Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Osiołki na plaży ... Albania 2009

Wycieczki objazdowe to świetny sposób na zwiedzenie kilku miejsc w jednym terminie. Można podróżować przez kilka krajów lub zobaczyć kilka miast w jednym państwie. Dla wielu osób wycieczki objazdowe są najlepszym sposobem na poznawanie świata. Zdecydowanie warto z nich korzystać.
Użytkownik usunięty

Nieprzeczytany postnapisał(a) Użytkownik usunięty » 29.08.2009 07:12

janniko napisał(a):
7stref napisał(a):... moje odczucia są jednak troszkę inne...

7stref
czekam z niecierpliwością na twoją relację.
tak jak pisałem wyżej, najpierw relacjonuję plusy, a minusy zostawiłem na koniec... :)
poza tym widzieliśmy tyko niewielki wycinek Ablanii
wybraliśmy celowo południe, bo zebrane przed wyjazdem opinie wyraźnie sugerowały, że jest to "najsympatyczniejszy" i najspokojniejszy region tego kraju

pozdro


Po przejechaniu tego kraju wzdłuż i prawie w poprzek absolutnie potwierdzam w kwestii tego że południe jest spokojniejsze i sympatyczniejsze niż północ.
janniko
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3195
Dołączył(a): 08.03.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) janniko » 29.08.2009 08:22

A więc ciąg dalszy...
Przy wyjeździe z Sarande zaskoczył nas co nieco kilkudziesięciometrowy odcinek bitej, usypanej kamieniami drogi. Kurz, dziury itp. Ponoć jeszcze 2 lata temu tak wyglądała droga aż do Dhermi. Koszmar.
Ale po chwili drugie zaskoczenie. Wjechaliśmy na nowiuśką drogę. Asfalt - rewelacja. Jeździ dość sporo dużych ciężarowych autek i zero kolein. Jak oni to robią? Może mafia albańska tamtędy zaczęła jeździć.. że też u nas nie ma takiej mafii...

W Sarande przy kawie zdecydowaliśmy, że poszukiwania "tego pięknego zakątka na tygodniowy wypoczynek" zaczniemy od Borsh, jeśli nie znajdziemy nic ciekawego, to dalej Himare, a potem Dhermi i ewentualnie, mając przegląd miejscowości, wybieramy najlepsze miejsce i osiadamy.
Do Borsh dojechaliśmy ok. 17-tej... chyba.
Gdy zobaczyliśmy z góry z szosy Borsh w całej swej rozległej krasie, to nie musieliśmy nawet omawiać sprawy, wiadomo było, że tutaj raczej się zahaczymy na dłużej. Ten widok na prawdę robi wrażenie!
Najpierw trzeba było znaleźć zjazd z szosy do dolnego "plażowego" Borsh, bo część Borsh jest położona w górze przy szosie.
Nie było to takie łatwe, bo oczywiście, tak jak pisałem, drogowskazy traktowane są tam marginesowo, i chyba Borshacy wychodzą z założenia, że "kto szuka, ten znajdzie" i że w sumie trudno się tam zabłądzić. Ale my, jak przystało na północniaków, oczywiście dwa razy zjechaliśmy w złą "uliczkę", wjeżdżając komuś na posesję... na szczęście nikt do nas nie strzelał za naruszenie granic terenu prywatnego (słyszałem od kolegiznawcyAlbanii, że tubylcy są przeczuleni na punkcie własności terytorialnej... potem dowiedziałem się z czego to wypływa).
Więc trzeci raz już trafiliśmy dobrze. Na końcu miejscowości okazał się być elegancki zjazd, tuż obok stacji benzynowej i kulturalna asfaltowa droga do plaży, miejscami o szerokości trzech, góra trzech i pół, metrów.. he he.. i tu przeżyliśmy pierwsze off-roadowe apopleksje! Panowie Albańczycy na pełnym gazie i z obojętną miną uskuteczniali mijanki. Na centymetry! Nikt nikogo nie zahaczył, co prawda, ale żona w pewnej chwili chciała już wracać do Polski (zapomniała bidula o horrorze panującym u nas na drogach) i zaczęła jęczeć, że po co nam była ta durna i kowbojska Albania... he he.. zmieniła zdanie po dwóch dniach jeżdżenia... i stwierdziła, że "tu się jeździ bezpieczniej niż u nas..".. ech .. te kobiety.. kto je pojmie..

