Pakujemy się do Golfa i jedziemy w nieznane (do Blażewa). Podróż mija szybko, odbijamy z głównej trasy w prawo, droga coraz węższa, wszyscy myslą kurcze wywiezie nas na pole i zostawi
, ale po chwili z gaju oliwnego wyłaniają się zabudowania i zatoczka.
Wita nas właścicielka Zdravka i jej szwagier Tonio. Za domem od strony morza znajduje się ogromny, zacieniony winoroślą taras dokąd prowadzą nas gospodarze abyśmy chwilę odsapnęli przed wypłynięciem na obiecane ryby. Zdravka śmieje się, że co złowimy to nasze ale jakoś nie chce się nam w to wierzyć. Vinko szykuje motorówkę, ja na jej widok już mam pełno w... no wiecie gdzie. Do Golfa jakoś się mieściliśmy w 6 osób ale ta krypka jest jeszcze mniejsza. Przez chwilę powiało optymizmem gdy Zdravka chciała aby uszykowali większą łódź ale Vinko stwierdził, że duża jest za wolna i popłyniemy małą.
Po chwili odpoczynku pakujemy się na łódeczkę.
Może jestem wędkarzem amatorem ale jak jadę na ryby to biorę wędki a tu nic ale widać tak ma być.
Ruszamy. Mój lęk przestrzeni włącza się od razu gdy tył motorówki ląduje w wodzie a dziób unosi się tak wysoko, że nie widzę horyzontu. I tak napięty do granic możliwości, trzymając się jakiejś linki od boi modlę się aby to już się skończyło.
Opływamy okoliczne wysepki, do jednej z nich podpływamy bliżej, okazuje się że jest tu wydrążony ogromny tunel, w którym w czasie ostatniej wojny chowały się okręty. Wpływamy kawałek do środka, powiało chłodem i stęchlizną.
Jeszcze kilka kółek wkoło wysepek i cumujemy przy czymś co przypomina pływającą platformę złożoną z ok 10 kwadratowych akwenów, w których są zanurzone rybackie sieci i pływają tysiące ryb.
Vinko rozdaje "wędki" tzn rolkę żyłki zakończoną haczykiem i pokazuje jak łowić. Z czegoś co przypomina zanętę robi kulki, oblepia nimi haczyk i sru do wody. No to se połowiłem myślę.
Ale co tam. Mija pół godziny... nic.
Po godzinie Vinko zmienia przynętę na mule.
Od razu widać efekty, są brania. Rybki nie duże jak na warunki morskie, ok 20cm wyglądem trochę przypominają okonia, ale brania tak agresywne jakby ciągnęło się co najmniej 2x większego szczupaka.
Każda rybka po złapaniu zostaje uwolniona, nie najedlibyśmy się nimi, co prawda razem może byłoby ich z 10 ale żal takich małych.
Żar leje się z nieba, na platformie ani grama cienia.
Podczas gdy faceci "łowili ryby" dziewczyny zajmowały się moim młodym, któremu już się strasznie nudziło.
Każdy pojedynczy akwen platformy zbudowany był z jakby rurowej balustrady do której wewnątrz przyczepiona była siatka rybacka. Pomiędzy chodziło się po czymś w rodzaju drewnianego pomostu. Oczywiście wystarczył ułamek sekundy gdy żona odwróciła się od syna i wszystkim stanęły serca.
Młodemu ześlizgnęły się ręce z okalającej akwen rurowej balustrady i zawisł na siatce, która zaczęła się odczepiać od rury i młody z pozycji pionowej znalazł się prawie w poziomie tuż nad lustrem wody.
Szczęście siatka przestała się odrywać a młody trzymał się na tyle mocno że został złapany. Ufff.
Dodam tylko, że przestrzeń nad którą zawisł była na tyle mała, że on by się tam zmieścił ale dorosły już nie. O głębokości nie wspomnę. Jakby wpadł to już bym go nie zobaczył.
Wszyscy od razu zgodnie stwierdzili, ze wracamy.
Jakby mi było mało stresu to jeszcze musiałem przeżyć drogę powrotną na motorówce.
Tym razem Vinko podkręcił silnik i zamiast płynąć skakaliśmy po falach. Reszta ekipy chciała jeszcze ale ja stwierdziłem, że jak chcą jeszcze to niech mnie wysadzą z młodym na brzeg i mogą sobie pływać do woli.
Tak też się stało.
cdn...