Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj! [Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
dhmegi napisał(a):No właśnie sama jestem na siebie zła (mało powiedziane - jestem wściekła). Przecież czytałam informacje od Ciebie i widziałam zdjęcia z zaznaczoną drogą, a jak byliśmy na miejscu, to zastanawiałam się, jak dojść do tych punktów widokowych. Widziałam drogę, o której pisałeś, ale miałam chyba jakieś zaćmienie i właśnie te 5 minutek teraz spędza mi sen z powiek. Co się tyczy oglądania Jezior Plitwickich, to oczywiście masz 100% rację, ale nie miałam wpływy na ilość czasu tam spędzonego. Skoro chce się jechać na zorganizowane wczasy, to niestety trzeba się liczyć z takimi "utrudnieniami". Co do kamery, to jest to Sony Action Cam HDR-AS30.
Fajnie pokazałaś tą drogę na górę i stałaś na punkcie gdzie na przeciwko był ten słynny punkt widokowy. .....no se teraz myślę ,oglądając film ,40m w górę ,skręt na drogę ...oni schodzą nieeeeeeee ..plan trzeba było sobie narysować ...no cóż trzeba jeszcze raz się tam udać
Koniecznie, jest więc pretekst do ponownego tam wyjazdu, i to zupełnie prywatnie. Co do rysowania planu, to może się jeszcze bardziej zdziwisz, ale miałam przy sobie wydrukowane to zdjęcie od Ciebie z wyrysowaną trasą. No i cóż z tego, jak czasem człowieka dopada jakaś totalna amnezja. Już mnie nie dobijaj więcej, bo nie będę mogła spać, a rano do roboty trzeba iść. Urlop skończony.
Ponieważ nasze ciała potrzebowały trochę odpoczynku od słońca, które poprzedniego dnia nas przysmażyło, postanowiliśmy zakosztować atrakcji, podczas której będziemy mogli skryć się przed słońcem. Zainteresowała nas rzeka Cetina, która rozpoczyna swój bieg w Górach Dynarskich i płynie stamtąd przez 104 km aż do Omiš-u, gdzie uchodzi do Adriatyku. Woda z Cetiny jest jedynym źródłem słodkiej wody na wyspie Brač, do której transportowana jest wielkimi wodociągami ułożonymi na dnie Adriatyku. Cetinę można "zaliczyć" na trzy sposoby. Pierwszy to rejs dużą łodzią na odcinku od Omiš-u do miejsca o nazwie Radmanove Mlinice. Ten odcinek można także przepłynąć kajakiem.
Drugim jest rafting, czyli spływ pontonami, który odbywa się w dalszym biegu rzeki od Radmanovych Mlinic do Slime (niedaleko Zadvarje). Ten odcinek rzeki jest już dla łodzi niedostępny. A trzeci sposób, to canyoning, czyli (jak ja to nazywam) spływ człowiekiem. Najbardziej stromą i wartką część Cetiny śmiałkowie pokonują bez użycia żadnych pomocy pływających. Ubrani w stroje chroniące przed chłodem (bo woda bardzo zimna), kaski i buty, rzucają się w nurt Cetiny, który porywa ich w dół rzeki. Wszystkie te atrakcje oferowane są z agencjach w Omiš-u. Nasz wybór padł na rejs łodzią po rzece Cetina.
Rejs rozpoczynał się z przystani Omiš-u, tuż przy moście łączącym brzegi rzeki.
Koszt udziału w takiej imprezie to 8 euro lub 60 kun. My płaciliśmy euro, ale Chorwaci wolą, jak im się płaci kunami. Naszym kapitanem był Chorwat o imieniu Matko.