A więc, dotarliśmy wreszcie do morza. Łoł!.. kolorek wody niczego sobie. Wybaczyliśmy szybko niesfornym kierowcom ich harce i ruszyliśmy w poszukiwaniu lokum. Skończyła się asfaltówka, wjechaliśmy na ciągnącą się wzdłuż całego "plażowego" Borsh bitą zakurzoną drogę.
Po ok. 1-1,5 km pojawiły się jakieś zabudowania, nadające się na oko do wynajęcia, ot taki parterowy rozległy hotelik, jakby połączone bungalowy. Zero żywej duszy, niektóre pokoje pootwierane... hm.. ? jakby wszystkich gdzieś wywiało... coś tam mruknąłem trochę głośniej po angielsku .. nikt się nie pojawił.
Po drugiej stornie drogi, przy morzu, stała plażowa kafejka, full ludziów, wszyscy coś konsumowali (okazało się potem, że to mieszkańcy tego hoteliku właśnie spożywali coś na kształt obiado-kolacji). Spytałem kelnerki gdzie można znaleźć w Borsh nocleg, a dość miła młoda pani ze smutną i zatroskaną miną powiedziała mi, że "I'm sory, all is full... big problem to rent room". No cóż, tę gadkę pamiętałem już z Olimpic Beach, z Thassos i z innych miejsc i optymistycznie wyruszyliśmy na dalsze poszukiwania. Potem się okazało, że pani miała na myśli ich mały hotelik.. że u nich nie ma miejsc.
Jakieś 200 m dalej zobaczyliśmy malutki camping, a tuż za nim dróżkę prowadzącą gdzieś tam w oliwkowe krzaki.. w głębi sterczał dach jakiegoś domku. Po prawej - piękna rozległa plaża z palmowo-morskotrawiastymi baldachimami pełniącymi rolę parasoli plażowych. Czysto i schludnie. Kamyczki białe, morze błękitne.
Spojrzeliśmy na siebie z żoną i decyzja była już podjęta - TU. Teraz tylko jeszcze znaleźć nocleg. Wjechaliśmy w tę dróżkę na przeciw plaży i z oliwkowych krzaków wyłonił się dość pokaźny budynek, ot taki sobie, ani ładny, ani brzydki. Na tle błękitnego nieba wyglądał przyjemnie.
Brama otwarta, więc wleźliśmy. I.. tu się zaczęło. Nie wiedzieć skąd zjawiło się ok. 10 osób i zaczęli dopytywać się czy czegoś nie potrzebujemy i czy mogą jakoś pomóc. Dało radę po angielsku, bo jak się potem okazało, byli to po części Albańczycy zamieszkujący na stałe w UE. Gdy się dowiedzieli, że szukamy noclegu, zaczęła się między nimi jakaś ożywiona dyskusja, jakieś nawoływania.. po chwili pojawił się jakiś starszy pan, z wyglądu jakby właśnie wylazł z obory lub ze stajni... po wysłuchaniu problemu zaczął kręcić głową... aha.. nic nie ma.. no cóż. Ale towarzycho kazało nam czekać. Pojawił się jakiś młodszy koleś i wszyscy zaczęli tłumaczyć nam, że to szef, że na razie pokoju nie ma, ale żebyśmy poczekali... Szef po angielsku ani bum bum.. (potem za tłumacza "robił" jego 15 to letni syn, który mówił po ang. b. dobrze).
Żeby nie przedłużać: po długich "wyjaśniankach" ustalono, że dziś jeszcze nie ma pokoju, ale że będzie jutro, i że może być tylko na 9 dni, bo potem "reservation", a dziś możemy sobie przekimać w sąsiednim hotelu itp. Bardzo nam przypadło do gustu to miejsce, więc spytaliśmy czy możemy przenocować na ich terenie do jutra w samochodzie (no bo mamy autko tak przysposobione, że wygodnie śpimy w nim w 3 osoby.. Toyota Avensis Verso). Szef kazał nam zaparkować na zapleczu (na terenie sąsiada), bo tam wygodniej, nie daleko był kran z wodą (do podlewania.. no, taki do podłączania szlauchu), powiedział, że możemy skorzystać z jego prywatnej łazienki, spytał czy może zrobić nam herbaty lub kawy i powiedział, że "jakby co" to mamy "walić jak w dym".. i wciąż cieszył michę..
