11 lipca (poniedziałek): Odkrywamy konobę PivacKiedyś pisałam podobny odcinek o konobie Gardelin we Vrboskiej
Nawiązanie w tytule nieprzypadkowe, bo myślę, że to podobne "znalezisko", perełka na gastronomicznej mapie Rabu warta zareklamowania. Nie płacą mi za to, jakby co
Gdyby ktoś chciał poczytać o tamtym odkryciu i nie chciało mu się przekopywać forum, to
włala :
moj-hvar-na-ziemi-t55406-180.htmlWieczorem idziemy przejść się po Supetarskiej Dradze. Odprowadza nas z głośnym (choć piskliwym
) ujadaniem piesek gospodarzy - Kili:
Ma średnio poukładane w łebku
, ale za kilka godzin w końcu nas zaakceptuje. Dlaczego, napiszę pod koniec odcinka
Podziwiamy widoki:
i obserwujemy ciekawą "supującą" ekipę - pani z dzieckiem i z psem:
Pewnie bardziej zrównoważonym niż Kili
A oto cel spaceru - konoba (a raczej ugostiteljski obrt) Pivac:
Wybieraliśmy się tam już dwa dni temu, ale z powodu silnego wiatru serwowali posiłki wyłącznie wewnątrz. Teraz usiądziemy niby w środku restauracji, jednak "w otwartym oknie", co ma dobre strony, bo wieczory nadal są zupełnie niechorwackie, czyli dość chłodne
Za to będziemy mieć piękny
pogled:
Obsługuje nas starszy kelner (chyba szef sali), co zachwyca Małża, który twierdzi, że starsi panowie kelnerzy tworzą klimat takich miejsc. Może coś w tym jest
Dzisiaj mamy ochotę na mięso, więc zamawiamy
čevaby, ale wrócimy do Pivca na smaczną rybkę
Na stół wjeżdża "czekadełko":
Pyszne oliwki i oliwa domowej roboty, którą można kupić w lokalu. Mogliby jej nalać trochę więcej
, ale darowanemu koniowi...
Wyglądam na smutno-zamyśloną
:
Nie wiem, dlaczego. Może to przez sentymentalną muzykę klap, która sączy się z głośników... Wszystko w tej restauracji się zgadza - od chorwackiej muzyki, przez miłą obsługę, po smaczne dania. To, co prawda, "tylko"
čevaby, jednak pyyyszne
:
Ceny są rozsądne, jak na Rab i niemiecką klientelę, która stanowi 80% gości. Nasze porcje kosztowały ponad 70 kun, dokładnie nie pamiętam.
Na koniec zostajemy poczęstowani wspaniałym cytrynowym likierem. Jak nie przepadam za takimi wynalazkami (zazwyczaj są zbyt słodkie), ten bardzo przypadł mi do gustu; może dlatego, że był kwaśny
Następnym razem (już wiemy, że będzie następny raz
) dowiemy się, że likier jest produkcji młodszego kelnera
Polecam konobę Pivac
Byliśmy dwa razy i wychodziliśmy najedzeni oraz bardzo zadowoleni. Średnia ocen na GM (4,8) nie wzięła się z niczego
Supetarska Draga przed 22:00 to wymarła wioska. Wracamy do domu i pstrykamy trochę:
Pies ze świecącymi kulkami na szyi
:
Pewnie dla bezpieczeństwa, żeby nie wpadł pod samochód, a jednak śmieszy nas ten widok
Psi odcinek się zrobił
Zwykle występują u mnie koty, ale tym razem psy chciały odegrać ważniejsze role
A propos psów - gdy zbliżamy się do apartmanu, zostajemy tradycyjnie obszczekani przez Kilego. Mały wariat nie toleruje zwłaszcza Małża
Przed kwaterką,
na fajce , siedzi gospodarz, a właściwie syn gospodyni, mniej więcej w naszym wieku.
Zaczynamy rozmawiać. Dziwi się, skąd znamy chorwacki, więc mówimy mu to, co wszystkim za każdym razem
Proponuje rakiję i najpierw wykręcamy się tym, że już późno
, ale ponieważ dobrze nam się rozmawia, w końcu przystajemy na "samo malo"
Kończy się na testowaniu trzech smakowych i jednej "zwykłej"
Oczywiście wszystko własnej produkcji. Godzina w miłym towarzystwie mija niepostrzeżenie szybko
Najlepsza ze smakowych, orzechówka chyba, ale głowy nie dam
:
Trochę się rozmazałam
Małż nie złapał ostrości, nie mam pojęcia, dlaczego
Kili leży u naszych stóp spokojnie, nie wydaje żadnych dźwięków, a nawet zdarza mu się przysnąć
W taki oto sposób, pijąc rakiję z gospodarzem, oswoiliśmy psa
Wybaczcie dziś ten krótki odcinek. Następnym razem przygotuję dłuższy "materiał"
z wyjątkowej wycieczki kajakowej