8 lipca (piątek): Miasto Rab - część pierwszaW końcu i my tam będziemy
Do miasta Rab chciałam pojechać od dawna, ale jakoś się nie składało. Prawie wybraliśmy się na wycieczkę z Pagu w 2011, prawie...
Parkujemy kawałek przed starówką. Parkingi są płatne i chyba nie ma sensu kombinować, zwłaszcza, że te bliżej Starego Miasta kosztują 20 kun za godzinę, a my znajdujemy taki za 30 kun za cały dzień - czyli dzisiaj dla nas na 3 godziny. I tak się opłaca
Najstarsza część miasta jest położona na półwyspie. Właśnie do niej zmierzamy, wraz z tłumem innych turystów
:
Mnóstwo ludzi, a jeszcze nie ma 18:00... Jedyna rzecz, która mi się w Rabie nie podoba, to fakt, że jest zatłoczony. Trudno się dziwić - tylko jedno miasto na wyspie, w dodatku takie z zabytkami. A
otok jest może mały, ale za to dość szczelnie zapełniony turystami.
Poza tym miasto jest przepiękne i nieco inne, z ciekawie ułożonymi na starówce ulicami - są trzy równoległe (i położone jedna nad drugą): Dolna, Średnia i Górna. Poza tym do Starego Miasta "przytula się" sporych rozmiarów park Komrčar, w którym można podziwiać roślinność lub po prostu odpocząć.
O historii Rabu nie będę się rozwodzić. Napiszę tylko, że jego początki sięgają 360 roku p.n.e. i że w tym miejscu "rozgościli" się wówczas Ilirowie. Dawna nazwa miasta, Arba, prawdopodobnie pochodziła od iliryjskiego słowa
arb, czyli
zielony lub
zalesiony.
Dziś skupimy się na starówce, natomiast zieloną część miasta, czyli park Komrčar, zostawimy sobie na następną wizytę.
Mijamy skwer z pomnikiem upamiętniającym żołnierzy poległych w II wojnie światowej:
i docieramy do dużego placu pod murami miejskimi:
Tu zaczyna się ulica Srednja - wypełniona sklepikami, knajpkami i oczywiście - turystami:
Zaglądamy do kościółka św. Antoniego z Padwy:
A potem - prosto do restauracji, bo jesteśmy wściekle głodni
Wybór, trochę na ślepo, pada na Konobę Harpun:
Žuja je zakon! :
To hasło reklamowe już chyba nie jest popularne
Dopiero po powrocie z wakacji, w relacji Habanero
50 plaż Pagu, doczytałam, że Konrad tam jadł i nie był szczególnie zadowolony...
Nam za pierwszym razem (czyli tego dnia, który właśnie opisuję) bardzo smakowało. Zamówiliśmy doradę - taka porcja:
kosztowała 130 kun. Cena do przyjęcia, a rybka pyszna, bardzo dobrze zgrillowana plus gorące ziemniaki (co w Chorwacji jest rzadkie, a takie lubimy) z blitwą. Do tego uśmiechnięta obsługa i rakija na koniec
Musiałam sobie poradzić z dwoma kieliszkami
, bo Małż za jakiś czas będzie prowadził.
Druga wizyta w konobie Harpun była niestety rozczarowująca (szczegóły opiszę innym razem), więc z tą restauracją to chyba loteria, a w takim wypadku nie mogę jej polecić.
Najedzeni i zadowoleni spacerujemy wąskimi uliczkami:
Mijamy miejską Loggię, w której urządzono konobę:
i ciekawe ozdoby na murach:
Hmmm, przecież nie jesteśmy w Dalmacji
:
Uroczy zakątek:
Plac Wolności (
Trg Slobode) i murek, który (jak widać
) bardzo mi się spodobał:
Na Plac (i ulicę Górną) jeszcze wrócimy, teraz ciągnie nas na dół, żeby przejść się deptakiem pod murami, gdzie ludzie jeszcze plażują:
Na tej wieży będziemy za kilka chwil:
A jeśli mowa o wieżach, musimy znaleźć "słynny" punkt widokowy, z którego można uwiecznić cztery dzwonnice Rabu. A najlepiej zrobić to, stojąc na pozostałościach murów obronnych, na granicy starówki i parku Komrčar. Wchodzimy więc... Tak, to jest to, chociaż jeszcze nie ten kadr:
"Główny" punkt widokowy jest zajęty, więc poczekamy chwilę, zrobimy szerszą panoramę:
Zobaczymy, co dzieje się na dole:
i zachwycimy się zasępionym Velebitem:
No i w końcu jest to, o co chodziło -
Četiri Zvonika, jak nazwa promu, którym przypłynęliśmy na Wyspę
:
Teraz trzeba wejść na jedną z wież, ale o tym następnym razem