Rozbiliśmy "obóz" i poszliśmy się przywitać z Morzem Jońskim. Ech... cóż tu będę opisywał.. znacie to .. po długiej i trochę męczącej podróży.. plum.. plum.. i wszystkie troski i niedogodności odchodzą w siną dal... bosko.. i te górki w tle.
Szef przylazł za nami na plażę i powiedział (na migi), że mamy sobie zająć ten oto baldachim z dwoma leżakami. Hm... dopiero następnego dnia pojęliśmy, że jest to "nasz" (przynależny do pokoju) baldachim z leżakami na cały pobyt. Nieźle.
Wieczorem zerwał się gorący odlądowy wiatr. Gdy po kolacji przy butli gazowej i stoliku turystycznym chcieliśmy się już ułożyć do spoczynku w naszym wehikule, zaczęli przyłazić troskliwi goście hotelowi. Jeden przyszedł zaprosić nas na kolację, bo ich rodzina (kilkunastoosobowa) rozpoczęła grillowanie, a drugi zaczął upierać, że Kuba (nasz syn) powinien pójść do nich na tę noc, że jego syn położy się z nim, a nasz syn na łóżku jego syna. Pan był bardzo stanowczy i prawie, że mi zarzucił brak odpowiedzialności, że jako "głowa rodziny" narażam na takie niedogodności dziecko i kobietę... prawie mi się wstyd zrobiło, ale jakoś panu wytłumaczyłem, że my tak lubimy, że to przygoda itp., wreszcie, gdy zobaczył jak mamy przysposobiony samochód do spania, z lekkim niedowierzeniem i lekko nie zadowolony pogodził się z naszą odmową. Potem okazało się, że ich rodzinka (z Tirany) stacjonuje w bezpośrednim sąsiedztwie naszego pokoju i ów pan o imieniu Ben jest bardzo sympatycznym i ciekawym kolesiem, od którego dowiedziałem się wiele interesujących rzeczy o Albanii.
Już się mieliśmy spokojnie ułożyć, gdy przyszła nas "napastować" jakaś młoda pani z popłakującym bobaskiem na ręku. Okazało się, że jest żoną właściciela terenu, na którym się "rozbiliśmy", sąsiadką szefa hotelu, i zaczęła tłumaczyć po grecko-włosko-migowemu, że żona i syn mogą przespać tę noc u niej w pokoju bobaska, a starszy syn położy się z nią i mężem... zdziwiła się trochę, gdy stanowczo odmówiłem... i jeszcze kilka razy przychodziła sprawdzać czy wszystko OK i spytać, czy może przynajmniej syn pójdzie do nich...
Umęczeni tym nadmiarem gościnności i troski padliśmy jak muchy... Rano obudziło nas chrumkania pasących się w pobliżu prosiaków, a potem żałosne pobekiwanie zbłąkanej owieczki... następnie tuż przy naszym autku przewaliło się pokaźne stado owiec, baranów i kóz... hm... to skutecznie nas wybudziło.
Po turystycznym śniadanku ruszyliśmy na lokalne solarium, czyli plażę.
O 12.30 wyładowaliśmy ciuchy z autka, zakwaterowaliśmy się i zasiedliśmy w "apartamencie" na tarasie z widokiem na morze i pasące się pośród oliwek owieczki i jedną rudą krowę.
Standard pokoju - elegancki. Sympatyczne żona szefa spytała, czy chcemy, by pościel była wymieniana codziennie... hm.. trochę nas to zaskoczyło... odmówiliśmy.. bo niby po co... lubimy mieć taką trochę wymiętą "swoją" pościel.
No i zaczęliśmy nasze tygodniowe albańskie wakacje w Borshj: w dzień, do południa - kołkiem do góry (czasem kołkiem w dół) na leżaczku na słoneczku, potem obiad i sjesta; po południu zazwyczaj jakiś "męczący" spacer po okolicy lub mniej męczące wygrzewanie się w promieniach chylącego się ku zachodowi słoneczka; wieczorem pożegnanie słońca, liczenie gwiazd, szukanie meteorytów itp.
Ja lubię b. wcześnie wstawać, więc chodziłem na plażę na powitanie słońca i orzeźwiającą kąpiel, a potem z kilkoma spośród hotelowych gości łaziliśmy na "dzikie", acz przepyszne figi i "polowanie" na wielkie żółwie. Jeden z wiekowych żółwi był wielkości koła od samochodu (no.. gdzieś tak 14-stki).. niestety nie miałem aparatu.. potem już go nie spotkaliśmy...