Po wejściu do łodzi jedyne wolna miejsca zostały na rufie, więc tam usiedliśmy. Od brzegu odpływamy o godzinie 10:40 i kierujemy się w górę rzeki. Gdy łódź odbijała od brzegu jej silnik zaczął bardzo głośno pracować i wydobywały się z niego spaliny. Ich zapach nie należał do przyjemnych. No (myślę sobie), nieźle się zaczyna. Jak mam całą drogę wąchać ten smród i płynąć w tym hałasie, to rejs nie będzie ciekawy. Na szczęście silnik ciężko pracował jedynie w chwili odbijania od brzegu. Potem pracował już spokojnie a zapach spalin zniknął. Odgłos pracującego silnika uległ wyciszeniu (chociaż był słyszalny). Jeśli komuś to bardzo przeszkadza, to niech lepiej zrezygnuje z tego rejsu. Pogodę mieliśmy wymarzoną, było bardzo ciepło, ba, nawet gorąco, lampa z nieba. Dobrze że nasza łódź miała zadaszenie w postaci biało-niebieskiego baldachimu. Rzeka płynęła spokojnie pomiędzy górami. Kanion Cetiny jest niezwykle malowniczy i przyciąga turystów jak magnes, dlatego rejsy łodziami po tej rzece cieszą się dużą popularnością. Rzekę otaczają wysokie i strome skały, na których często można zobaczyć ludzi uprawiających wspinaczkę. Niedługo po rozpoczęciu rejsu, podziwiając ściany kanionu, zobaczyliśmy przyklejoną do skały jakąś dziwną budowlę (z dołu wyglądała na drewnianą). Nasz kapitan wyjaśnił, że to wylot tunelu, który jest obecnie wykuwany wewnątrz tej góry. W przyszłości nad rzeką w tym miejscu będzie most, który połączy wyloty tuneli po obu stronach rzeki. Wyprzedając moją relację o kilka dni, już teraz napiszę, że będąc w Twierdzy Fortica, widzieliśmy stamtąd (patrząc w kierunku Makarskiej) dalszą część tej budowy i kolejny tunel wykuwany w skale. Nowa droga ma odciążyć Jadrankę w Omiš-u, aby miasto stało się bardziej przyjazne dla turystów. Wtedy też zorientowaliśmy się, skąd pochodził odgłosów wybuchów, które słyszeliśmy kilka razy podczas naszego pobytu w Omiš-u. To ładunki wybuchowe podkładane pod skały powodowały ten huk. Po kilkunastu minutach Matko nagle oddał mi ster łodzi i poszedł zbierać opłatę za rejs od jego uczestników. A ja zamiast zająć się filmowaniem musiałam sterować. Nie wiem, dlaczego Matko wybrał akurat mnie, może dlatego, że siedziałam najbliżej niego. Ale frajdę miałam wielką. Dobrze, że wiem, jak się steruje, bo inaczej to łódź byłaby w niebezpieczeństwie. W dalszej części rejsu Matko zwalniał prędkość łodzi a nawet się zatrzymywał, aby pokazać nam gniazda ptaków, zamieszkujących na brzegach Cetiny oraz żółwie wygrzewające się na konarach drzew zanurzonych w wodzie.
Po 45 minutach dopłynęliśmy do Radmanowych Mlinic. Tak przewidziany był 40 minutowy pobyt, który wykorzystaliśmy na obejrzenie tego miejsca i lekki posiłek. Po wyjściu z łodzi udaliśmy się dalej w gorę rzeki, gdzie łodzie nie mają już możliwości wpłynięcia i tam zeszliśmy łagodnym zejściem do wody. Jejku, zimna jak cholera. Czym prędzej z niej wyszłam. Ale widziałam, jak kawałek dalej jakiś śmiałek przechadzał się po tej zimnej wodzie, czegoś szukając lub może łapiąc ryby.
Zrezygnowaliśmy więc z moczenia się w wodach Cetiny i udaliśmy się na spacerek po Radmanowych Mlinicach.
W centralnej części tego miejsca znajduje się mały basenik, w którym pływają pstrągi. Robią to bardzo widowiskowo, bowiem pływają w kółko. Ciekawie to wygląda.
Jest tam też duża restauracja oraz "piekarnia", w której wypieka się kruh ispod peke. Piekarz pokazał nam paleniska, na których piecze się chleb, gorąc tam był niesamowity. Na ścianie restauracji zawieszone są bardzo fajne duże cenniki, więc od razu wiadomo, ile co kosztuje.
My zainteresowaliśmy się tym chlebem wypiekanym w pece, więc zamówiliśmy po porcji dla każdego oraz litr domowego białego wina. Dostaliśmy dosyć spore porcje chleba oraz wino w karafce i duże kielichy do tego wina. Rewelacja - polecam serdecznie. I chleb, i wino. Chlebek cieplutki, mięciutki, no palce lizać. A winko, jak na mój gust półwytrawne, zimniutkie, no niebo w gębie. No ale już trzeba się było zbierać i wracać na łódź. Powrót do Omiš-u trwał trochę krócej, bo jedynie 30 minut. Teraz Matko zmienił sternika, więc ja mogłam się delektować widokami, które są rzeczywiście wspaniałe, i zająć się moimi kamerkami. Polecam ten rejs, bo dzięki niemu można zobaczyć w Chorwacji coś innego, niż tylko wybrzeże Adriatyku.
