Re: Opowieść o pięciu Księżniczkach, Doktorze i Kapitanie.
Część czwarta - 20 sierpnia 2016 (wspomina Kapitańska Baba)Przejęcie jachtu.
Wstajemy. Niezbyt rano, wiadomo...wczoraj trochę posiedzieliśmy w tej winnicy, trunki miejscowe takie pyszne były..... Nasza Gospodyni przygotowała nam słoweńskie śniadanie. I zaskoczyła nas jajecznicą z borowikami a właściwie to borowiki z jajecznicą były, gdyż grzybów tam więcej niż jajek.
Potem kawa i pora zejść do piwnic w celu zatankowania paliwa dla dorosłej załogi na cały nasz wyjazd...
Koło 1100 w końcu zapakowani.
Ruszamy w kierunku Pirovaca. Droga zatłoczona ale płynna.
Przez tunel przejeżdżamy do innego świata. Widać już wielką wodę .Ogarnia nas fala gorąca i ekscytacji i nie są to objawy menopauzy.
Wjeżdżamy na teren mariny w Pirovac bystro rozglądając się dookoła w poszukiwaniu wolnego miejsca parkingowego nauczeni doświadczeniem z innych marin jak Split czy Sukosan.
I tu szok.
Miejsc po horyzont, do wyboru, do koloru, do tego bezpłatne
Mimo tego nie rezygnujemy z wcześniej przygotowanego precyzyjnego planu opanowania mariny. W ciągu dwudziestu sekund po zatrzymaniu samochodu wyznaczone zespoły zadaniowe dokonują opanowania kolejno:
1. Zespół 1 – zlokalizowanie pomostu i miejsca gdzie cumuje nasz jacht i zaraportowanie do Kapitana „że JEST”
2. Zespół 2 – zlokalizowanie i zajęcie wózka a najlepiej dwóch do przewożenia rzeczy J Do wózków wkładamy wrzeszczące z niecierpliwości i podniecenia dzieci, żeby nikt nie ważył się naszych wózków ruszyć
3. Zespół 3 – w składzie Kapitan i Kapitańska Baba lokalizują biuro armatora i dokonują formalnego zaokrętowania się na łódź. Podpisujemy umowę czarterową, przekazujemy listę załogi, wpłacamy kaucję.
Gdy opada kurz wzbudzony naszymi szybkimi stopami okazuje się, że marina jest prawie pusta, stoi w niej 8 jachtów, wózków nikt inny nie potrzebuje i nie ma do nich żadnej kolejki.
Kapitan i Kapitańska Baba wciąż w to nie wierzą.
Napięcie opada.....
Napijmy się za sukces gdyż jest przed 13:OO
Od tego momentu każdy wykonuje znowu przydzielone zadania ale już bez zbędnego pośpiechu.
Załoga wypakowuje naszą Toyotkę i przewozi wózkami bagaże na pomost.
Część idzie do sklepu po niezbędne zakupy – pieczywo, warzywa i obowiązkowo woda w dużych butlach(do gotowania a nie picia).
Kapitan i Kapitańska Baba z pracownikiem armatora przejmują łódź.
Trwa to trochę bo check lista ma ok. 80 pozycji do sprawdzenia – najważniejsze to: stan żagli, takielunku (olinowania), silnik z przekładnią i obowiązkowo – WC oraz pozostałe mniej istotne rzeczy.
Uzupełniamy brakujące naczynia w zastawie. (zdarzyło się że w czasie naszego rejsu wytłukliśmy połowę szklanek
)
Z uwagi na fakt, że armator zawsze sprawdza stan podwodnej części łodzi warto ją sprawdzić w czasie przejęcia – w tym celu Kapitan nie chcąc nurkować w portowej wodzie (kto pływa łodziami ten wie dlaczego
) przyczepił kamerkę do bosaka i sfilmował łódź dookoła pod wodą.
Po godzinie i dwóch piwach z armatorem jacht przejęty – możemy sztauować (po ludzku pakować
)
Ciężka to praca bo bagaży dużo......................
I pojawił się pewien problem, niezwykle istotnej wagi.... nie wiemy gdzie włożyć nasze najdroższe sto litrów.....
.
Ważna uwaga – jeśli wszystkie te obowiązki załatwi się sprawnie jest duża szansa, że da się jeszcze tego samego dnia wypłynąć i w ten sposób o jeden dzień wydłużyć rejs
Po zasztauowaniu czas na szkolenie dla tych co na morzu debiutują. Kapitan mówi i mówi i mówi a całość tej przemowy można streścić jednym zdaniem:
jedna ręka dla jachtu, jedna dla siebie a kolana służą do trzymania szklanki. Wieczorem Księżniczka Ewa postanowiła dokładnie spenetrować marinę pontonem
- i co postanowiła to uczyniła a przy okazji do perfekcji opanowała sztukę manewrowania. Od tego wieczoru została naszym starszym pontonowym i woziła wszystkich wszędzie, nikt nie miał prawa dotknąć wioseł.
Pozostało nam jeszcze zamocować polską banderę wg narodowości załogi. Zwyczajowo taką banderę wiesza się na flaglince zamocowanej pod lewym salingiem. Bandera kraju armatora jest z kolei zawsze zamocowana na rufie. Okazało się, że na naszej łodzi nie ma flaglinki. Wykorzystaliśmy więc Księżniczkę Ewę, którą wciągnęliśmy na maszt w krzesełku bosmańskim aby umocowała nam linkę.
Banderę podniesiemy rano, przed wypłynięciem z mariny.
Od strony lądu nad wodę zaczynają napływać chmury a to nie jest dobry zwiastun....Bora to nie jest to za czym tęsknimy na początku naszego rejsu.
Jesteśmy zmęczeni dwudniową drogą dlatego zostajemy na łódce w Pirovac na noc.