Powrotna droga wiodła przez Knin, Drvar, Bosianską Krupę, Bosanski Novi, Glinę, Petrinije i Zagrzeb. Tą trasę już znamy ale poza trasą chcemy zobaczyć wodospady i budynki nad rzeką Uną, dopływem Savy oraz góralskie chaty w Chorwacji.
Wyjeżdzaliśmy z Murteru, przez most na Krka, obwodnicę Szibenika i w kierunku na Drniś. Za Drnisiem tereny zamieszkałe przez Serbów: dziesiątki opuszczonych domów, całe wioski wymarłe. Knin - kiedyś ważny ośrodek regionalny, dziś senne miasteczko. Nic się nie dzieje, w niedziele tylko knajpy otwarte. Cerkiew i kościół zamknięte. Nie mamy gdzie zrobić zakupów na wyjazd, ostatni market otwarty w niedzielę zostawiliśmy nad morzem. Granica w odludnionych górach. Chorwaci na przejsciu tylko kiwają żeby jechać, Bośniacy sprawdzają dokumenty, zieloną kartę a celnik zagląda do bagażnika i samochodu.
Okolice Bosansko Grahowo.
Zaraz za granica sklep w którym można kupić za kuny i marki. Zaopatrzenie słabe ale można wydać restki waluty. Przejazd przez pierwsze pasmo górskie i lądujemy w Bosansko Grahovo, krótka dolina i wjazd na drugie pasmo górskie, wyższe i zjazd, Drvar, tu zawsze w centrum na rozjeździe stoi policja, wjeżdzamy na kolejne tym razem niższe pasmo i za nim wjeżdzamy w piękną szeroką dolinę, potem Bosanski Petrovac i kolejna dolina ze 20 km drogi prostej i po horyzont. Piękne widoki, można gnać, terenów zabudowanych prawie nie ma. Pola po obu stronach. W Vrtoce skręcany. I tu był bląd. Dobra droga kończy się po 8km. Dalej droga nie powinna być żólta na mapie. Kiedy 2 lata temu jechaliśmy tą drogą była w budowie. Niestety drogi nie skończono. Rozsypano i ubito tłuczeń, brak "dywaniaka". Możemy zawrócić albo jechac jakieś 28km w kurzu. Nie lubimy zawracać.
Przed Gudavacem jest dywanik. Przejazd trwał prawie godzinę i czasem samochód nosiło. Za Bosanską Krupą mamy pierwszy cel naszej trasy: rzekę która Bośniakom zastępuje morze z dziwnymi, specyficznymi budynkami na palach nad rzeką. W okolicy Otoki dojeżdzamy do wodospadów a właściwie czegoś w rodzaju progów na rzece. Nie są wysokie ale długie.Zdjęcia i w dalszą drogę. Droga dobra, niestety przez wioski, ale jedzie się dobrze. Przejscie w Bosanski Novi oblegane nie jest, odprawa błyskawiczna. Dopiero na granicy przypominamy sobie o tym że przy samym przejsciu jest przepiekny meczet, zrujnowany przez wojnę z misternie zdobionych cegieł. Niestety nie robimy zdjęć, śpieszymy się w góry. Gdyby ktos był niech zrobi zdjęcia i podesle, proszę. Piękny budynek, po prawej stronie przejścia gdy się patrzy od strony chorwackiej, oczywiście po bośniackiej stronie granicy.
Nad rzeką Una
W pierwszej wiosce za przejsciem w ostatniej chwili widzę policję. Oczywiście jadę trochę za szybko, jakieś 15km za dużo, niby nic ale niestety widzę czerwony świecący lizak. Policjant bierze dokumenty a ja patrzę na radar i szczeka mi opada. Nie dość że stary, byle jaki, bez drukarki, zatrzaskiwania wyników i z anteną tubowa pamietającą czasy Gomułki to jeszcze antena na statywie skierowana jest w drugą stronę. Myślałem że mają drugi ręczny. Ale nie, po dłuższym sprawdzeniu pan policjant wraca każe sobie pokazć samochód, oddaje dokumenty i życzy szerokiej drogi a ja zauważam że ma na mundurze "policja graniczna". W następnej wiosce po przejechaniu jakichś 6km sytuacja się powtarza z tym ze ja jadę prawidłowo, panowie nie mają radaru, sa trochę niemili, dłużej sprawdzają ale wszystko przebiega tak samo. Spisują nas i do widzenia. Niestety zabierają nam 20 minut czasu i słońce jest już tylko wspmnieniem a my jedziemy zrobić zdjęcia. Myslę że te patrole mają za zadanie wyłapywać osoby przekraczające nielegalnie granicę rzeka Una nie jest żadną przeszkodą: wody po kolana, ludzie na łódkach ryby lowią, dużo osób się kąpie po obu stronach to i przejść łatwo.
Gdy mijając kolejne wioski myślę że chat nie znajdziemy gdzieś na wysokości Gvozdansko w światłach samochodu dostrzegam pierwszą chatę, drewnianą zdobioną, prawie jak z Bukowiny Tatrzańskiej z tym że chata ma ze 100lat. Mimo niechęci mojej towarzyszki, z lampą błyskowa robię zdjęcia, jedziemy dalej kolejne chaty. Zdjecia z lampą to nie to samo co w dzień widać tylko kawałki domu, ale zawsze coś. I tak zatrzymujemy się kilka razy, widzę w jej oczach coraz większy strach, jest poźno, ciemno, a ja łażę sobie po obszarach gdzie była wojna i robię zdjęcia domom, wiem to jak proszenie sie o serie z kałacha w auto
Chaty górali wołoskich w Chorwacji
Po zjechaniu z gór już praktycznie do samej obwodnicy Zagrzebia jedziemy przez wiochy i miasteczka. W miastach widać ślady wojny. Co któryś dom opuszczony i ograbiony. Po drodze 2 razy samotni nocni policjnci z radarami. Dojeżdżamy do autostrad ok 22:30.