CDN

link do albumu ze zdjęciami:
http://picasaweb.google.pl/aversjum/Albans?authkey=Gv1sRgCMbsntqPxIWHIw#
8) :lol:
Użytkownik usunięty

Nieprzeczytany postnapisał(a) Użytkownik usunięty » 29.08.2009 08:47

Janniko, całkiem sympatyczne wspomnienia.
Póki co pisz, może mnie natchniesz na AL bo jeszcze planów nie mam na 2010 :lol:
No nie, mam plan ale....nie wiem czy wypali, wiec jakąś alternatywę też pasuje mieć jakby cuś :wink:
Pozdrav
joajer
Cromaniak
Posty: 638
Dołączył(a): 15.09.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) joajer » 29.08.2009 08:55

Super. W przewodniku doczytałem się że w knajpkach często są dwa cenniki-menu Po Albańsku - tańszy i po Angielsku z wyższymi cenami, czy zauważyłeś coś podobnego i w ogóle jak tam coś zmówić jak nie wiadomo co jest co? Czy możesz polecić jakieś specjały kuchni Albańskiej? A może coś do picia, alkoholowe także...
janniko
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3195
Dołączył(a): 08.03.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) janniko » 29.08.2009 09:23

joajer napisał(a):Super. W przewodniku doczytałem się że w knajpkach często są dwa cenniki-menu Po Albańsku - tańszy i po Angielsku z wyższymi cenami, czy zauważyłeś coś podobnego i w ogóle jak tam coś zmówić jak nie wiadomo co jest co? Czy możesz polecić jakieś specjały kuchni Albańskiej? A może coś do picia, alkoholowe także...

he he .. to jest osobna historia.. z tym "jak tam coś zmówić, jak nie wiadomo co jest co?". Raczej ci nie wiele zasugeruję, bo my to głównie pizza (pyszna), spagetii (b. smaczne), no i mięska na chybił-trafił.. wszystkie były świetne. No i grillowana ryba... polecam... ale nazwy nie pamiętam. Raz trafiliśmy przy drodze, gdzieś przed Dures.. za Vlorą czy Fier.. do restauracji, gdzie dwóch młodych przystojnych i miłych wybrylowanych kelnerów nie znało ani w ząb ang. czy niem. ... nawet po polsku nic nie zrozumieli... Więc zamówiliśmy pokazując palcem na wątpliwej jakości rysunek (foto).. hm.. wyglądało to na jakiś befsztyk, a okazało się ogromną porcją grillowanych żeberek... mniam.. mniam.. ale jedna z trzech zamówionych porcji w zupełności by wystarczyła, by napchać nasze trzy żołądki. Do tego zamówiliśmy frytki, które udało się nam "odmówić", bo nie było już gdzie upchać. Z tych trzech porcji każdy z nas coś tam skubnął i z pewną dozą zażenowania zostawiliśmy resztę na talerzach. Do wieczora byliśmy napchani na maxa. Zaznaczyć warto, że mięsko było świeżutkie i pyszne.. choć jak dla mnie, to oni, tam na południu, trochę zbyt krwiste to robią.. ale jak, do cholery, ich poprosić by bardziej wygrillowali... nawet nie wiem jak to po angielsku rzec.. ? może: please, more grillos? hard grill?... czy jakoś tak?
No nic.. w każdym razie zapłaciliśmy za niezjedzone żeberka ok. 1200 laków (niecałe 10 euro) plus 3 euro za coca colę i napiwek...

