Dość długo dywagowaliśmy czy iść następnego dnia na Ilije czy nie. Stanęło na tym, że zobaczy się rano.
Rano pogoda zbytnio się nie poprawiła, co prawda nie padało ale chmury wisiały cały czas groźnie nad półwyspem. Ale co tam idziemy. Młodego zostawiliśmy znajomym, zabraliśmy kanapki i 3l wody i w drogę.
Pierwszy raz szedłem tak naprawdę w nieznane. Wiedziałem, że chorwaci tak sobie oznaczają szlaki ale z drugiej strony to nie tatry wysokie.
Wchodzenie zaczęliśmy szlakiem, który zaczynał się kawałek za Konzumem.
Widać było od razu, że mało turystów decyduje się na górskie wycieczki, ścieżka wąska i dość mocno zarośnięta no i mokra, ale dajemy do przodu. Cale szczęście nie było upału więc szło się całkiem przyjemnie. Przydawały się wysokie buty i skarpety bo przy ziemi zarośla były gęste i haczące. Skarpety sobie poprułem
Po jakimś czasie wyszliśmy z krzaczorów (miałem już ich powoli dosyć i było w nich duszno) i powoli zaczęły wyłaniać się przepiękne widoki. Tu naprawdę ma się wrażenie, że to wszystko w koło jest naprawdę dziewicze. Chmury nie miały zamiaru zniknąć a wręcz kłębiły się coraz bardziej. Co jakiś czas na ścieżce napotykaliśmy dość spore...kupy odchodów. Cały czas zastanawiałem się cóż to za zwierz tak wysoko się zapuszcza?
Weszliśmy za wzgórze i znaleźliśmy się w lesie. I tu zdziwienie. Las normalnie jak u nas, żadnych śródziemnomorskich atrybutów. I znowu kupy...
Po wyjściu z lasu skałki i przepiękne widoki na Korculę. Kilka fotek i idziemy dalej. Troche gęstsze zakosy i ścieżka z..... mrówek, normalnie szok jakieś 100 może 200 metrów szliśmy po mrówkach, były ich niezliczone ilości. Z wiadomych przyczyn przyspieszyliśmy, woleliśmy nie sprawdzać czy gryzą.
po sporym podejściu trzeba było niestety sporo zejść w dół. trasa nie była dotychczas specjalnie męcząca ale jak już wejdę to nie lubię schodzić póki nie dojdę
Kawałek dalej w zasadzie u podnóża znajduje się chatka. Tam zrobiliśmy sobie przerwę na jedzonko i pitko.
Chmury coraz niżej, chodźmy bo zastanie nas deszcz.
Raz dwa idziemy ostatni odcinek na szczyt. I znowu.... kupy.
Za chwilę okazało się czyje są.
Trochę to dziwne na tej wysokości ale zobaczyliśmy pasące się samopas stado koni
Dalej szczyt, deszcz i z podziwiania nici. Schodzimy.
ustaliliśmy, że wracać będziemy inną drogą żeby było ciekawiej.
Przy schodzeniu okazało się, że obcierają mnie buty... i to coraz bardziej. Na szczęście szlak z tej strony był lajtowy.
Słoneczko zaczęło nieśmiało wychodzić zza chmur.
Szlak kończył się koło klasztoru Franciszkanów.
Reasumując dla tych co chodzą po górach wejście na Ilije nie będzie stanowić żadnej trudności. Nie proponuję wybierać się w sandałkach, choć od strony klasztoru szlak naprawdę lajtowy i widziałem jedną parkę odstawioną jak na odpust wchodzącą do góry
Tego dnia słonko już się nie pokazało. wieczorem nad miastem zawisły te same chmury co dnia poprzedniego i znowu przyszła bura.
Ciekawe zjawisko. Jednego dnia wiatr przeganiał chmury z deszczem z prawej do lewej (patrząc z mojego tarasu) a drugiego dnia przywiał te same chmury z lewej do prawej. Nawet chorwaci byli ciężko zdziwieni i mówili, że takie rzeczy się nie zdarzają.
Fotki niestety kiepskie bo cały czas było pochmurno.