Ostatnio edytowano 14.09.2019 08:42 przez megidh, łącznie edytowano 4 razy
Gdy zdecydowaliśmy się na wyjazd w tym roku do Omiš-u, zaczęłam szperać w internecie i szukać informacji na temat tej miejscowości. I tak trafiłam na ZipLine. Oficjalna strona ZipLine oferuje informacje tylko w języku chorwackim lub angielskim, więc posiłkując się tłumaczem google poczytałam o tych atrakcjach, pooglądałam zdjęcia i filmy, i zapragnęłam wziąć w tym udział. Moje pragnienia ziściły się. We wtorek 10 czerwca 2014 roku wybraliśmy się na ZipLine. Zapytacie - co to jest. Otóż byli członkowie chorwackiego Górskiego Pogotowia Ratunkowego (doświadczeni ratownicy, alpiniści, speleolodzy i wspinacze) założyli w Omiš-u firmę "Malik", która zajmuje się organizacją tej rozrywki dla turystów. Miejsce, w którym odbywa się ZipLine jest bardzo atrakcyjne, jest to bowiem piękny kanion rzeki Cetina. Zipline jest rozrywką dostarczającą sporej ilości adrenaliny. Polega na dotarciu na szczyt kanionu na nogach a następnie zjechaniu w dół na stalowych linach za pomocą specjalistycznego sprzętu wspinaczkowego. Ale zacznijmy od początku. Aby skorzystać z tej atrakcji należy udać się wcześniej do biura firmy Malik, mieszczącego się w Omiš-u nad brzegiem rzeki Cetina (ul. Josipa Pupacica 4), i zapisać swoje uczestnictwo w imprezie na określony dzień i godzinę. My poszliśmy tam w poniedziałek i zapisaliśmy się na następny dzień na godzinę 8:40. Zapisanie się jest konieczne z uwagi na ograniczoną liczbę osób w grupie, których maksymalnie może być 12-15. Po zapisaniu się należy wpłacić zaliczkę (około 100 kun od osoby). Całkowita opłata wynosi 400 kun. Firma nie przyjmuje zapłaty w EURO. W ciągu jednego dnia mogą wystartować 3 grupy. Oferowane są wyjazdy w godzinach: 8-9, 12-13 i 16-17. Czas trwania imprezy wynosi około trzech godzin, w zależności od ilości osób w grupie. Będąc w Makarskiej kilka dni później widziałam, że tamtejsze agencje turystyczne również oferują ZipLine. Zapytałam o koszt i okazało się, że koszt jest taki sam, jedynie we własnym zakresie należy dotrzeć do Omiš-u. Udział w ZipLine można także zarezerwować przez internet na stronie ZipLine. We wtorek rano, ubrani stosownie do pogody, w butach sportowych, z małymi plecakami i zaopatrzeni w wodę do picia (należy zabrać koniecznie, bo na górze strasznie chce się pić), udaliśmy się na miejsce zbiórki, czyli do biura firmy "Malik". Tam musieliśmy okazać swoje dowody tożsamości (dowód osobisty lub paszport) oraz wypełnić i podpisać specjalne oświadczenie, że uczestniczymy w ZipLine na własne ryzyko itd. Nasza grupa liczyła 7 osób (nasza trójka z Polski, dwie osoby z Czech oraz dwie chyba z Holandii. No i oczywiście dwóch przystojnych przewodników, z których jeden był wesołkiem a drugi uśmiechał się tylko czasami. Wsiedliśmy do busa i ruszyliśmy drogą wzdłuż rzeki Cetina. Po przejechaniu 4,5 km droga odbiliśmy z głównej drogi w kierunku miejscowości Podašpilje i po następnych 2 km dojechaliśmy do celu. Jechaliśmy około 10-15 minut. Gdy wysiedliśmy z samochodu przewodnicy rozdali każdemu uczestnikowi sprzęt: uprząż z odpowiednimi linami, kask, rękawice. Jeśli ktoś nie miał własnego plecaka, to również otrzymał plecak. Tak zaopatrzeni rozpoczęliśmy wspinaczkę w górę kanionu. Po kilkunastu minutach dotarliśmy do miejsca treningowego, gdzie zobaczyliśmy dwie krótkie liny rozciągnięte nad ziemią. Tam rozpoczął się nasz trening przed głównymi zjazdami. Przewodnicy komunikowali się z nami w języku angielskim. Pokazali nam, w jaki sposób założyć uprząż a