Nie spotkaliśmy się z menu o podwójnej cenie.. być może dlatego, że w Borsh wogóle nie było menu po angielsku... ale z kolei w Borsh prawie z każdym kelnerem szło się dogadać po ang. lub ewentualnie po włosku (trochę podszkoliłem się przed wyjazdem... oggi noi abbioamo la prima lezione di'taliano!), a jeśli dany kelner nie znał angielskiego i nie rozumiał mojego włoskiego, to w mig wołał kolegę lub koleżankę, który/a znał/a ang.
W Borsh jedliśmy kilka pysznych obiadków w cenach od 12 do 15 euro na trzy osoby z coca cola (najdroższą), piwem i kawą i napiwkiem.
:)
joajer
Cromaniak
Posty: 638
Dołączył(a): 15.09.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) joajer » 29.08.2009 09:50

Znam problem z zamówieniem niechcący za dużo :D Kiedyś w Bośni wzieliśmy 3 patery mięs dla 3 osób + frytki + sałatki... a wystarczyła by jedna patera podana zresztą z surówkami i chlebem więc mieliśmy żarcia jakieś 200% za dużo, szkoda było zostawić bo dobre było, no ale trudno. A jak tam w Sklepach Albani z trunkami? Jest coś na wzór Domaci Brandy czy też tylko Ouzo, a może jakiś inny, orginalny wynalazek?
janniko
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3195
Dołączył(a): 08.03.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) janniko » 29.08.2009 09:51

Fajnie sobie radzą w sytuacji, gdy na granicy terenu, gdzie trzeba wznieść jakieś ogrodzenie rośnie np. oliwka
o tak:
http://picasaweb.google.pl/aversjum/Albans?authkey=Gv1sRgCMbsntqPxIWHIw#5374638172106642562

:D :D :D[/img]
mutiaq
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1892
Dołączył(a): 19.02.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) mutiaq » 29.08.2009 10:27

Osioły mi się bardzo podobały i świnka :)
Morze jak w Chorwacji 8O
Aż mi przyszło przez myśl, żeby plany zmienić i tam jechać... :twisted:
Ale to może next time.
Zdjęcia bardzo ładne!
Pozdrówki!
carnivalka
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1242
Dołączył(a): 17.05.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) carnivalka » 29.08.2009 10:48

Twoja relacja Janniko utwierdziła mnie w decyzji,że jednak za rok Albania.Co do autobany w Serbii to faktycznie potaniała ,płaciłam w euro 4, 3 i 8 .
janniko
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3195
Dołączył(a): 08.03.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) janniko » 29.08.2009 11:47

carnivalka napisał(a):Twoja relacja Janniko utwierdziła mnie w decyzji,że jednak za rok Albania.Co do autobany w Serbii to faktycznie potaniała ,płaciłam w euro 4, 3 i 8 .

No to już znaczy sja i Serby nas wyprzedzili.. w d.. jeża!
U nich tanieją autobany, a u nas nawet motocyklistom każą horrendalny haracz płacić za te gówniane kilka kilometrów zafajdanej i ciągle remontowanej kulczykówki-bandytówki.
Ino siońść i płakać.. :cry:
mutiaq
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1892
Dołączył(a): 19.02.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) mutiaq » 29.08.2009 11:57

janniko napisał(a):
carnivalka napisał(a):Twoja relacja Janniko utwierdziła mnie w decyzji,że jednak za rok Albania.Co do autobany w Serbii to faktycznie potaniała ,płaciłam w euro 4, 3 i 8 .

