Wyjazd zaplanowaliśmy na 15 września. Ruszamy z Oświęcimia o 6:00, ale do Omiša dojedziemy następnego dnia ok godz. 12:00, bo wakacje to nie wyścigi i po drodze zaliczamy nocleg. Droga minęła bardzo sprawnie, bez przygód i o dziwo szybko. Dla mnie były to pierwsze takie wakacje więc jechałam prze szczęśliwa i chłonęłam każdy piękny widok, a tych po drodze nie brakuje. Trasa przebiegała przez Bratysławę,Szombathely, Karlovac w sumie 1168 km.
Do Omiša dojechaliśmy ok. 12:00. Wiem, że to zabrzmi śmiesznie, ale pierwszy raz zobaczyłam morze. Moja radość na widok plaży i morza jak radość dziecka. Dobrze, że widział to tylko mój partner Dorosła kobieta, która klaszcze w ręce na widok morza to musi być dość dziwny widok. Zameldowani, rozpakowani idziemy na małe rozpoznanie terenu. Pierwsze zetknięcie z plażą i rozczarowanie. Plaża brudna, mnóstwo śmieci co mnie zdziwiło, bo nie tak sobie to wyobrażałam. Jednak cudownie było móc wejść do morza i poczuć fale, wsłuchać się w ich odgłos. Dla mnie to było cudowne przeżycie.
Nasze wakacje były zaplanowane od początku do końca i pewnie byśmy ten plan zrealizowali, gdyby nie choroba. Oboje zachorowaliśmy :/ 3 dni leżenia i wychodzenia tylko, gdy musieliśmy i w zasadzie na chwilę. Split zwiedzany na ostatnich nogach. Byliśmy zachwyceni jego wąskimi uliczkami, bliskością murów, wyślizganym brukiem, starymi domami, zaułkami. Niestety nie udało nam się zobaczyć wszystkiego, bo zwyczajnie samopoczucie odbierało chęci i siły. Po 3 dniach siły zaczęły wracać więc zaczęliśmy realizować nasz plan
Zwiedzanie Omiša na początek. Miasteczko małe, ale jakie urocze, wciśnięte w masyw Mosor z rzeką Cetiną o obłędnym kolorze. Kochacie wąskie uliczki, stare domy, lubicie pochodzić bez celu? Jeśli tak to Omiš jest idealny. Nie jest duży więc tego błądzenia nie będzie dużo, ale zapewniam, że będziecie zadowoleni, bo nie sposób nie zakochać się w tym cudownym miasteczku.
Jak zwiedzanie Omiša to obowiązkowo wejście na twierdzę Mirabela. Z każdym krokiem widoki zachęcają żeby wejść wyżej i wyżej. Wejście łatwe, ale jeśli ktoś ma możliwość to łatwiej wchodziłoby w odpowiednim obuwiu typu adidasy byle stabilnie trzymało stopę. Ja wchodziłam tak z marszu więc były klapeczki co przy wyślizganych schodach nie jest komfortowe Widok na Mosor i miasteczko z Cetiną wijącą się w dole zachwyca. Polecam i raz jeszcze polecam. Wejdzie tam koniecznie
Kolejnym punktem obowiązkowym na naszej liście był wjazd na Sveti Jure No i tutaj to się działo! Takiej niespodzianki, jaką mieliśmy podczas wjazdu to się nie spodziewałam no ale po kolei. Wyjeżdżamy bardzo wcześnie, bo ok. 6:00. Gdy dojechaliśmy do bramek przemiły Pan wyjaśnia nam wszystko, daje mapkę, bilety życzy powiedzenia i ruszamy
Sam początek wjazdu ostro pod górę już daje mi do myślenia Potem teren się wypłaszcza, ale to krótki odcinek potem to będzie już tylko pod górkę Przed wjazdem złożyliśmy lusterka, ponieważ Pan, który sprzedawał nam bilety poinformował nas, że na górze już są samochody i najlepsze, że byli to nasi rodacy Wjazd jest emocjonujący, droga wąska, zatoczki są owszem, ale jak dla mnie to w większości są małe i ciężko je nazwać zatoczkami. Jedziemy sobie spokojnie bez większego stresu, bo nikt nie zjeżdża aż tu nagle jak