piotrf napisał(a):Wygląda na to , że pojechaliście przez Tiranę i Elbasan
tys piknie
Z tym
piknie w Tiranie, to bym polemizowała
Chociaż, jak zwykle, to kwestia gustu
21 lipca (czwartek): Podróż do Macedonii - część trzecia i ostatnia (Przejazd przez Albanię)Wszystkie opinie wyrażone w tym odcinku są subiektywne (jak zawsze ), a dodatkowo wypracowane na podstawie małej próbki - przejazdu tranzytowego.
Zaznaczam już na początku, bo wiem, że wsadzę kij w mrowisko
Ale może dzięki temu więcej osób się odezwie, bo ostatnio tak sobie rozmawiamy z kilkoma Forumowiczami i jest super, ale może jednak ktoś jeszcze czyta moje wypociny
No to jedziemy! Jesteśmy tuż za granicą, przygotowuję aparat, bo oczekuję samych ciekawostek za szybą
Stragan z owocami i warzywami:
Małe spowolnienie na trasie:
Nietypowy (?) meczet z dwoma minaretami:
Po chwili okazuje się, że wcale nie taki nietypowy
Jest nieźle, ale mam trochę większe oczekiwania
Nie wiem, czego konkretnie się spodziewam po przejeździe przez Albanię. Chyba egzotyki (bardziej obyczajów niż przyrody) i z pewnością zapierających dech w piersiach widoków
Na razie dech zapiera upał, który na szczęście w aucie nam nie przeszkadza, chyba że często otwieram okno, żeby pstrykać...
Niedokończone domy ze zbiornikami na wodę na dachach i zaparkowana obok całkiem droga
fura:
(Ale nie mercedes, BMW
)
Tak, takich kontrastów się spodziewałam. Wiadomo, że o Albanii myślałam stereotypowo; niektóre z tych stereotypów znajdą jednak potwierdzenie, już niedługo.
Zakratowane balkony, hmmm...
Stacja, na której Małż boi się tankować
:
Po jakimś czasie okazuje się, że to cała sieć stacji w Albanii.
No i pałac ze złotymi końmi zamiast betonowych lwów:
To restauracja Illyria, co trochę tłumaczy rozmach, ale tylko trochę
Jestem szczerze zaciekawiona, co będzie dalej; Małż natomiast zdaje się mieć wyrobione zdanie... Ale on nigdy nie chciał jechać do Albanii.
Dalej jest całkiem ładnie. Gdybyśmy nie odbili na drogę na Tiranę, po kilku minutach dotarlibyśmy do Jeziora Szkoderskiego. Tymczasem wjeżdżamy na most na rzece Buna. Na szczycie wzgórza widać Twierdzę Rozafa:
Widoczki jakby kalifornijskie
:
Dawno nie słyszałam o raperze Peja, a tutaj ma najwyraźniej swoją markę piwa
:
Napis:
Kujdes! będzie nam towarzyszył cały czas przez najbliższe kilka godzin
:
Bardzo liche palmy,
Tonowe przy nich są wypasione
:
Chociaż kawałek dalej - miły dla oka gąszcz, szkoda tylko, że w doniczkach:
Takich domów weselnych widzimy przy drodze bardzo dużo:
Podobnie jak sklepów z meblami:
Im bliżej Tirany, tym więcej
mobileri. I jeszcze myjnie. Wszędzie, dosłownie na każdym kroku. W Macedonii też będą, szczególnie na obszarach zamieszkałych przez mniejszość albańską.
Wjeżdżamy do stolicy:
I zaczyna się jazda! Małż zaciska szczęki i oczami miota błyskawice. Na wszelki wypadek, nie odzywam się
Ale chyba niczego innego się nie spodziewał, ja przynajmniej zdawałam sobie sprawę, jaki może być styl jazdy Albańczyków. Plusem jest to, że nie trąbią i tym akurat jesteśmy zdziwieni
Tutaj ktoś nagle wyjechał z boku i wymusił pierwszeństwo
:
Było takich sytuacji sporo... Małż mówi:
Nigdy więcej! Nie wiem, czy ma na myśli Tiranę czy całą Albanię, nie pytam
Jakieś centrum handlowe:
i powoli wyjeżdżamy ze stolicy. Za chwilę będziemy na autostradzie. Póki co, jedziemy drogą bez wyznaczonych pasów. Ruch jest duży, więc dzieje się:
Ciekawy mural:
Na autostradzie A3, na szczęście, jest spokojnie, ale nudno z kolei... Nawet nie mam zdjęć z tego fragmentu podróży
Dojeżdżamy do Elbasanu:
Nazwa miasta kojarzy nam się z Meksykiem
Architektura już nie bardzo, chociaż w Meksyku nigdy nie byliśmy
Ze zdziwieniem odnotowuję sporą liczbę kasyn.
Ostatni fragment naszej trasy przez Albanię prowadzi przez bardziej urokliwe tereny. Tym razem czujemy się jak na Dzikim Zachodzie
:
Fajny wiadukt kolejowy:
Pan z krową na sznurku
:
Pierwszy (i jedyny dzisiaj) widok na Jezioro Ochrydzkie, niestety bardzo niewyraźny, bo zapada zmierzch:
Po 20:00 dojeżdżamy do granicy albańsko-macedońskiej, na której spędzamy jakieś 20 minut, może pół godziny.
Kiedy myślimy, że podróż (długą i dość męczącą) mamy już za sobą, czeka nas jeszcze podjazd do kwaterki, a to dopiero będzie ciekawe...
(Opiszę następnym razem
)
Jeśli chodzi o wrażenia z przejazdu przez Albanię, muszę uczciwie przyznać, że byłam rozczarowana. Wiem, że wybierając trasę przez Tiranę i Elbasan, nie należało się spodziewać spektakularnych widoków, a jednak liczyłam, że będzie ładniej... (Było ciekawie na samym początku i pod koniec drogi - w okolicach "Dzikiego Zachodu", czyli doliny rzeki Shkumbini.) Najbardziej przeszkadzał wszechobecny pył unoszący się nad drogami, również tymi głównymi. Pewnie kwestia suszy...
Na razie nie mogę nic konkretnego powiedzieć o Albańczykach (poza ich koszmarnym stylem jazdy
), bo nie mieliśmy z nimi bliższego kontaktu. Słyszałam (z dobrze poinformowanych źródeł
), że to sympatyczni ludzie, z zastrzeżeniem, że dotyczy to tych, którzy mieszkają w Albanii. O Albańczykach stanowiących mniejszość w Macedonii nasi znajomi wypowiadali się już inaczej... Zresztą sami wyrobiliśmy sobie własną opinię, mając z nimi do czynienia w Skopje czy w Kanionie Matka. Ale o tym będę pisała kiedyś, pewnie za jakieś kilka tygodni
, bo w Macedonii dużo się będzie działo
Żałuję, że przejazd przez Albanię mnie nie zachwycił (a nawet nie mogłam się doczekać granicy). Być może byłoby inaczej, gdybyśmy wybrali trasę przez bardziej widokowe rejony. Tylko wtedy pewnie Małż przeklinałby jakość dróg...
Tak czy inaczej, podejrzewam, że nieprędko zawitamy w tym kraju. Na razie, w tej części Bałkanów, zdecydowanie preferujemy Czarnogórę (górskie tereny) czy Macedonię, którą zaczniemy odkrywać już w najbliższym odcinku