No to już znaczy sja i Serby nas wyprzedzili.. w d.. jeża!
U nich tanieją autobany, a u nas nawet motocyklistom każą horrendalny haracz płacić za te gówniane kilka kilometrów zafajdanej i ciągle remontowanej kulczykówki-bandytówki.
Ino siońść i płakać.. :cry:

W Krakowie też każą płacić motocyklistom, tyle samo co samochody...
sorry, za ot :)
janniko
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3195
Dołączył(a): 08.03.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) janniko » 29.08.2009 11:57

Pierwszy full-contact z osiałami miałem dość ciekawy.
Drugiego dnia z rańca przykimałem sobie co nieco na leżaczku.. taki nawpół sen.. no wiecie, jak to jest gdy bryza cię miło owiewa.. Więc drzemię sobie spokojnie, aż tu budzi mnie jakiś dziwny dźwięk.. coś mi dyszy i sapie nad uchem i taki dziwny odorek w gębę wali .. nawet niezbyt przykry... Otwieram jedno oko i widzę tuż przy swojej głowie ogromne nozdrza obwąchującego mnie osioła.. Gdy lekko poruszyłem głową zwierz odskoczył spłoszony, ale po chwili dał się już głaskać... Potem zaprzyjaźniliśmy się i często spotykaliśmy się plaży.. bardzo lubił słodycze i skórki od arbuza.
O dziwo, na naszej plaży nie było zwierzęcych odchodów (ewentualnie kilka niepozornych zasuszonych kozich bobków, udających kamyczki), a niejednokrotnie widziałem rano i wieczorem, gdy nie było ludzi, wędrujące stadko świń (locha z prosiaczkami) osiełów i baranów (owiec też). Może gospodarz nad ranem sprzątał, a może zwierzaki tresowane.. hm... ? Żona trochę się bała, że jej świnia lub osioł zje ręcznik lub kapcie do kąpieli, ale nic takiego się nie stało... Albańskie bydło, to kulturalne stworzenia mające w poszanowaniu turystów z północy.



:)
mutiaq
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1892
Dołączył(a): 19.02.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) mutiaq » 29.08.2009 11:58

janniko napisał(a):Pierwszy full-contact z osiałami miałem dość ciekawy.
Drugiego dnia z rańca przykimałem sobie co nieco na leżaczku.. taki nawpół sen.. no wiecie, jak to jest gdy bryza cię miło owiewa.. Więc drzemię sobie spokojnie, aż tu budzi mnie jakiś dziwny dźwięk.. coś mi dyszy i sapie nad uchem i taki dziwny odorek w gębę wali .. nawet niezbyt przykry... Otwieram jedno oko i widzę tuż przy swojej głowie ogromne nozdrza obwąchującego mnie osioła.. Gdy lekko poruszyłem głową zwierz odskoczył spłoszony, ale po chwili dał się już głaskać... Potem zaprzyjaźniliśmy się i często spotykaliśmy się plaży.. bardzo lubił słodycze i skórki od arbuza.
O dziwo, na naszej plaży nie było zwierzęcych odchodów (ewentualnie kilka niepozornych zasuszonych kozich bobków, udających kamyczki), a niejednokrotnie widziałem rano i wieczorem, gdy nie było ludzi, wędrujące stadko świń (locha z prosiaczkami) osiełów i baranów (owiec też). Może gospodarz nad ranem sprzątał, a może zwierzaki tresowane.. hm... ? Żona trochę się bała, że jej świnia lub osioł zje ręcznik lub kapcie do kąpieli, ale nic takiego się nie stało... Albańskie bydło, to kulturalne stworzenia mające w poszanowaniu turystów z północy.



