Re: Opowieść o pięciu Księżniczkach, Doktorze i Kapitanie.
Część dziewiąta – z dziennika jachtowego 26 sierpnia 2016 wyjście z Ticha 6:20-wejście do Loviste (Scedro) 18:00 (wspomina Doktor)Znowu dzień żeglarski.
Bardzo gorący.
Dopływając do Hvaru przerabiam z załogą historię Chorwacji. Będzie egzamin szczegółowy.
Tymczasem w damskiej ubikacji ktoś napisał: Głupi KaOwiec. Ale co Pan robił w damskiej ubikacji?
Wpłynięcie do miasta Hvar jest przeżyciem.
Ruch jak na Marszałkowkiej.
Trzeba uważać bardzo.
Jak nasiał tyle łódek małych, średnich i takich bardzo bardzo dużych.
Desant na brzeg pontonem na uwięzi. Czyli takim trolejbusem tylko, że na wodzie.
Miasto piękne.
To co na wodzie było miłym ciepełkiem w rześkich powiewach wiatru, w mieście z kamienia jest gorącym żarem piekarnika rozgrzanego ma Maksa.
Idziemy dzielnie, mała Księżniczka Ewa nie zabrała nakrycia głowy. Pożyczam jej moją Panamę.
Mimo wszystko im gorąco, więc Kapitan idzie z nimi do cienia, na lody.
Reszta ekipy za mną.
Księżniczka Kasia chce podejść do egzaminu z historii sztuki.
-Ten pałac to piękny barok.
-Dobrze, dobrze, doskonale, siadaj, trzy z dwoma. To pałac. Ale nie barok a późny gotyk wenecki. Fasada typowa dla pałaców nad Canale Grande. Loggia zwieńczona maswerkami i plankowana dwoma ostrołukowymi oknami. Typowe. Widać zresztą lwy weneckie, przecież to oczywiste.
-to jest gotyk???
-tak i to późny. Trzeba powtórkę zrobić.
Idziemy do góry zobaczyć twierdzę i z stamtąd całe miasto z góry.
Jest gorąco, bardzo gorąco.
Sucho, cykady grają, jedną nawet udaje się sfotografować.
Miasto i port pełen jachtów (widać i nasz!!) wygląda pięknie z góry,
Dopiero wewnątrz chłód murów przynosi ukojenie.
Zamknijcie mnie w celi. Tu mi dobrze. Jestem bardzo złym piratem i tu zostaję.
Wieczorem zatoczka.
Ma być jakaś willa więc biorę płetwy i wyruszam na eksplorację podwodną.
Jego wieliczestwo pułkownik prezydent Putin w takich okolicznościach znalazł antyczną wazę grecką. Może i mi się uda.
Zatoczka tak naprawdę ma trzy odnogi. W jednej, najdalszej jesteśmy my. Płynę dzielnie do drugiej. Szukam pod woda regularnych zarysów jakiś murów.
Nic nie ma.
Człowiek na łodzi, zapytany mówi, że pewnie w drugiej odnodze.
Płynę więc tam. Szukam, ale nic nie ma. Sporo jeżowców i ostrych skał a woda jest płytka. Musze uważać.
Wracam bo robi się coraz ciemniej a nie uśmiecha mi się pływanie po nocy. Ciemniej??? Zdejmuję okulary do pływania, ech jeszcze mam czas, jeszcze widno.
Podpływa na pontonie wsparcie. To Księżniczka Kasia wyruszyła na pomoc.
Kręcimy się po zatoczce, może ona wypatrzy ta willę. Podejrzewam, że jest po prostu zamulona i dlatego nic nie widać.
Wracamy. Kasia proponuje podwózkę (pontonem to chyba podpływkę), ale woda jest w tym roku wyjątkowo mokra więc nie bardzo chcę wychodzić.
Bavarka daleko, za zakrętem, ale płynę i tak szybciej jak ponton.
W końcu, by nie zostawiać Księżniczki Kasi samej biorę ją na hol i ciągnę aż do jachtu. Tak będzie szybciej.
Nocą przy pięknym niebie uczymy się od Kapitana gwiazd. Widać planety, Drogę mleczną. Na jej końcu w stronę zachodu Santiago de Compostella. Jeszcze tam wrócę.