Rzeź niewiniątek
Do Zawratu szło się po takich łańcuszkach
Foto Misiek
Z widokiem na Dolinę Pięciu Stawów Polskich
Foto Misiek
Taaaaa dalsze zdjęcia nie będą w stanie oddać bólu mięśni, zadyszki, lęku przestrzeni... To trzeba przeżyć. Mój pierwszy raz był bardzo bolesny, nawet zapowiedziałem sobie że to pierwszy i OSTATNI raz, ale teraz mi się wydaje, że jednak nie OSTATNI
Ruszamy na Orlą Perć. Z tych wszystkich ludzi, którzy zebrali się na Zawracie całe szczęście (nie jak mi się na początku wydawało, że większość) tylko niewielka część ruszyła w stronę Koziego Wierchu. Również całe szczęście, jest to odcinek jednokierunkowy, bo nie wyobrażam sobie, jak można się minąć na tej grani. Za dużo łańcuchów.
Foto Al.
Foto Al.
Żeby zrobić takie zdjęcie jak poniżej musiałem sobie usiąść, bo kiwało mną niebezpiecznie, błędnik zgłupiał i nie chciał utrzymać pionu.
Góry moje, wierchy moje, otwórzcie swe ramiona....
Widoki były naprawdę nieprawdopodobne i to była nagroda za trud wspinaczki. Tam można było powiedzieć "Świat leży u stóp". Aparat niestety oddałem Al'owi, który przytroczywszy go do siebie zabezpieczył przed uszkodzeniem. Mnie przeszkadzał i ograniczał ruchy w stopniu uniemożliwiającym się praktycznie poruszanie się po łańcuchach.
Łańcuchy w górę, łańcuchy w dół, twarzą do ściany, trawersy na łańcuchach. No i niestety mnie też dopadła choroba wysokościowa
Foto Al.
Tak poza tym to wyszliśmy już bardzo wysoko i mam wrażenie, że to już Mały Kozi Wierch
Foto Al.
Foto Misiek
Zadumanie czy zmęczenie
Fakt jest faktem, że ludzi to tam raczej niewiele było w porównaniu do podejścia na Zawrat. Szedłem na zmianę z Rytą i z Al'em. Ryta mnie instruował gdzie postawić nogę i którą najpierw, pokazywał mi gdzie mam klamy (chwyty), których mogę się złapać i tak krok po kroku powoli zacząłem sobie przypominać wszystko z kursów jaskiniowych, gdzie też mieliśmy elementy wspinaczki. Po kilkudziesięciu minutach takich instruktaży szło mi już na tyle dobrze, że nikt mi nie musiał wskazywać jak i którędy można iść, tylko sam wybierałem już drogę, znajdowałem stopnie i klamy. Idąc praktycznie cały czas po łańcuchach wreszcie zacząłem czuć rówież ból rąk. Znikła za to zadyszka
Tytuł tego odcinka - LOST
Pod Małym Kozim Wierchem. Zresztą już się pogubiłem gdzie jesteśmy i co widzimy, poprostu podziwiałem widoki, a nazwy zostawiam geografom Wiem, że musieliśmy przejść prze Mały Kozi wierch, ale w którym, momencie bladego pojęcia nie mam
Foto Al.
Były momenty, kiedy nie trzeba było używać rąk, ale ściany i przepaście robiły ogromne wrażenie. Nawet mój błędnik się już trochę przyzwyczaił i przestał szaleć byłem z tego tytułu bardzo zadowolony, aczkolwiek droga nie należy do łatwych. Momentami w dalszym ciągu miałem problemy...
Foto Misiek
Tutaj już chyba za Zmarzłymi Czubami idziemy w stronę Koziej Przełęczy. Jedno jest pewne powoli zaczynam mieć dość. W sumie przeszliśmy niewielki kawałek, ale zaczynam się poważnie zastanawiać nad odwrotem. Kozia Przełęcz jest jednym z niewielu miejsc na Orlej Perci skąd można w miarę bezpiecznie zejść - są szlaki w dwie strony: a) do Czarnego Stawu Gąsienicowego i Murowańca, b) do Doliny Pięciu Stawów Polskich. Trzecia droga prowadzi na Kozi Wierch. Zbliża się godzina 17. Nocowanie na Kozim mi się nie uśmiecha. Zaczynam o tym wspominać ekipie.
Bardzo charakterystyczna skałka może ktoś będzie wiedział, w którym to jest miejscu, bo ja już nie pamiętam
Foto Misiek.
I jeszcze jeden trawers z kapitalnym widokiem
Foto Al.
Podejrzewam, że foto Ryta bo Misiek "poleciał" i już go nie widać
Hehe zamienili się z Al'em
Foto Al.
Foto Al.
Zdjęcia są wymieszane, ale mniej więcej tak to wyglądało
I schodzimy
Zaczyna się robić już późno
Ostatni trawers do Koziej Przełęczy
Foto Al.
Zaczynamy już poważnie dyskutować co robimy. Ja jestem za zejściem w dół do Doliny Pięciu Stawów, kumple chcą iść w górę. Ja dałem z siebie 110% i rzeczywiście mam już dość. Reszcie ekipy brakuje jeszcze adrenaliny. Wreszcie żeby nie blokować ruchu, bo ludzi na szlaku jest sporo wszyscy znikamy w czeluści Koziej Przełęczy na 50-ciometrowej drabince w dół
Foto Al.
Szczebelki są wszystkie, drabinka nie zdąży zardzewieć, bo jest non stop wycierana przez ludzkie ręce i buty. Rzekłbym, że jest śliska. Po pierwszych krokach w dół przyzwyczajam się do niej i zaczynam się poruszać coraz szybciej w dół, nade mną i pode mną ludzie... taki mały spacer w niebie zaliczyłem. Zbliżamy się do miejsca gdzie przecinają się szlaki do zejścia w dół.
Foto Misiek.
Żeby nie blokować podeszliśmy kawałek w stronę Koziego Wierchu i znaleźliśmy półkę skalną, na której można było spokojnie usiąść i się zastanowić. Ja zdecydowanie optuję za zejściem w dół, pojawiają sie głosy o rozdzieleniu się. Dwóch do góry i dwóch w dół. Tylko, że żaden z kumpli nie chce iść ze mną w dół. Sytuacja jest patowa, a robi się coraz później. Gdzieś w oddali słychać ludzi, którzy schodzą do Koziej Przełęczy. Postanawiam zapytać ich dokąd idą i czy ewentualnie mógłbym się z nimi zabrać w dół jeśli by szli do "Piątki". Idą do "Piątki" i mogę się z nimi zabrać. Wszyscy oddychają z ulgą, znalazło się jakieś rozwiązanie sytuacji. Postanawiamy się spotkać w schronisku w Dolinie Pięciu Stawów. Rozpoczynam odwrót razem z ekipą w składzie: Michał, Krysia i Krzysiek. Nawet nie zapytałem skąd są
Krysia i Krzysiek; Zejście spod Koziej Przełęczy w stronę "Piątki"
Stamtąd okazało się, że jeszcze dwie godziny drogi czeka nas do schroniska. Zdążyło się zrobić ciemno, Czołówki poszły na głowy. Jedynie Michał najpierw zgubił dekielek od czołówki, a jak go już znalazł, to okazało sie, że nie ma baterii, ale nie mieliśmy już czasu na szukanie. Oni szli do Morskiego Oka, bo jutro mieli ruszać na Rysy, ja tylko do schroniska w "Piątce". W nogach czułem już potężne zakwasy i jak to mówią "łapy mi się rozjeżdżały" na kamieniach na szlaku. Urządziłem sobie rzeź tego dnia, nie ma co, a schroniska jeszcze nie widać...
W końcu, po ponad dwóch godzinach, koło 20.00 doszliśmy do domku strażników TPN czyli tzw. filancówki Zauważyłem ludzi wracających spod schroniska.
Co jest - pytam - Nie ma już miejsc w schronisku
- Nie
Cholera. Jestem cały mokry, a nie mam koszulki na zmianę, spać na dworze w śpiworze przy tej temperaturze No nie bardzo mi się uśmiecha Decyduję się na pozostanie w filancówce, pod warunkiem, że znajdę tu jakieś miejsce. Pożegnałem się dziękując ekipie, z którą schodziłem i ruszyłem w stronę potencjalnego noclegu. Strażnicy oczywiście nagrzani pili już z ludźmi, którzy u nich nocowali, ale patrzę stoi jakaś ekipa i prosi o pozwolenie nocowania na "glebie" Strażnik do któregoś ze studentów:
- Te, młody, ładujesz się na belkę i podciągasz cztery razy do góry.... z plecakiem
Filanc czuje ewidentną satysfakcję w znęcaniu się nad ludźmi. Ale "młody" jest dobry zawstydził TurboDymoMan'a - podciągnął się pięć razy. Śpi za darmo, reszta ekipy buli po 20 zł za kawałek gleby. Płacę szybko za siebie i zajmuję miejsce. Całe szczęście nie musiałem się podciągać , bo kiepsko bym wyglądał . Zrzuciłem plecak i wskoczyłem do śpiwora na rozłożonej na "glebie" karimacie. Było mi cholernie zimno. Domek nie ogrzewany, a ja spocony jak dzika mysz. Usiłuję zasnąć, ale spokoju mi nie daje myśl, że nie spotkam się z kumplami w schronisku, a na dodatek na dworze przed domkiem kręci się impreza. Po kilkudziesięciu minutach wreszcie udało mi się zagrzać, a bielizna termoaktywna odparowała wilgoć i jest już sucha. Jest nieźle.
W pewnym momencie wchodzą do pokoju dwie pary po kilku słowach decydują się spać na jednym poziomie, bo w pokoju są łóżka piętrowe. W związku z tym góra jest wolna. No i jak tu nie wierzyć w szczęście Zaproponowali mi, żebym spał na górze, bo ekipa, która negocjowała z filancem poszła do schroniska się umyć. Wiele się nie zastanawiałem .... Cały szczęśliwy zapakowałem się na górę. Warunki poprostu rewelacyjne.
Dobranoc...
c.d.n.
Zdjęcia kumpli spod Koziego Wierchu w następnym odcinku