Witam po raz kolejny Was Drodzy Forumowicze!
Dziś ostatnia relacja z podróży Omiś 2015, ale nie ostatni wpis w dziale Podróże. Wszystko co dobre szybko się kończy. Czas spędzony w Chorwacji minął błyskawicznie, podobnie jak pieniążki na koncie. Warto było , ale na podsumowania przyjdzie czas.
Po mocno zakrapianej imprezie pożegnalnej z Chorwacją, przyszedł ostatni dzień i wspinaczka na Fortecę Omiską.
Przygotowań specjalnych do wyprawy nie poczyniliśmy i to był błąd, aczkolwiek taki wpisujący się w kategorie małych.
Po długim dobudzaniu, zjedzeniu arbuza wyruszyliśmy w stronę centrum miasta. W budce z fast foodami zamówiliśmy tortille na posilenie i udaliśmy sie w stronę kanionu Cetiny. Szlak na Fortecę miał zaczynać się za tunelem więc minęliśmy jeden tunel, parking i drugi tunel a tu ani śladu. Korzystając z pomocy komórki odnalazłem szlak. Zaczynał się on w zaroślach w tylnej części parkingu. Pierwsze kroki i chwile zwątpienia. Podejście kamieniste i dość strome i obawialiśmy się czy nasz sześcioletni syn da radę. No cóż, radził sobie z pewnością nie gorzej od tatusia, który bez grama wody wybrał się w samo południe, na kacu, na taką wyprawę. Po około 20 minutach wspinaczki minęliśmy rodaków schodzących na dół. Po krótkiej wymianie zdań wiedzieliśmy że droga jeszcze daleka, no i że będziemy schodzić na dół drugim szlakiem, nie zacienionym ale bardziej łagodnym. I tak krok po kroku coraz bardziej zmęczeni szliśmy przed siebie nie widząc celu naszej podróży, gdyż droga prowadziła przez las. Aż w końcu las się skończył ale to nie był koniec wspinaczki. Jeszcze spory kawałek jasnoszarych, prawie że białych skał było do pokonania. I na końcu nagroda, niesamowite widoki i zimna puszka coca coli gościa, który siedział w pomieszczeniu zamkowym na szczycie. To było jak zbawienie, następnym razem biorę ze sobą jednak plecak i schłodzone napoje. Oczywiście seria fotek z każdego możliwego ujęcia i pora na powrót w dół. Po kilkudziesięciu minutach byliśmy już w mieście, na starówce.
Co tu dużo więcej pisać. Ostatni dzień czyli pakowanie klamotów do samochodu, tradycyjne pożegnanie z morzem o zachodzie słońca, zakup pamiątek i bardzo późna kolacja o godz. 23.
Powrót do domu. Nikt tego nie lubi, ale już wtedy wiedzieliśmy że na pewno jeszcze tu wrócimy. W końcu żona pogłaskała palec w Splicie, więc inaczej być nie może. Wyjazd około 10 30 rano. Ostatnie widoki z Jadranki na Adriatyk i zazdrosne spojrzenia na samochody z PL udające się w kierunku południowym. Minęliśmy Split i potem szybko poszło. Popołudniu minęliśmy już Zagrzeb i tak dojechaliśmy do granicy z Węgrami. No i tutaj zaczęły się schody. Poweekendowe powroty mieszkańców węgierskiej stolicy znad Balatonu. Ostatnie sześćdziesiąt kilometrów przeszło godzinę to jak na autostradę fatalny wynik. Około 19 godziny dłuższy postój przy obwodnicy Budapesztu. Godzina 22 30 i jesteśmy w Miskolcu. Koniec autostrady i uwaga na prędkościomierz. Wjazd na Słowację od strony Miskolca w kierunku Koszyc to była prawdziwa zagadka. Jakiś budynek przypominający stary terminal graniczny i rozjazd w lewo i w prawo przez coś w stylu tunelu w budynku. Intuicyjnie pojechałem za główną drogą w lewo i wjechałem na autostradę. Oczywiście winietki nie mieliśmy bo nie było w planie jazdy przez słowackie autostrady. No i zonk. Jak t zawrócić. Stoję na parkingu i się zastanawiam. Stwierdziłem że jest już późna godzina i opuściłem parking wjazdem, przejechałem pod prąd dwadzieścia metrów i między słupkami zjechałem na prawy pas. Zatrzymałem się po węgierskiej stronie na stacji benzynowej, gdzie o godzinie 1 w nocy stał zaparkowany jeden autokar i kilka samochodów osobowych. Sami Polacy udający się do Cro.
Obczajka na nawigacji i z powrotem w stronę starego przejścia. Jak się okazało wjazd na drogę krajową odbywał się tym bocznym przejazdem przez budynek, służącym niegdyś do kontrolowania TIRów na granicy.
W ślimaczym tempie dojechaliśmy do Koszyc, bo na odcinku 20 km minęliśmy 5 patroli policji, stojących po krzakach. I tutaj popełniliśmy znów błąd. Droga z Presova do Svidnika była zamknięta i zamiast pojechać w kierunku wschodnim z Koszyc, my pojechaliśmy do Presova. W ten sposób nadrobiliśmy jakieś 35 km ekstra.
Jak człowiek zmęczony to i myśli ciężko. Gdy zobaczyliśmy przejście w Barwinku, bylismy w domu. Pogoda też zupełnie nie chorwacka. Około 15 stopni i deszcz.
I tutaj moja relacja dobiega końca. Wiem, że nie była ona zbyt porywająca, bo też nie było czego za wiele opisywać. To było nasze pierwsze spotkanie z Chorwacją i w zasadzie z bałkanami, bo Bułgaria choć leży na tzw. Półwyspie Bałkańskim, trudno zaliczać do krajów bałkańskich czy śródziemnomorskich. Zupełnie inny klimat, inna roślinność i ludzie. W Chorwacji czuliśmy się jak na wakacjach w Polsce. Ciężko było odczuć, że jest się na obczyźnie. Może dlatego że Chorwaci dawno temu zamieszkiwali dzisiejsze tereny Małopolski i Podkarpacia skąd pochodzę. A może też i dlatego, że tak wielu Polaków można spotkać w tym pięknym kraju.
Pierwsze wakacje więc trzeba było zaliczyć najważniejsze punkty Dalmacji. Nie udało się wszystkich bo nie było to realne. Kolejna podróż n a pewno będzie zupełnie inna. Polegająca na poznaniu tego kraju w sposób że tak się wyrażę bardziej dogłębny. Ich kultura, gastronomia są warte poznania.
Następny mój wpis będzie dotyczył kolejnej podróży planowanej na przełom lipca i sierpnia 2016- też Omiś.A więc do usłyszenia po wakacjach, w tymże właśnie dziale forum.
Pozdrawiam