W Poracie ludzi, jak zwykle, masa. Zajmujemy 'nasz' stolik, pusty na szczęście, ale chyba tylko dlatego, że malutki i niezbyt przydatny licznym, zazwyczaj, rodzinom.
Nadia nie może wytrzymać napięcia i szuka... Mario. 'Dzieła sztuki' przecież nie mogą czekać
Piękny Mario dostrzega nas, mimo tego, że masz już dość. To widać. Pot leje się z niego strumieniami, a tu gości przybywa. Jest też Antek, który z daleka do nas macha i już pędzi do dwóch stolików. Dziś istny młyn! Chłopaki nie mają już siły, widać, ale uśmiech znajdują dla każdego.
Nadia, nie zważając, na trudy pracy kelnera, biegnie ze swoją pamiątką do Mario. Ten w szoku. Wzruszenie odbiera mu mowę
Ociera z czoła pot i bierze ją do góry serwując solidnego buziaka. Nadia w siódmym niebie! Goście najwyraźniej też. Matko, jak my stąd wyjedziemy...?
Antek nawet nie widzi tej taniej scenki, bo chyba nie za bardzo dziś wie, jak się nazywa. W kuchni - mama Antka ma dziś pomoc. Tata też dziś robi za kelnera, o, i mają nową barmankę!
Rzeczywiście w Mandre zdecydowanie dziś więcej ludzi. Tydzień temu deptaczkiem można było iść środkiem, dziś już trzeba trzymać się prawej, bo masa tłumu kołysze się na wszystkie strony! Stasznie, już sam widok mnie męczy. A co się będzie działo w weekend? Akurat zmiana turnusu, więc pewnie dotrze tu kolejna dostawa 'naszych' w ilościach przemysłowych
))
Kiedy w 'locie' zagadujemy Antka, jak sobie radzą, i czy nie mają dość, wyciera tylko kropelki potu i uśmiecha szerokim 'cziiis': - A skąd! Czekamy na to cały rok, więc im tłoczniej tym lepiej. Życzymy sobie tylko takich wieczorów - dodaje. Biznes wszędzie jest tak samo życzeniowy
Nadia wreszcie może wręczyć swoją abstrakcję Antkowi. Wiedzą, że jutro będziemy tu po raz ostatni. Jak pewnie wielu. Będą kolejni. Będą następnie Nadie czy Zosie, a oni tak samo będą sobie życzyć takich tłumów, takiego utargu.
Zamawiamy ośmiornicę i wspaniałe tam kalmary. Dziś grillowane, dla odmiany. I chcemy się delektować tym smakiem w nieskończość. I wiem już, że to jest kolejna rzecz, której mi będzie najbardziej brakować. Smaku świeżych frutti di mare. W następnej kolejności po widoku z tarasu...
Kiedy nasza kolacja dobiega końca, dochodzą nas z portu odgłosy ni to fiesty, ni karnawału, ni wesela? Niesie tym bardziej świetnie, bo siedzimy przecież nad portem. Żegnamy się i zmierzamy w kierunku śpiewu...
za jakość zdjęcia przepraszam, ale uprzedzałam