześcia
- wziąłem porcję tego zwierzątka i ... zawiodłem się, albowiem z 40 dkg - z 25 dkg stanowiły kości - nie wiem, nie jestem codziennym zjadaczem jagniątka, ale wydawało mi się, że po prostu dostałem khem niezbyt dobry kawałek
Ja WIEM, że jagniatko, nie bezkręgowiec, ma też kości, ale na litość boską, czy połowa z nich musiała znaleźć się na moim talerzu? HUehuehue
Żona zadowolona z lignji prazonych ale były bez dodatkow typu ajwar, blitva (osobno zamówiona sezonska sałata)
Ale już palacinki dla dziecka okazały się tylko deserem - porcję stanowiło PÓŁ dużego naleśnika
A teraz poważnie - zwykle nie piszę o tym, co jadłem w szczególe (bo who cares), oraz ile zapłaciłem (bo są wakacje i trzeba trochę odpuścić sobie temat kasy) ale to było chyba najgorzej wydane sporo ponad 300kn
podczas wyjazdu. Głównie chodzi mi o to, że mogę wydać i więcej, ale chciałbym być zadowolony i nie musieć iść na drugi obiad
A miało być 'niedzielnie" hehe
Dodam tylko, że Old Surehand i rodzina też nie mieli imponujących porcji (np. mjesane mjeso).
Generalnie na mocny plus lokalu świadczy jego lokalny wystrój i bardzo miła obsługa, ale zakładałem, że jadę troszkę dalej od miejscowości stricte turystycznej, aby za (i na to byłem przygotowany) większe pieniądze zjeść coś extra...no cóż
)
Ale spoko koko loko
Później pojechaliśmy znów do Skripu na trzy rodziny, dla mnie SKRIP - hit wyspy, to, że bardzo mi się tam podobało, to mało powiedziane wrócę jeszcze po oliwę z oliwek.
Wieczorny spacer w Supetarze zaowocał przypadkowym spotkaniem Maslinki i jej Męża. Poszliśmy zatem do knajpki na piwko (niektórzy pili Radlery - bo musieli prowadzić, a inni PRAWDZIWE piwo), miło pogawędziliśmy, to był naprawdę bardzo miły wieczór!
Parę fotek z przedburzowego Supetaru
A później przyszła już burza ...
End of part 27