:)

:lool: :lool: :lool:
carnivalka
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1242
Dołączył(a): 17.05.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) carnivalka » 29.08.2009 12:10

Strasznie uwielbiam takie klimaty,na campingach mogą sobie spacerować kury z kurczaczkami,biegać wiewiórki,króliczki ,żółwiki i takie tam inne.Co prawda z osiołem miałam kontakty długodystansowe ale w takim wypadku bym się wystraszyła wręcz potwornie :) ,ale jakie wspomnienia.
I coś w tym jest południowi jednak szanują północników ,dotyczy nie tylko bydła. :wink:
janniko
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3195
Dołączył(a): 08.03.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) janniko » 29.08.2009 12:42

A więc kontynuując (bo mam dziś trochę więcej czasu):
7 dni spędziliśmy w Borsh. Głównie plażowanie. Tak nam bardzo brakuje słonka przez cały rok, że staramy się, będąc na południu, wykorzystać go na maxa.

Aha. Przez całe trzy tygodnie mieliśmy tylko wieczór i poranek deszczowy (acz parny i gorący) w Korinos w Grecji. Rano uciekliśmy od deszczu i już w południe w środku gór greckich mieliśmy piękną pogodę. Potem dowiedziałem się, że na Olimpic Beach pogoda była przez kolejne 5 lub 6 dni kiepska, tzn. co dziennie był deszczyk i chmurki.
Myśmy mieli co prawda kila poranków pochmurnych w Borsh, ale tylko raz te chmury zasłoniły słonko na kilka godzin.
Tam jest podobnie jak w Montenegro. Chmury często zasiadają nad górami i ewentualnie dochodzą do połowy nieba, ale nad morzem jest wciąż czyściuśkie niebo. Przez większość dni jednak mieliśmy lazurowo czyste niebo. Ostatniego dnia niebo nad morzem pierwszy raz się mocna zachmurzyło, od Italii szła burza, ale gdy przekroczyliśmy Logarę, to już mieliśmy piękną południacką upalną pogodę.

Wracjąc do Borsh.
Jednego dnia zrobiłem spacer plażą do północnego krańca plaży. Zajęło mi to ok. 40 minut, więc domniemuję, że jest to jakieś 2,5 km (wolnym plażowym spacerkiem). Drugiego dnia przespacerowałem się do krańca południowego i zajęło mi prawie godzinę (albo i ponad), więc chyba będzie jakieś 3 do 3,5 km. Z powyższego wnioskuję, że cała plaża może mieć od 5 do 6 km.

Północna plaża szczyci się kilkudziesięciometrowym pasmem plaży piaskowej. Tzn. na plaży są drobne kamyczki, tuż przy morzu piasek, zaś przy wejściu do wody znów metrowe lub półmetrowe pasmo żwirku i kamyczków, a później to już sam piasek, taki gruboziarnisty, nie włażący w tyłek. No i co ważniejsze, można kawałek zawędrować pieszo w morze, jakieś kilkanaście metrów, co bardzo cieszyło, nie umiejąco zbyt dobrze pływać, moją żonę.
Plaża "centralna", czyli ta koło nas jest kamyczkowa i dno b. szybko opuszcza się w dół, już po kilku metrach kryje.
Obok plaży północnej jest kilka zabudowań i camping, ale o ceny nie pytałem. Nie ma natomiast jakiegoś większego hoteliku.
Na samym końcu plaży stoi umieszczona na balach kawiarnia. Smaczna kawa, świetne frappe i nie drogo (50 leków kawa, 100 leków frappe, 100 leków piwo.. dość dobre). Najdroższa, jak wszędzie w Albanii, jest coca cola - 130 leków...

Oczywiście wszędzie na plażach są bunkry, które doskonale można wykorzystać do opalania się lub do spoczęcia w ich cieniu.

Natomiast plaża południowa jest zupełnie dziką i piękną w swej dzikości plażą (to widać dość dobrze na zdjęciach).
Trochę daleko, ale warto tam zadreptać. Samochodem się nie dojedzie, bo ni ma drogi, jest tylko ścieżka lub dojście plażą.
Na południowym skraju Borsh kończą się wille i hotele i jest kilka, z wyglądu dość ubogich, gospodarstw i chyba kilka terenów działkowych, gdzie ludzie przyjeżdżając tylko w weekendy. Za ostatnią posiadłością jest jeszcze jakiś kilometr zupełnie pustej plaży. Taki trochę księżycowy widok. Kolor morza jest tam śliczny i woda cholernie czysta.

