14 lipca (czwartek): Ostatni rejs na RabieOstatni dzień na wyspie i ostatnie rapskie kajakowanie. Zapamiętamy je na długo
Startujemy z Loparu, tak jak przedwczoraj, bo okolice tejże miejscowości mają najciekawsze plaże, przynajmniej dla nas.
Tutaj wodujemy Osiołka:
Na ławeczce z kawałka betonu ubrania tych samych osób co dwa dni temu, najprawdopodobniej miejscowych
:
Machamy im na pożegnanie i odpływamy.
Teraz się zacznie wydziwianie
Na pierwszą plażę się nie decydujemy, bo zbyt zaśmiecona (na zdjęciu nie widać):
Drugą miejscówkę dobrze znamy, bo już tu plażowaliśmy, a jednak coś nam się nie podoba, nie pamiętam już co
:
Nawet kormorany się z nas śmieją:
A ja już wiem, jak to będzie wyglądało...
Tutaj jeszcze nie plażowaliśmy:
Plaża w sam raz dla nas, czyściutka, zostajemy:
I w momencie, gdy Małż kotwiczy Osiołka (czyli wrzuca kamienie do siatki do podrywki wędkarskiej), ja idę na krótki spacer pod górkę i wracam z krzykiem. Dosłownie dwa kroki dalej leży nieżywa owca
Chyba nie bardzo świeża, ale i nie w stanie zupełnego rozkładu, zresztą nie przyglądałam się aż tak
Szybko odpływamy... Biedna owieczka
To jest to miejsce, gdzie przedwczoraj, z kajaka, obserwowaliśmy owieczki, które podeszły do wodopoju. Być może odwiedzały też zmarłą koleżankę. Dobrze, dosyć tych makabrycznych myśli
Jadran na razie jest spokojny, chociaż jak przepłynie motorówka, robi się ciekawie:
Ciekawie to ja będę miała dzisiaj wieczorem ze stopami. Póki co, opalam je sobie w błogiej nieświadomości:
Mijamy crkvę sv. Nikoli:
co oznacza, że jesteśmy już bardzo daleko od miejsca startu.
Tutaj też wypłynęliśmy na "szerokie wody", więc fale są większe:
Mijamy przylądek Rt Sorinj z latarnią morską:
Piękny kolor wody. Niestety brak dogodnej do "lądowania" linii brzegowej, podobnie jak kawałek dalej:
Tutaj też kiepsko i jeszcze pianę przywiało:
Powoli opadamy z sił, bo od dłuższego czasu oboje wiosłujemy niemal bez odpoczynku
Przy wietrze i falach nie da się inaczej. Robimy tylko krótkie przerwy na przemian, żeby napić się wody...
I ciągle mówimy sobie, że jeszcze tylko za tę skałkę płyniemy, jeszcze ten cypelek... Chcemy zawracać i pogodzić się z porażką, kiedy wypatruję kawałek plaży wciśnięty między skały. Wiem, że na tym zdjęciu nic nie widać
:
A jednak zobaczyłam plażę, nie wiem, jakim cudem
Ta-dam!
Jest przepiękna!:
I tylko dla nas
:
Do tego zatoczka świetnie się nazywa - Malo kolo
Otoczaki są idealne, tak wygodne, że można siedzieć bezpośrednio na nich w wodzie
:
Sami powiedzcie, czy to nie bajka?
:
Nasz wysiłek został nagrodzony
A oto nagroda
:
Dzisiaj jest chyba największy upał do tej pory, więc przez cały czas moczę w Jadranie przynajmniej stopy
:
Jeszcze mają normalny kolor...
Trzy i pół godziny i niestety, musimy się zbierać, bo przed nami daleka droga. Ponownie przy latarni morskiej:
Wparuję się w kościółek św. Mikołaja:
Świetnie wygląda na tle Velebitu:
Stopy zaczynają się przypiekać, a jednak wcale mnie to nie alarmuje
:
Będę dziś bardzo cierpieć pod prysznicem
Najlepsze jest to, że Małż po dzisiejszej wycieczce też będzie miał spalone stopy
Dobrze się składa, że jutro prawie cały dzień będziemy w podróży na Mljet...
Ścigamy się z promem
:
Nie powiem, kto wygrał
I przed 18:00 bezpiecznie dobijamy do brzegu w Loparze:
To była nasza szósta i na razie na pewno najlepsza wycieczka kajakowa
Jak również najdłuższa - zrobiliśmy jakieś 12 km
Zmęczeni, ale bardzo szczęśliwi, wracamy na kwaterę i szykujemy się na ostatni wieczór na wyspie