nie pierdyknie, jak nie szarpnie autem. No tak myślę sobie pewnie uderzyliśmy w coś, ale nic się pewnie nie stało. Oj naiwna kobieto jak szarpnęło i walnęło to coś stać się musiało Koło oczywiście do wymiany. Dwie duże dziury w oponie. Ech, jakie ja miałam myśli wtedy Koniec końców uznałam, że limit pecha został wyczerpany i nic więcej stać się nie może. Koło wymienione można jechać dalej. Wjazd mnie mocno zestresował. Namiętnie chodzę po górach i byłam już w miejscach mocno eksponowanych i strachu nie czułam, a tutaj no wymiękam. Tak się kurczowo trzymałam siedzenia, że mój partner śmiał się, że mu wyrwę zaraz pół siedzenia Tuż pod szczytem powiedziałam, że chce wysiąść i ten kawałek podejdę na nogach. Oczywiście mój towarzysz sadysta postanowił inaczej. Nie miał zamiaru się zatrzymać i musiałam ten ostatni odcinek gdzie podjazd jest naprawdę stromy wjechać, ale uwierzcie mi miałam panikę w oczach . Gdy wysiadłam z auta od jednej z Pań, która była na szczycie usłyszałam, że jestem koloru bluzki....a bluzeczka była....biała oczywiście
Wrażenia, gdy już strach opadł? O matulu jak tu pięknie! Złapałam się za głowę. Miłośniczka gór musiała się zakochać w takim widoku. Momentalnie zapomniałam o strachu. Napawałam się widokiem, chłonęłam, żeby móc sobie go przywoływać, gdy zatęsknię za Chorwacją.
Pół godzinki na szczycie i zjazd. Zjazd już mnie tak nie stresował, ale zaczęły się mijanki, które na tak wąskiej drodze potrafią wywołać szybsze bicie serca. Polecam każdemu wjazd, bo widok z góry oszałamia. Po drodze wstąpiliśmy do Breli i na jej piękne plaże. Plaże w Omiszu mnie rozczarowały tak w plażach Breli zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Skałki, czysta woda, czysta plaża cudowna wprost. To była krótka wizyta, ale postanowiliśmy wrócić w dniu wyjazdu.
Udało nam się również zwiedzić Trogir. Spędziliśmy tam popołudnie. Zachód słońca z Twierdzy Kamerlego bajka. Udało nam się również trafić na mały targ staroci co akurat my uwielbiamy. Jednak pierwsze kroki w Trogirze skierowaliśmy na targowisko gdzie można kupić wiele wspaniałych przysmaków. My zaopatrzyliśmy się w owoce i sery Pani, która je nam sprzedawała zapakowała je próżniowo dzięki temu udało się nam je dowieźć do Polski. Cudownie móc spróbować już w Polsce smaków Chorwacji. Oczywiście przywieźliśmy również rakiję, którą się delektuje w długie listopadowe wieczory Szkoda, że tak szybko jej ubywa Jej smak przenosi mnie do kraju, w którym się zachowałam od pierwszego wejrzenia. Sam Trogir to kolejne wspaniałe miasto z mnóstwem starych domów, wąskich uliczek, zaułków, po których można spacerować godzinami. Polecam również zobaczyć kościół w Świętego Dominika bardzo blisko Twierdzy Kamerlego.
Gdy zaglądałam tutaj na forum zastanawiałam się co też Was kochani tak ciągnie do tego kraju? I teraz już wiem Jego różnorodność, wspaniała przyroda, przemili ludzie, pyszne jedzenie to wszystko sprawia, że chce się tam wracać.
Z Chorwacją żegnany się w Breli na plaży. Czas popływać, poleżeć na kocu i cieszyć się błogim lenistwem. Z Breli jedziemy na nocleg do Mostaru, a potem jeszcze Budapeszt i powrót do zimnej Polski. Totalny szok termiczny, bo w Chorwacji było 30 st. a Polsce bardzo zimny wiatr i deszcz....brrrry ja chcę do Chorwacji!