następnie sprawdzili, czy każdy z nas zrobił to prawidłowo i czy wszystkie zapięcia są odpowiednio zaciągnięte. Założyliśmy kaski i byliśmy gotowi do treningu. Rękawice zakłada się tylko do zjazdu, bo jest w nich gorąco. Każdy uczestnik wykonał próbny zjazd i sprawdził działanie hamulców w swoim sprzęcie. Próbne liny zawieszone są nisko nad ziemią, więc nie poczuliśmy wzrostu poziomu adrenaliny. Następnie poszliśmy dalej w górę kanionu. Po około 10 minutach dotarliśmy na sam szczyt. Jeszcze tylko wejście po metalowej drabince i ukazał się nam piękny widok. Jak na dłoni widzieliśmy w dole rzekę Cetinę a na wysokości naszych oczu mieliśmy szczyty gór. Zobaczyliśmy także z góry zawieszoną na skałach miejscowość Podašpilje. Chwila przerwy na napicie się wody (bo po tej wspinaczce pić się chciało niesamowicie), trochę żartów i schodzimy kilkanaście metrów w dół do pierwszego podestu, z którego będziemy rozpoczynać zjazd. Cała trasa zjazdu składa się z ośmiu odcinków o łącznej długości 2100 metrów, z czego pierwszy jest najdłuższy, bo ma aż 700 metrów długości. Następne odcinki są krótsze, bo mają od około 150 do około 250 metrów długości. Gdy zobaczyliśmy przestrzeń, ponad którą za chwilę będziemy zjeżdżać po linie (150 metrów wysokości), to byliśmy przerażeni. Widząc to miejsce na zdjęciach czy filmach w internecie nie odczuwa się strachu. Jest tylko chęć osobistego uczestniczenia w tej zabawie. Zobaczenie tego miejsca w rzeczywistości i świadomość, że za chwilę trzeba będzie zjechać pomiędzy skałami mrozi krew w żyłach, nawet przy temperaturze 35 stopni w cieniu, bo tyle w tym dniu pokazywały termometry w Omiš-u. Ale nie było już odwrotu, trzeba robić dobrą minę do złej gry. Raz się żyje. Nasi przewodnicy byli zrelaksowani, uśmiechali się i profesjonalnie podchodzili do swych obowiązków. Ich spokój udzielił się również nam i sprawił, że czuliśmy się w ich obecności bezpieczni, a było to nam naprawdę potrzebne w tym momencie. Stanęliśmy wokół pierwszego podestu "Viseć grad". Jeden z instruktorów (ten wesoły) jeszcze raz pokazał nam, jaką pozycję należy przyjmować podczas zjazdu, jak trzymać ręce na uchwycie-hamulcu, jak hamować, przypomniał nam niewerbalne znaki komunikowania się, pokazane wcześniej podczas treningu, pomachał nam i ruszył. Widzieliśmy jak znika i jak zmniejsza się jego sylwetka, która w pewnym momencie przestała być dla nas widoczna. Ten pierwszy zjazd trwa około 1 minuty a jego prędkość dochodzi do około 70 km/h. Teraz kolej na nas. No to zaczynamy. Przewodnicy komunikują się ze sobą przez krótkofalówki. Po otrzymaniu sygnału od pierwszego przewodnika, drugi rozpoczyna procedurę wypuszczania uczestnika zjazdu. Taki jest system przejazdów przez wszystkie osiem odcinków. Na pierwszy ogień poszła holenderka (albo taka odważna, albo chciała mieć to jak najprędzej za sobą), po niej para z Czech, następnie moi dwaj koledzy, holender i ja na końcu. Jak już zostałam przypięta do liny cały strach gdzieś zniknął, pozostała tylko ochota na wspaniałe wrażenia. Już nie mogłam się doczekać tego zjazdu. To uczucie, gdy gotowy do "startu" stoisz na platformie jest po prostu nie do opisania. Kiedy instruktor z niższego poziomu dał sygnał gotowości - ruszyłam. Obwieszona kamerami z wrażenia zapomniałam, że miałam filmować. Dobrze, że kamera, którą miałam przyczepioną do głowy została włączona dużo wcześniej, to coś się jednak nagrało. Jakież to było wspaniałe przeżycie. Czułam się jak ptak lecący wysoko. Krzyk radości wyrywał mi się z piersi. Nie można opisać słowami całej gamy