16 lipca (sobota): Osiołkiem dookoła... SaplunaryBudzimy się w nowym miejscu i ogarniamy w apartmanie. Doceniamy materac - spało się zdecydowanie lepiej niż na Rabie, gdzie było zbyt miękko
Wychodzę na balkon i obserwuję psa gospodarzy - Florę:
Flora jest pitbullem albo amstaffem, nie znam się zbyt dobrze na rasach psów
Wczoraj, kiedy zobaczyłam ją po raz pierwszy, lekko się przestraszyłam, ale zupełnie niepotrzebnie - jest łagodna dla ludzi, szczeka tylko na inne psy i czasem je goni. Dość nieudolnie zresztą, bo porusza się powoli z powodu cesarki, którą niedawno przeszła, jeszcze ma opatrunki.
Robimy śniadanko, które zjemy na pięknych talerzach z krabami. Bardzo mi się spodobały
:
To nie nasza własność, ale wyposażenie apartmanu.
Ze śniadaniem na balkonie warto zdążyć do 9:30, później trwa wyścig ze słońcem
:
Po śniadanku Małż pompuje Osiołka na tarasie po drugiej stronie mieszkania:
Towarzyszy mu Flora, która jest bardzo ciekawska i nawet kładzie się na nienapompowanym kajaku, trudno ją przegonić
W dziwnej klatce zawieszonej "pod" budynkiem zauważamy ciekawostkę:
To kozie sery, które produkuje gospodyni. Często przychodzą/przyjeżdżają po nie klienci z całej wyspy. Niedługo przekonamy się, dlaczego
Osiołek i Maździak gotowi do drogi
:
Ruszamy na wschodni kraniec Mljetu, do Saplunary. Po drodze taki widok, że musimy się zatrzymać:
Jest nawet ławeczka:
z której wypatruję skaczącego delfina
Niestety, nie dało się go uchwycić na zdjęciu. Skoczył ze dwa razy i odpłynął. Ale liczy się!
To był czwarty raz, kiedy widziałam delfiny na wolności. Pierwszy - na Cresie, w Osorze, wieczorem przy starówce; drugi - z plaży w Zaostrogu; trzeci, najlepszy - z kajaka na Braču, dwa lata temu
Była cała grupka. Dla przypomnienia:
Zdjęcie z relacji Mój Brač w koronieDalsza część drogi też jest bardzo widokowa. Okolice Sobry:
Wysepki między Maranovići a Koritą:
Wyspa jest bardzo malownicza i wysoko oceniam ją w kategorii "widokowość"
Co by tu napisać o Mljecie, żeby nie powielać zbyt dużo informacji, które są dostępne w internecie?
Tylko krótko...
Kiedyś wyspa nazywała się Melita, czyli po grecku - miód
Opisywał ją Homer w "Odysei", a Odyseusz schronił się u nimfy Kalipso, w jednej z jaskiń, do której oczywiście dotrzemy
Przewodnik Lonely Planet nazwał Mljet
najbardziej uwodzicielską wyspą na Adriatyku Sprawdzimy!
Podobno Książę Karol (już król Karol III) odwiedził
otok dwukrotnie i był oczarowany jego pięknem i przyrodą.
Najwięcej miejsca w przewodnikach, blogach, relacjach zajmują opisy atrakcji w Parku Narodowym Mljet, który zajmuje północno-zachodnią część wyspy. Spędzimy tam całe dwa dni, ale dzisiaj jedziemy kajakować w przeciwnym kierunku.
Docieramy w końcu do Saplunary. Jedną z dwóch piaszczystych plaż w "centrum" wioski oglądamy tylko z samochodu:
Luka Saplunara:
Jedziemy szutrową, ale przyzwoitą drogą:
do uvali Blace/Blaci/Blaca. Są różne wersje nazwy tej zatoki
Natomiast na Google Maps plaża nazywa się Limuni
Malownicze półwyspy i wyłaniająca się wysepka Prećki Školj:
Dojeżdżamy do niewielkiego parkingu, na którym na szczęście udaje się jeszcze znaleźć wolne miejsce:
Obok domu oferującego apartmani skręcamy w ścieżkę, zgodnie z tym, co pokazuje tabliczka:
Blace/Blaca/Blaci (ewentualnie Limuni
) to jedna z tych piaszczystych plaż, które mi się w Chorwacji podobały. Wspominałam ją bardzo miło i konfrontacja ze wspomnieniami sprzed 12 lat wypadła całkiem pozytywnie
:
Duuużo przestrzeni, piach nie taki zły
i malowniczo:
Ale i tak popłyniemy kajakiem dalej
Trzeba tylko przytargać Osiołka
Odbijamy od brzegu. Żeby wydostać się z zatoki, musimy przepłynąć przez płyciznę między skałami, więc wiosłujemy ostrożnie:
Na łódce widać pana, który mijał nas na parkingu, zagadywał i oferował świeże ryby
Raczej w tym momencie nie moglibyśmy ich utrzymać w świeżości
Po wyjściu z uvali Blace płyniemy w lewo, opływamy cypelek i trafiamy do zatoczki Turkovica:
Wybrzeże jest dość niedostępne, czego się na Mljecie spodziewaliśmy. Jedyna sensowna do położenia się półka skalna jest zajęta. Wiosłujemy więc dalej...
I tak docieramy do uvali Krvara, w której wypatrujemy obiecujące skałki:
Wypakowujemy Osiołka, rozkładam maty na skałach, a Małż rozgląda się za kotwicą, czyli za dużymi kamieniami
Ja w tym czasie idę trochę "pozwiedzać"
:
Pnąc się ścieżką pod górę, docieram do wojskowych zabudowań
:
Dalej iść nie wolno. Uwieczniam widok z góry:
Zdjęcia z telefonu Małża (zauważalnie lepsza jakość niż z podwodnego aparatu):
Woda jest bardzo przejrzysta i zachęca do kąpieli
:
więc szybko wskakuję. Snurkujemy też, mając nadzieję na lepsze życie podwodne niż na Rabie. Jest tak, jak wszędzie w Chorwacji
:
Chociaż... Czy mi się wydaje, czy mniej więcej w środku kadru jest biała ryba o dziwnym kształcie?
Widać jej oczy...
Chyba to tylko złudzenie, ale kto wie
Siedzimy na naszej "plaży" 5 i pół godziny
A kiedy słońce chowa się za drzewami, najwyższa pora, by opuścić wygodną półkę skalną:
Powrót jest szybki, bo zupełnie nie ma fal. (Nie było ich również rano czy raczej w południe.)
Przy dobijaniu do brzegu, w uvali Blace, trzeba uważać na zatopione w wodzie kotwice
:
Dopiero teraz zauważamy, że nad plażą, na wzgórzu o nazwie Kosovo
, są zabudowania wojskowe:
Te same, które widziałam w "naszej" zatoczce Krvara. Jest tam też lądowisko dla helikopterów.
Na koniec bardzo udanej wycieczki, tradycyjnie - mapka:
Jesteśmy zadowoleni z tego nie najdłuższego, ale sympatycznego rejsu oraz z plaży w naszym stylu
, którą udało się znaleźć