PRAIA A MARE – SCALEA – DIAMANTE – BELVEDERE – PAOLA – AMANTEA – PIZZO – TROPEA – ROSARNO
TRASA 250km
https://maps.google.pl/maps?saddr=Niezn ... ,3,4,5&z=8Na dzień dzisiejszy przewodniki nie przewidują żadnych atrakcji, ale to wcale nie znaczy, że ich nie będzie. Czy jakikolwiek dzień był nudny??? Eee chyba nie, bynajmniej nie dla nas
Pierwsze co z rana obserwujemy to próbę wydostania się z parkingu camperów – zaraz obok jest przejazd pod torami niestety z ograniczeniem 2,8m – chyba i my nie zaryzykujemy. Większość camperów jedzie na północ – nas ten kierunek chwilowo nie interesuje. Nam się marzy gorod jużnyj i to nie jeden
Wzdłuż plaż podjeżdżamy do pobliskiej Isoli, (podobno można na nią dostać się piechotą ) przejeżdżamy pod torami, tam gdzie wczoraj, i tym razem udaje nam się znaleźć lepszą drogę niż wczorajszy zjazd. Z góry widać, że tu w sezonie naprawdę musi być tłoczno – jak okiem sięgnąć, i dalej, rozciągają się parasole na plażach, a przy nich parkingi i parkingi i parkingi.
Na pierwszym dziś postoju spotykamy zielonego smoka. Nie jest straszny, ale głośno wyłania się z pobliskich traw wzbudzając pewien niepokój. Już kilka ich widzieliśmy, ale ten wyraźne nam się przygląda jakby chciał się z nami zaprzyjaźnić.
W Scalea mijamy dwa AdS – jeden zamknięty na głucho, drugi na południu miejscowości po prawej stronie. Zauważamy, że wiele miejscowości położonych nawet kilka, kilkanaście kilometrów w głąb lądu ma swoje lido – czyli miejscowości wypoczynkowe np. Grisola i jej Lido, w którym są kolejne AdS, a na drodze do Cirrela znajdziemy kilka następnych. Miejscowości Diamante i Belvedere brzmią nieźle, ale od plaż drogę oddzielają tory kolejowe. W Belvedere jest też jeden z nielicznych w tej okolicy supermarketów EuroSpin, na wylocie z miasta zanim się go zobaczy należy skręcić w prawo do miasta – potem już się nie zawróci.
Pierwszy rozsądny dojazd do plaży mamy w Longobardi. Jest plaża prysznic (trochę niski wjazd) możliwość noclegu 39.12798, 16.03672 (w pobliżu kilka domów w wiosce). Dziś poodpoczywamy, poleniuchujemy ile się da, sroko już udało mam się przekroczyć w końcu te tory.
Plaża duża piaszczysta, praktycznie mamy ją dla siebie (raptem kilka rodzin z wioski w ciągu 4h przyszło się kąpać). Chcielibyśmy tu zostać na noc, ale trudno nam usiedzieć w jednym miejscu jest dopiero 15 – gdzie tam do nocy. Tym bardziej, że na jutro mamy już chytry plan. Opuszczamy zatem to przyjazne miejsce i jedziemy dalej.
Praktycznie nic się nie dzieje, jedziemy wzdłuż autostrady, zastanawiając się czy na nią nie wjechać. Ja w międzyczasie przeglądam wydruki z AdS po włosku – łatwo nie jest, zorientować się co i jak, ale kilka nazw miejscowości (tych przed nami) brzmi znajomo, zatem spokojnie coś znajdziemy. Mijamy jednak kolejne i nic ciekawego, poza czasami campingami, oczywiście zamkniętymi, nie ma. Na autostradzie też nie widać w okolicy stacji, więc decydujemy się jechać do Tropea. Kolejne pudła po drodze. Dodatkowo droga wcale nie chce biec nabrzeżem, no ok może i nabrzeżem, ale na sporej wysokości, więc tak czy siak nieciekawie.
Ustawiam zdesperowanie Rosarno. Sprawdzam na papierowej mapie droga jest więc ok. Santa Maria jest dość mocno pokręcona. Właściwie to chyba taki tamtejszy kurorcik. Wąskie uliczki, sporo aut, plaże, gdzieś hen hen w dole. Uliczki oczywiście jednokierunkowe – zdecydowanie nie polecam camperowo – mocno się nagłowiliśmy jak pod te strome podjazdy podjechać, a cofnąć nawet, pod prąd, nie bardzo było jak. Oczywiście dalej miała być droga – dlatego się tu zapuściliśmy – nic z tego – nawrót nas czeka. Teraz już decydowanie bardziej przyglądam się zarówno gps, jak i mapie. Jak widzę gdzieś przejazd kolejowy poważnie się zastanawiam. Okazuje się, że nawet na w miarę głównych drogach dojazdowych do miejscowości wiadukty mogą mieć 2-2,5m. Mieliśmy się cieszyć, a tak naprawdę cofamy się często, próbując znaleźć drogę z możliwością przejazdu. Gdyby jeszcze plaże i wybrzeże nam to wynagradzały… A tu drogi pokręcone, ale widoki już nie bardzo. Ricadi to większa miejscowość, ale nawet tu nie ma parkingu, czy placu na noc.
Koło Joppolo gubimy drogę – coś za bardzo się zniżamy, ostro, stromo, a plaży jak nie widać tak nie widać. Za to na jednym z zakrętów wyłania się taki oto widok.
Ciągnąca się kilometrami plaża, nie nie ta w dole zdjęcia, ale ta hen hen koło Nicotera. To miejsce mi się podoba – przynajmniej z góry. Jedziemy jak zaczarowani tym widokiem, plaża, plaża.
Docieramy – miejscowość wypoczynkowa z zakazami postoju wzdłuż plaży (dla camperów) Jest niewielki porcik przy nim plaża. Wjeżdżamy na plac, korzystamy z uroków. Nie tylko my. Z hotelu po drugiej stronie drogi dobiegają głośno polskie szlagiery. Dobiegają na cały regulator
i mimo upływającego czasu, jakoś nie wygląda by cokolwiek miało w najbliższym czasie ucichnąć – zabawa wre na całego.
Spoglądając jeszcze na zachód słońca nad morzem decydujemy się na plan B – autostrada – tam chyba się bardziej wyśpimy. Jadąc wzdłuż nabrzeża docieramy do początku ekspresowki – jest port – uwaga, żeby nie przekroczyć granicy
Potem dłuuuga prosta i po 10km lądujemy na przyautostradowym parkigu. Zdecydowanie ciszej, rozmawiamy jeszcze ze spotkanymi polskimi kierowcami TIRów, którzy na jutro mają podobny plan jak my…