odczuć, których dane mi było doświadczyć podczas zjazdu. Dojeżdżając do końca pierwszego odcinka zobaczyłam, jak przewodnik pokazuje mi (poklepywanie się ręką po głowie), że mam już hamować. Tak też zrobiłam i w miarę płynnie udało mi się wyhamować, ale zatrzymałam się trochę przed platformą, więc musiałam się do niej dociągnąć. Przewodnik poodpinał mnie od liny i pomógł zejść z podwyższenia, na którym zatrzymują się uczestnicy po zjeździe. Jako ostatni zjechał drugi przewodnik. Jak on to pięknie zrobił. Żadnego szarpania przy hamowaniu, tylko płynny zjazd, jakby wcale nie używał hamulca. No ale cóż znaczy doświadczenie. Wszyscy jesteśmy po pierwszym odcinku, nikt już się nie boi, uśmiechy od ucha do ucha. Idziemy więc dalej (jakieś 100 metrów) do miejsca, gdzie rozpoczyna się drugi zjazd. Kolejność zjeżdżania już jest inna. Ten odcinek biegnie pomiędzy drzewami, więc widoków brak, ale wrażenia i tak są niesamowite. Kolejny odcinek rozpoczyna się tuż obok zakończenia poprzedniego zjazdu, więc szybko zostajemy podpinani do liny i jazda. Przewodnik tłumaczy nam, że jest to najszybsza lina na całej trasie, i że trzeba zacząć hamować już w jej połowie. Ten odcinek jest krótki i również przebiega pomiędzy drzewami. Rozpoczynamy przygotowania do czwartego zjazdu, przed którym przewodnik informuje, iż jest on najpiękniejszy widokowo - widok rozciąga się po prawej stronie zjazdu. Można się na tym odcinku zatrzymać i robić zdjęcia lub filmować. Również z miejsca, gdzie rozpoczyna się czwarty odcinek rozciąga się piękny widok na rzekę Cetinę. Zjeżdżamy do punktu o nazwie "Sipar" (usypisko) i stąd również podziwiamy widoki. Kolejny odcinek prowadzi do miejsca o nazwie "Tunel". Tutaj nie zdążyłam wyhamować i odrzuciło mnie kilka metrów z powrotem. Ale nie jest to takie straszne. Było przy tym trochę śmiechu. Odcinek szósty można pokonywać parami, więc zdecydowaliśmy z kolegą jechać razem. Na tym odcinku także można się zatrzymać, ale jest to trudne, bo ciężar dwóch osób powoduje ściąganie w dół liny. Dojechaliśmy do punktu o nazwie "šuma" (las). Z tego miejsca do rozpoczęcia następnego zjazdu należy przejść kilkanaście metrów w górę po kamieniach. Tutaj musieliśmy się przypiąć karabińczykami do liny, aby zejść do punktu, z którego rozpoczynał się siódmy zjazd. Ten zjazd, jak również następny, przerzucone są nad rzeką, tak więc lądujemy po drugiej stronie Cetiny w miejscu o nazwie "Sunce" (słońce). Jest to prawie kamienny taras, z którego widać rzekę w jedną i w drugą stronę oraz ciągnący się wzdłuż niej kanion. Po rzece pod nami przepływa łódka i ponton, z których machają do nas ludzie. Wzdłuż rzeki wije się droga, która prowadzi do tunelu wykutego w strzelistej skale. Rozpoczynamy ósmy i zarazem ostatni odcinek naszego zjazdu na linach. Na tym odcinku także można się zatrzymać, więc robię to i nakręcam parę ujęć wisząc nad rzeką. Po zakończeniu zjazdu przez wszystkich uczestników udajemy się w dół w kierunku rzeki. Dochodzimy do drogi ciągnącej się wzdłuż Cetiny, przy której czeka na nas bus. Zejście trwa niecałe 10 minut. Przy samochodzie zdejmujemy z siebie sprzęt i oddajemy go przewodnikom. Wsiadamy do samochodu i wracamy do Omiš-u pod agencję "Malik". Wszyscy są zmęczeni (z wyjątkiem przewodników, dla których taki wysiłek to chleb powszedni i którzy za chwilę zaczną zabawę z następną grupą), ale bardzo zadowoleni z doznanych wrażeń. Chciałoby się tu wrócić i przeżyć to jeszcze raz, ale już z całą świadomością tego, co się zobaczy i delektować się tymi wrażeniami bezstresowo.
Ostatnio edytowano 24.07.2015 20:25 przez megidh, łącznie edytowano 4 razy
fajnie się dowiedzieć o miejscu do którego się jedzie.Ja w prawdzie do Omisa będę miał około 4 kilometrów ale po przeczytaniu twojej relacji zaraz po przyjeżdzie do Lokvy Rogożnicy zaraz wybiorę się na zwiedzanie Omisa.Pozdrwaiwm Waldek z Konina
waldek 70 napisał(a):fajnie się dowiedzieć o miejscu do którego się jedzie.Ja w prawdzie do Omisa będę miał około 4 kilometrów ale po przeczytaniu twojej relacji zaraz po przyjeżdzie do Lokvy Rogożnicy zaraz wybiorę się na zwiedzanie Omisa.Pozdrwaiwm Waldek z Konina
Fajnie, że komuś się przyda moja relacja. Ja również pozdrawiam i życzę udanego pobytu w Chorwacji.
Z Omiš-u do Splitu jest 25 kilometrów, więc niedaleko. Postanowiliśmy jechać chorwackim autobusem, niestety na najbliższym od naszego hotelu przystanku koło portu nie ma rozkładu jazdy, więc czekaliśmy na autobus nie wiedząc, kiedy przyjedzie. Wcześniej poczyniliśmy obserwacje jeżdżących przez Omiš autobusów, z których wynikało, że do Splitu jeździ z Makarskiej autobus Nr 60 i że kursuje mniej więcej co pół godziny. Nasze obserwacje okazały się trafne. O godzinie 10:00 na przystanek podjechał autobus Nr 60. Bilety kupiliśmy u kierowcy w cenie 21 kun od osoby. Początkowo w autobusie było prawie pusto, ale im bliżej Splitu, tym robiło się tłoczniej. W samym Splicie autobus robi już za regularną linię miejską, więc tłok zrobił się spory. Dobrze że mieliśmy miejsca siedzące, bo podróż trwała całą godzinę. No ale i ta podróż dobiegła końca. Przez szyby autobusu zobaczyliśmy Adriatyk i port w Splicie, i był to sygnał do wysiadki. Więc wysiedliśmy i udaliśmy się w kierunku widocznego morza przez wiadukt przerzucony nad torami kolejowymi. Weszliśmy na Rivę i rozpoczęliśmy naszą wędrówkę po Splicie.
Split - Marjan
Marjan jest to wzgórze położone w zachodniej części Splitu, wyrastające wprost z morza. Wzgórze ma wysokość 178 m n.p.m. Porasta je gęsty, śródziemnomorski las sosnowy. Roztacza się z niego wspaniały widok na miasto i na morze. Wymiary wzgórza to 3,5 km na 1,5 km. Jest to bardzo ważne miejsce rekreacyjne dla mieszkańców Splitu, bowiem miejsce to obfituje w liczne plaże, trasy biegowe, czy korty tenisowe. Na szczycie wzgórza znajduje się ogród zoologiczny. Pierwsze wzmianki o wzgórzu pojawiły się w połowie VIII wieku, kiedy to nazywano je Marianum. Wzgórze Marjan nie jest zbyt popularne wśród turystów, ale łatwo do niego trafić. My postanowiliśmy zobaczyć to wzgórze zaraz po dotarciu do Splitu, póki jeszcze nie było zbyt gorąco. Po przemierzeniu Rivy w kierunku zachodnim i minięciu fontanny, która niestety nie działała, weszliśmy w ulicę Šperun, przy której znajduje się znak kierujący do Parku Marjan. Podążając tą ulicą cały czas prosto wchodzi się w wąską uliczkę Senjska, w której nie ma już ruchu samochodowego, a zamiast chodnika często są schody. Po kilkunastominutowej wspinaczce tą uliczką dochodzi się do tarasu widokowego, z którego można podziwiać wspaniałą panoramę Splitu, obejmującą Rivę, Pałac Dioklecjana, port oraz wspaniałe, majestatyczne góry majaczące na horyzoncie. Jedynie wysokie wieżowce górujące nad miastem psują wrażenie. Obok tarasu widokowego znajduje się kawiarnia, w której można przysiąść pod