Dzień 7. 08.08.2008
Tego dnia pogoda była gorsza niż podczas wcześniejszych dni. Rano było ciepło, lecz był mały wiatr. Nie zraziliśmy się słabszą pogodą i wybraliśmy się na plażę. Celem była plaża w miejscowości Košljun. Chcieliśmy jechać krótszą, piaszczystą drogą, ale musieliśmy wolno jechać i były same wyboje, więc skierowaliśmy się na trasę 106. Przejechaliśmy górę z tarasem widokowym i zjechaliśmy na drugim rozjeździe w lewo. I tam szutrową drogą jechaliśmy do samej plaży. Po drodze nie było domów, sam piach i jeszcze więcej piachu. Po 10 minutach dotarliśmy do miasteczka. Dojechaliśmy do wybrzeża i oglądaliśmy plażę z samochodów. Na samym końcu plaży postanowiliśmy sie rozłożyć z naszymi manatkami, najpierw musieliśmy uprzątnąć leżące tam wypalone papierosy. Z plaży widać było wyspę Vir, a jeszcze dalej wyspę Molat. Plaża wąska, ale długa. Dobra do wylegiwania, bo mały żwirek nie wbija się w plecy. Gdy przyjechaliśmy świeciło słońce, a na plaży stosunkowo mało ludzi. W wodzie grunt pod nogami utrzymywał się długo tak, że można było spokojnie wypływać dalej. Na plaży byłiśmy od 10. Pływaliśmy w morzu już godzinę, gdy zauwarzyliśmy ciemne chmury idące ze strony dalszych wysp. Robiło się chłodniej i zaczął wiać mocny wiatr. Widzieliśmy też w oddali jak niebo rozświetlało sie od błyskawic. Postanowiliśmy wrócić do domu. Tam zastanowiliśmy się co robimy popołudniu. Naszym 1 celem była wizyta w piekarni i konsumpcja burków. Jakoże to był piątek wzięliśmy burki z jabłkiem lub serem.
Burki z serem były bardzo słone, lecz zjadliwe. Natomiast z jabłkiem słodkie i przepyszne. Dlatego za następnymi razami braliśmy jabłkowe albo mięsne. Wracając z piekarni zrobiliśmy zdjęcie pól solanki.
Nie widać za dobrze, ale to przez rośliny, które w okolicy naszego domu rosły tak bujnie. Porozmawialiśmy o planach na wieczór i uzgodniliśmy, że dziś czas na wycieczkę do Zadaru.
Wycieczka do Zadaru
Z Pagu kierowaliśmy się na most łączący wyspę z lądem. Z tamtąd już łatwo dojechać do Zadaru, bo drogi są bardzo dobrze oznakowane. Gdy jechaliśmy do Zadaru wstąpiliśmy jeszcze do przydrożnego stoiska było to tuż za miejscowością Stara Policija. Tam przywitały nas dwie bardzo miłe panie. Częstowały nas figami i rakiją. Przez przypadek stłukliśmy jedną butelkę, chcieliśmy zapłacić, ale one się nie zgodziły i powiedziały, że to na szczęście. Oczywiście zaprosiły nas na ponowny przyjazd. My natomiast kierowaliśmy się do Zadaru. Na parkingu przy starym mieście było sporo miejsc postojowych, ale to chyba ze względu na wczesną porę, bo byliśmy tam około 14. Zakupilismy karnety postojowe do godziny 22:30 i poszliśmy do murów obronnych. Kierowaliśmy się wzdłuż nich w poszukiwaniu wejścia na starówkę. Weszliśmy przez Bramę Lądową wybudowaną w 1543 roku. Pierwszym przystankiem był plac Petra Zoranića. Znany turystom bardziej jako plac pięciu studni.
Znajduje się tam pięć studni połączonych z wielką cysterną, która stanowiła jedyne źródło wody dla miasta podczas oblężenia. Jest tam również wieża kapitańska z XVI wieku. Obok można obejrzeć pozostałości rzymskiej kolumny i malutki kościół z VI-VII wieku. Z placu przeszliśmy pod kościół św. Symoena. Początkowo patronem kościoła był św. Stefan, lecz po sprowadzeniu tu relikwii św. Symeona w 1631 r, zmieniono wezwanie świątyni. Powstała ona w XVI wieku. Potem przeszliśmy na plac narodowy. Mijając po drodze kamieniczki i wysokie roślinności:
A sam plac jest na zbiegu ulic Kotromarnica i širokiej. Znajduje się tam przepiękny ratusz z 1934 r, imitujący architekturę renesansu.