No i tyle na temat samego Borsh.
Aha.. sama miejscowość jest ot taka sobie południacko-zwykła. Domki, hotele, rudery, walące się zabudowania, bunkry.. kawiarnie, kawiarnie i kawiarnie... dużo plastikowych śmieci (pozbieranych w kupki i notorycznie rozwlekanych przez osioły i świnki.. co zupełnie nikomu nie przeszkadza).. dużo turystów, z zagarniczników to głównie Włosi.. no i my, jedyni w tym czasie Polacy.

3 lub 4 minimarkety, dobrze zaopatrzone. W kawiarniach tanie i smaczne jedzenie, nie mówiąc już o przepysznej i taniej kawie. Piwo nie najgorsze.

Ciekawostka:
w ciągu dnia wiele osób siedzi w kawiarniach i sączy (chleje) piwo i wino. Wieczorem ani o żadnej innej porze nie widziałem ani razu (dosłownie ani razu) choćby jednej nawalonej osoby, nawet lekko pianej... owszem, widać, że niektórzy, głównie starsi, panowie są na lekkim rauszu, co objawia się u nich hałaśliwym śmiechem i pokrzykującymi pozdrowieniami. Być może w miastach i większych kurortach są zataczający się, rozrabiający nawaleni gościowie, ale tam nie udało się nam ich zobaczyć..

No i ten boski brak łysych młodzieńców w dresach, brak kiboli i utuczonych na sterydach karczychów ... Tam młodzi albo noszą długie włosy, albo też mają fajne modniacko powycinane fryzurki, ot jakieś pomalowane loczki, podgolone skronie i niesymetrycznie wycięte różne wzorki.. ale jest to nawet fajne i wesoło.
Nie ma tych "zajebistych" gości w stylu "Nowa Huta welcome to!"
... może dlatego, że nie mają Huty lub innej Pragi..
Ale za to mają swoich zimnołokcistych buraczków, którzy uwielbiają przemykać się swoimi wypasionymi Golfami II z szybkością 15 do 20 km wzdłuż plaży, z otwartymi oknami i z walącą na najwyższych decybelach muzyczką klubową.. umpf.. umpf.. umpf.. he he.. no cóż.. to ich teren i wolno im.. ale jakoś mi to zupełnie nie przeszkadzało.. przejechał sobie taki .. poumpfał i tyle go było słychać.. za pół godziny wracał.. raz pomachałem takiemu, to mi serdecznie odmachał.. a gdy mu pokazałem palcem, że jest OK, to się okropnie ucieszył i podgłośnił muzyczkę z wyrazem dumy, jaki to nie mocne sprzecicho ma w autku..
Taki teraz młodzieżowy styl. U nas w Krakowie też w kawiarniach zaczęła królować klubowa łupanka. Za czasów mojej młodości (onegdaj) też były różne ansamble w stylu By City Rollers lub potem Bonny M. i Donna Summers.. itp.. łupu cupu.. rym ciach ciach.. i zabawa do rana..

Jeszcze później w "negatywach" opiszę dość uciążliwe zjawisko maltretowania całej okolicy muzyczką klubową przez grono wesołych albańkich konsumentów ziela... lub czegoś innego smakowitego.. bo alkoholu pili mało, a buźki mieli uwalone na maxa, a rano wyglądali jakby kto ich przez Logarę na piechotę przeciągną...

CDN.

link do albumu ze zdjęciami:
http://picasaweb.google.pl/aversjum/Albans?authkey=Gv1sRgCMbsntqPxIWHIw#
8) :lol:
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Relacje wielokrajowe - wycieczki objazdowe



cron
Osiołki na plaży ... Albania 2009 - strona 2
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone