18.07.2010Z Radomia wyjechaliśmy o 4 rano, miało być o 3, ale jakoś tak nam zeszło
. A mogliśmy, jak się potem okazało, wyjechać jeszcze później
.
Znudziła mi się trasa Radom - Cieszyn a dalej Czechy - Austria - Słowenia - i autostrada w Cro (bardzo dobra, ale bardzo nużąca).
Wymyśliłam sobie, że pojedziemy przez Słowację - Węgry - BiH, a po drodze zwiedzimy Budapeszt.
Mąż nie miał nic przeciwko, choć trasa prawie cały czas biegła bez autostrad.
Tak jak już wspomniałam przez Polskę przejechało nam się szybciutko
.
Dawno nie jechałam Zakopianką, więc miło mnie zaskoczyło, że prawie do Rabki jest już dwupasmówka. Ostatnio jakieś 6 lat temu z majowego weekendu, z Zakopanego do Krakowa jechaliśmy 6 godzin i to mnie wyleczyło z wyjazdów do Zakopanego
. Choć bardzo chętnie połaziłabym po pięknych Tatrach.
No ale żeby nie było za pięknie, za Rabką złapała nas niezła burza i ulewa I cała robota męża w sobotnim, 30 stopniowym upale, żeby smarcik był czysty na wyjazd, diabli wzięli
.
Padało tak mocno, że przez kilkanaście minut jechaliśmy żółwim tempem (choć określenie "żółwie tempo" jak przekonaliśmy się później wcale nie powinno oznaczać powoli - ale o tym potem
)
Był już najwyższy czas, żeby się zatrzymać, odpocząć i coś zjeść, a tu cały czas pada
.
Zatrzymaliśmy się więc tylko, żeby dotankować smarcika, a że Zuzia spała i nie dopominała się postoju, pojechaliśmy dalej.
Słowację przejechaliśmy sprawnie. Była niedziela, więc ruch na drogach był niewielki.
Około 11 byliśmy już na Węgrzech. W odróżnieniu od Słowacji, drogi były bardzo dobre, dobrze oznakowane.
O 13 byliśmy już w Oekotelu, gdzie mieliśmy zarezerwowany nocleg. I tu niemiła niespodzianka - hotel zamknięty na cztery spusty, recepcja czynna od 15
.
O ile w mailach z hotelem kilka razy przypominano mi, że trzeba dzwonić, gdybyśmy przyjechali po 16, bo rezerwacja przepada, to o tym, że recepcja jest czynna od 15 nie zająknęli się ani razu
. A w Austri nocowaliśmy w różnych Oekotelach i nie spotkaliśmy się z tym
Nie było sensu nigdzie jechać wypchanym po brzegi smartem, więc sterczeliśmy pod hotelem 2 godziny
(liczyłam po cichu, że może ktoś zjawi się nieco wcześniej i nas zamelduje, ale gdzie tam, punktualnie o 15 miła pani otworzyła drzwi).
Całe szczęście nie było żadnych problemów z zameldowaniem, więc po szybkim odświeżeniu się o 16 jechaliśmy już w kierunku centrum
.
Była niedziela, więc strefa płatnego parkowania nie obowiązywała
.
Zaparkowaliśmy smarcika na naddunajskim parkingu pod Górą Gellerta i ruszyliśmy w miasto
Hotel i kąpielisko Gellert
Ja z Zuzią z mostu podziwiałyśmy piękne budowle
a mąż zachwycał się pływającymi po Dunaju barkami
Przygotowałam się trochę do zwiedzania Budapesztu i mniej więcej wiedziałam co i gdzie trzeba zobaczyć.
I wiedziałam już, że te 2 godziny stracone pod hotelem bardzo by się przydały
.
Budapeszt to przepiękne miasto i zdjęcia, które tu pokażę, to tylko namiastka tego, co warto zobaczyć.
Tak więc zachwycając się co chwila jakąś piękną budowlą stwierdziliśmy, że Budapeszt to chyba najpiękniejsze miasto jakie do tej pory zwiedzaliśmy. Podczas spaceru jego pięknymi uliczkami powstał taki nasz ranking zwiedzonych do tej pory miast
I wyszło mniej więcej tak
1. Budapeszt
2. Dubrownik (to bardziej mój głos
)
3. Wenecja
4. Praga
5. Padwa
6. Wiedeń
7. Berlin
Nie uwzględniliśmy oczywiście wielu przecudnych miasteczek w Cro, ale jest Dubrownik, bo ja mam do niego ogromny sentyment i słabość
I tak spacerkiem dotarliśmy do Góry Zamkowej
Można wjechać na nią kolejką
Ale było już nieco chłodniej, więc my weszliśmy po schodkach. Bardzo przyjemny, kilku minutowy spacerek
A z góry takie widoki
Do samego parlamentu niestety nie dotarliśmy (będzie powód żeby jeszcze tu wrócić
), ale jak pewnie zauważyliście obpstrykaliśmy go ze wszystkich stron
Gdy zbliżaliśmy się do samochodu nogi bolały mnie niemiłosiernie, myślałam już, że nie dojdę
.
Ale warto było, bo to był cudowny spacer
.
Później już nasza navi szybko doprowadziła nas do hotelu.
Kąpiel i wszyscy padamy do łóżek
.
cdn