Następnym przystankiem był Kościół św. Michała. Nad wejściem do świątyni znajdują się trzy kamienne głowy. A obok nich figura św. Michała Archanioła dzierżącego szale, na których ważą się ludzkie uczynki.
A do tego kościoła prowadzi piękna uliczka M. Klaića.
Z tej uliczki skęciliśmy w Plemica Borelli, gdzie zjedliśmy obiad w restauracji Stipe. Prowadzi do niej korytarz a tuż przed wejściem jest mały dziedziniec domu. W restauracji obsługa miła. Ceny nie wysokie. Oto niektóre nasze dania:
Po obiedzie udaliśmy się w stronę Forum utworzone przez Rzymian w I w. p.n.e. Przy forum znajduje się Kościół Mariacki z XI wieku. Po drugiej stronie znajduje się Kościół św. Donata pochodzący z IX wieku. Można wejść do niego za opłatą 10 Kn.
Tuż obok niego wznosi się wieża dzwonnicza, z której roztacza się widok na cały Zadar. Można wejść na nią za opłata 10 Kn.
Z Forum przeszliśmy na plac św. Stošija. Mieści się przy nim Katedra św. Anastazji. Zbudowana w XII wieku na miejscu wczesnochrześcijańskiej bazyliki. To do niej przynależy wieża dzwonnicza, o której wspominałam wcześniej. Wstęp do katedry jest bezpłatny. W środku znajdują się zabytkowe stalle oraz pozostałosci po bizantyjskich freskach.
Nieopodal placu znajduje się cerkiew św. Eliasza. Powstała w 1733 roku. Świątynia jest zwykle otwarta. Następnym celem był Kościół Matki Bożej Uzdrowienia Chorych wzniesiony w XIII wieku.
Potem udaliśmy się przez dawny arsenał i prochownię nad samo morze. Tam staliśmy i podziwialiśmy zmienne kolory ponizej naszych stóp, bowiem pod nami umiejscowione było szkło z świecącymi żaróweczkami pod spodem. Kolory układały się w różne wzory, których z Ziemi nie widać dokładnie ale z samolotu czy satelity bardzo dobrze. Niestety nad organy nie poszliśmy bo nie wiedzieliśmy dokładnie jak one wyglądają i po prostu przeszliśmy obok nich, ale wiedzieliśmy, że do Zadaru jeszcze wrócimy. Z resztą pogoda zaczęła nas zmuszać do opuszczenia tego uroczego miasta. Od strony morza zbliżała się wielka burza.
Może nie wygląda jakoś przerażająco, ale gdy dochodziliśmy do wyjścia było strasznie ciemno. Tak jak widać na załączonym obrazku. Jeszcze tylko zajrzeliśmy do Kościoła św. Franciszka. Jest to najstarszy kościół gotycki w Dalmacji.
Tylko co błyskawicę niebo rozświetlało się jak za dnia. Wracając nie do końca wiedzieliśmy gdzie jedziemy. Najtrudniej było wyjechać z Zadaru, gdzie wypatrywaliśmy nazw ulic, lecz tylko nasza spostrzegawczość uchroniła nas od zagubienia, ponieważ rozpoznaliśmy restaurację, koło której przejeżdżaliśmy wcześniej. Reszta drogi była prosta, bo zresztą do samego Pagu prowadzi jedna droga. Gdy wróciliśmy do apartamentu wzięliśmy prysznic i siedzieliśmy w pokojach oglądając telewizję. Tak minął nam 7 dzień wyprawy. Trudno uwierzyć, że już połowa urlopu za nami.
Przepraszam za takie przerwy, ale praca nie sługa i z góry przepraszam jeżeli będą kolejne tak długie przerwy w pisaniu.
Zapraszam do czytania kolejnych odcinków!