zadaszeniem, chroniącym od słońca. Taras tej kawiarni jest kaskadowy a wygodne, głębokie fotele ustawione są tak, jak fotele w teatrze, czyli w kierunku sceny, którą w tym przypadku jest panorama Splitu. Można tutaj usiąść i odpocząć przy kawie lub innym napoju, podziwiając jednocześnie ten zachwycający widok. Zaraz za budynkiem kawiarni znajduje się stary cmentarz żydowski (a właściwie to budynek ten stoi na terenie cmentarza). Weszliśmy na ten cmentarz, zobaczyć stare nagrobki. Cmentarz jest zaniedbany, ale jest tam kilka bardzo ciekawych nagrobków. Potem poszliśmy wspinać się dalej na wzgórze. Idąc wyżej co chwila oglądaliśmy się za siebie, aby podziwiać widok na Split z coraz to innej wysokości. Tak doszliśmy do następnego punku widokowego, skierowanego w stronę morza. W miejscu tym stoi Crkva Sv. Nikole (jedna z wielu znajdujących się na wzgórzu). Na wzgórzu Marjan można spędzić cały dzień, a i tak nie zobaczy się wszystkiego, co oferuje. Ponieważ my nie mieliśmy całego dnia, bo chcieliśmy zobaczyć w Splicie jeszcze coś innego, z tego miejsca udaliśmy się schodami na szczyt wzgórza. Po dotarciu tam byliśmy trochę zmęczeni. Gorąco się zrobiło okropnie. Na górze znajduje się kran z wodą, w związku z tym trochę się przy nim ochłodziliśmy, a potem przysiedliśmy chwilę na ławce, aby odpocząć i uzupełnić płyny. Teraz mieliśmy dylemat, którędy wracać, czy tą samą drogą, czy jakąś inną, bo ponoć można zejść z drugiej strony Splitu. Wybraliśmy ten drugi wariant, no bo lepiej zobaczyć coś więcej. Ruszyliśmy asfaltową drogą w dół. Doszliśmy do kolejnego na wzgórzu punktu widokowego, z którego rozpościerał się widok na drugą stronę Splitu - też ładny. Góry na horyzoncie, trochę bliżej morze. Na morzu jakaś budowla, którą w pierwszej chwili wzięłam za wynurzony okręt podwodny. Ruszamy dalej w dół, w dalszym ciągu asfaltową drogą. Widoków już nie ma, bo roślinność tak zarosła wzgórze, że widać tylko oblepione liśćmi konary drzew. Ale w pewnym momencie pomiędzy tymi konarami zamajaczył nam stadion Hajduka Split. Przez cały czas pobyty na wzgórzu przebywaliśmy wśród pięknej roślinności śródziemnomorskiej, z której szczególnie jeden wielki cyprys urzekł nas swym pięknem i dostojeństwem. Pobyt na wzgórzu Marjan, oprócz pięknych widoków roztaczających się z niego, zachwycił nas ciszą i spokojem, jakie tam panują. Już teraz rozumiem, dlaczego mieszkańcy Splitu tak lubią tam przebywać. Spacer po Marjanie zakończyliśmy wyjściem po drugiej stronie półwyspu. Trochę kluczyliśmy, aby wrócić na Rivę, ale daliśmy radę, obierając kierunek na południe.
Ostatnio edytowano 14.09.2019 09:31 przez megidh, łącznie edytowano 5 razy
Od kiedy istnieje ten Zipline w Omis ? Odwiedzałem to miasto w 2010r chyba z 3x i tylko spływ po Cetinie i nurkowanie były z atrakcji podnoszących adrenalinę.
kaeres napisał(a):Od kiedy istnieje ten Zipline w Omis ? Odwiedzałem to miasto w 2010r chyba z 3x i tylko spływ po Cetinie i nurkowanie były z atrakcji podnoszących adrenalinę.
Uff... znowu gonię, ale jestem ZipLine naprawdę robi wrażenie, i chociaż oglądałem filmiki na YT, to Twój bije tamte na głowę , oglądając ma się wrażenie, że się jest tam samemu ... Świetne też ujęcia pod wodą w Plitwicach, o tęczy już nie wspomnę . Gratuluję materiału filmowego