Napawamy się widokiem, ale nie jest to pełnia szczęścia. Psychicznie jestem wykończona. Podróżą, przykrymi niespodziankami podczas, i tym, co dalej? W najgorszych myślach nie myślałam, że będziemy musieli korzystać z pomocy lekarza na wyjeździe. Nadia ma nadal ponad 38 stopni, a trwa to już trzeci dzień. Jest upał, i nie wiadomo co robić. Plaża odpada w tej sytuacji. Spacer też. Musi dojść do siebie, odpocząć. Nie wytrzymuję napięcia. Nie ma co czekać! Czekanie tylko skreśli nam wyjazd, a im szybciej coś zdecyduję, tym lepiej. Od czwartku wiszę na telefonie z naszym lekarzem. Jak tak dalej pójdzie - zbankrutujemy po przyjeździe! Decyduję - lekarz tutaj. Od zaraz!
Schodzimy do Ksenij po jakieś namiary. Oczywiście w Mandre nie ma żadnego lekarza, najbliższy w Kolan, ale... nie dziecięcy. Najbliższy, taki jak nam odpowiada, w Novalji. To, obok Pag, największe na wyspie miasto. Leżą w przeciwległych kierunkach. Novalja, jakieś 15 km od Mandre. Dobrze się składa, bo Ksenija z mężem też się tam udają. Poprowadzą nas. Świetnie! Szybko się szykujemy i już jesteśmy w drodze.
Nawet nie mam siły napawać się widokami (matki mnie rozumieją). Nie teraz. Kojarzę tylko Kolan, drogowskaz na Novalję, maleńki znak na Sv.Duh (oblegana plaża, po prawej stronie zjazd w dół, droga ciągnąca się wzdłuż morza) i wielki kompleks supermarketów tuż przy wjeździe do miasta.
W życiu byśmy nie znaleźli tego adresu! Novalja to spore miasto, średnio bardzo oznakowane, z masą pułapek dla kierowców. Oboje podprowadzają nas pod same drzwi, migają światłami, czekają aż zaparkujemy, otwierają okno, machają na pożegnanie, odjeżdżają. Przemiłe małżeństwo.
Dom Zdrovja - nosi ślady tamtej epoki, stary, piętrowy budynek, w środku z metalowymi, prymitywnymi krzesełkami. To poczekalnia. Jest i okienko. To recepcja. W niej lekarz dyżurujący i pielęgniarka. Podchodzimy. Proszą o paszporty. Mówię w telegraficznym skrócie o co chodzi, ile lat ma dziecko. Wychodzi do nas przemiła pani doktor. Panie w recepcji przemiłe także! Wszyscy uśmiechnięci. Nie wierzę własnym oczom! Jestem mile zaskoczona i od razu mi jakoś lżej na duchu. Będzie dobrze, powtarzam sobie jak mantrę, będzie dobrze. W poczekali kilku sparzonych słońcem turystów (są też i nasi
Pani doktor Nina, podziałała na mnie jak balsam. Na Nadię chyba też. Świetnie dogadały się po chorwacku
Zajrzała do gardła, wypytała dokładnie o wszystko i rzekła tak: - Morie, morie, morie, co oznaczało, że w morzu nadzieja na zdrowie
Chciałam, żeby tak się to skończyło. Boże, co za ulga! Więc nie musimy wracać! Nie będzie ani antybiotyków, ani przymusowego leżenia. Będziemy udawać, że to się nam tylko przyśniło, będziemy robić wszystko tak, jakby nic się nie stało! Boże, jesteśmy uratowani!!!
Skończyło się na syropie i kroplach do oczu, genialnie!!!
Chorwacka służba zdrowia zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. I choć pewnie Dom Zdrovja służy przede wszystkim turystom w czasie sezonu, to tym bardziej jestem wdzięczna, że tam trafiliśmy i nie mam traumy po tych przeżyciach. Doktor Nina odprowadziła nas z uśmiechem, pożegnała się buziakiem z Nadią, na co obie lekarki z recepcji zareagowały tak samo. Uśmiech, ciepłe słowa, życzliwość, inny świat! Jakże inny od tego, który mamy na co dzień...
Prawie w podskokach radości udaliśmy się na poszukiwanie apteki. Co akurat w Novalji nie jest takie proste, bo... jest tylko jedna! Ścisłe centrum, piękny port, knajpa na knajpie, wąskie uliczki, urokliwy maleńki kościółek, a apteka gdzieś pomiędzy. Wszystko w białych kolorach pięknie kontrastuje z błękitem morza. Popatrzcie...