Wieczór był miły ...
Dżony czarodziej - harcował w nas ...
Niefartowny szoping poszedł w zapomnienie...
Wzmógł się wiatr - znów Bora zeszła z gór...
Potarganymi chmurami szczerzyła kły ...
Chyba była zła
Cofneliśmy się w głąb tarasu -jedynie co......
....wstrząsała nam drinki...
Tak było wczoraj...
Dzisiejszy poranek zwiastuje piękny dzień...
Przeciwna strona zatoki ,wygląda jak oaza spokoju...
.....wreszcie....
Chyba, se tam skoczę ...
Kilka chwil i jestem...
Krajobraz sprzyja fantazjowaniu...
To inny świat...
Powietrze ani drgnie...
Morze jak szklana tafla...
Słońce zaczyna pokonywać szczyty Velebitu...
Dlatego południowe zbocza tonące w cieniu są rude ,jak marsjańskie gruzowisko...
Po zachodnich pełzną promienie -ukazując jasną stronę księżyca...
Gdyby ,nie intensywny zapach morza i chrzęst spod buciorów....
...dałbym się omamić ,że to filmowe science fiction...
Idę bez planu...
Specjalnie........ tak...
Obawiam się ,że gdybym wybrał jakiś cel....
....utknął bym tam do lunchu...
Zsumowały by się moje wykroczenia, z wczorajszym dniem,a to już .... nie jakaś tam duperela...
Moja ekipa chce na Girenicę, z takim utęsknieniem- jak ja tutaj...
Więc nie przeginam...
Wszak to dopiero drugi dzień - pasowałoby w ciągu nadchodzącego tygodnia -mieć się do kogo przytulić i nie ......na pusty żołądek...
Zatraciłem się kompletnie - w tych okolicznościach czasoprzestrzeń ma swój własny bieg...
Byłem tak daleko,a tak..........blisko
Że......
...........mam lekką obsuwę ,zorientowałem się dopiero po kolorach