5. Jeżeli dziś jest sobota, to jesteśmy w Pradze - pierwszy dzień zwiedzania stolicy knedlików
Po średnio przespanej nocy (mały szkrab w pokoju, który zaczyna się wiercić już od 5tej i dodatkowo odkrywa siatkę w łóżeczku wydającą dziwne dzwięki przy skrobaniu paznokciami) schodzimy na śniadanko. Schodzimy w moim przypadku to nadużycie, bo ja zjeżdżam windą. Winda jest b.ciekawym elementem Hotelu Esprit - zatrzymuje się na półpiętrach, totaż ZAWSZE trzeba do swojego pokoju wejść lub zejść kilka stopni, oraz dodatkowo ma powierzchnię 1m*2 i jest szczelnie wyłożona jakimś filcem od podłogi aż po sufit. Owy 1m*2 powierzchni skutecznie odstrasza moją małżonkę od podróżowania widną - jakiś ukryta od lat klaustrofobia, czy co? Dodatkowo jazda windą z pełnowymiarowym wózkiem jest nie lada wyczynem.
Zmierzamy do jadalni, w której wita nas ... nikt. O 8-mej z groszami nie ma nikogo chętnego na śniadanie, wybór jest skromny to fakt, ale nie powinien zniechęcić nikogo do konsupcji. W 10min. później zwala się do jadalni cały autokar Węgrów, a kolejka do talerza urasta do tych przed Lucko. Na szczęście my już jemy i nie tracimy czasu, tym bardziej że niektórzy pomimo zmian ustrojowych i tzw. otwarcia się na świat dalej nie wiedzą jak zachowywać się przy "szwedzkim stole".
W tym miejscu przypomniałem sobie o pewnym 'incydencie' z poranka. Otórz przy bukowaniu pokojów w Hotelu Esprit, owy przybytek chwalił sie miejscami parkingowymi przed hotelem oraz w garażu podziemnym. Na miejscu okazało się, że owszem miejsca są ale płatne, nie przed hotelem a jakieś 100m od niego. Nie znając zasad parkowania w Pradze (dzielnica IX), zdecydowaliśmy się odstawić auto na płatny parkig hotelowy w piątek wieczorem. Oczywiście część wyposażenia została w aucie i w sobotę rano trzeba było uzupełnić zapasy akumulatorków do aparatu, wody w małych butelkach no i oczywiście ... pieluch. Niestety, parking ok. 9:00 był zamknięty na 4ty spusty. Pozostało 'włamanie' i opieprz recepcjonistki, że nie powiedziała nam że auto wstawione na parking w pt. po południu uda się uwolnić dopiero w pn. rano.
Do stacji metra 'Ćeskomoravska' mamy niecałe 300m. I tu pierwszy zonk. Bilety w Pragi są podzielone m.in. na czas obowiązywania. Ustalamy, że 20minutówki starczą nam na dojazd do Mustek (stacja w centrum Starówki) i z takim zamiarem udajemi się do ichniejszego kiosku vel. Traffic'i. Konsternacja: język pomimo iż słowiański i każdy słyszał Vondraczkową sporo się różni - śmiem twierdzić, że chorwacki jest b.podobny do polskiego niż czeski.
Prosimy o bilety 'dwiedziesiat minut', sęk w tym że takich nie ma. Są 30minutówki, co jakoś nam umknęło. Pani w okienku owe 'dwiedziesiat minut' przekłada na czeski na 'diewiedziesiat minut' i radośnie kasuje nas na 4 bilety 90cio miniutowe. Konsternacja nr 2: prosimy uprzejmie o wymianę i przepraszamy. Pani coś tam 'bączy' pod nosem - niemili są dla turystów, oj niemili. Za to bilety mają ładne.
Gdy my z Ojcem borykamy się z barierami językowymi, żeńska część studiuje plan stacji. Okazuje się, że stacja nie jest przystosowana dla niepełnosprawnych o matkach z wózkami nie wspominając. Mamy wybór: schody ruchome albo...dymanie 2 stacje, które mają windy/pochylnie. Serio, w Pradze tylko część stacji ma ułatwienia dla niepłenosprawnych. Coś tam się zmienia i stare stacje są modernizowane poprzez dodanie wind, ale z miernym skutkiem - o tym dalej.
Ustalamy, że na 'Ćeskomoravskiej' jakoś sobie damy radę na tych schodach ruchomych, z dzieciakiem na ręku i wózkiem, ale wysiadamy jedną stację dalej, która ma windy. Ustalić łatwo - zrealizować trudniej. Schody poruszają się z niewyobrażalną dla Polaka prędkością. Dodając do tego spadek rzędu 45*, dziecko na ręku i wózek to mission imposible. Żona 'wsiada' na schody z N na ręku...uff udało się. Ja wtaczam wózek i ... porywa mnie 'nurt' schodów. Bezpieczny zjazd dla cżłowieka o kulach, albo matki z wózkiem i dzieckiem w zasadzie jest niemożliwy.
Wysiadamy jedną stację później, gdyż ma windę. Winda jest nowoczesna, czysta - widać że nie należy do wyposażenia 'standardowego' stacji, która przypomina najstarsze stacje paryskiego metra. Wywozi nas na powierzchnię, gdzieś między budynkami. Stukam na GPSie punkt, żeby potem do niej trafić - Czesi zarówno na drogach jak i w mieście zachowują niewytłumaczalny minimalizm w kwestii znaków i drogowskazów. Zlokalizować stację metra to sztuka, o takich odosobnionych windach w ógóle nie wspominam.
Przed nami Praga...niby zwykła ulica, ale jednak już nam się podoba. Równiutkie chodniki z kostki w niereprezentacyjnej części miasta (to co odwalili w stolicy na reprezentacyjnej Marszałkowskiej woła o pomstę do nieba), ładne kamienice (dla warszawiaka to nowość, w końcu to co ostało się po IIWŚ jest w stanie ruiny z nielicznymi wyjatkami, być może forumowicze z innych miast nie doznali by takiego 'szoku') i ... tramwaje, różnej maści, wielkości, wieku ...
Zapraszam na którki spacer po zwykłej ulicy - oprowadzi Was N.:
Co starsi na tym forum, zapewne pamiętają tę firmę i jej produkty