Po zwiedzeniu Nesebyru wsiadamy do auta i kierujemy się na południe. Tak tak, coraz bardziej ciągnie nas w stronę Turkiye Ale to jeszcze nie koniec Bułgarii jeszcze dwa noclegi przed nami. Przed wyjazdem szukaliśmy "dzikiej Bułgarii" bo zdawaliśmy sobie sprawę, że w okolicach Nesebyru i na północ od niego raczej będzie trudno... nie myliliśmy się. Żeby dojechać z Nesebyru na południe trzeba przejechać przez Burgas. Tam też w dniu nr.4 nasze wakacje były 1m od zakończenia. Jedziemy sobie wzdłuż morza, dwupasmową drogą i w pewnym momencie auto po prawej stronie zaczyna skręcać, ja podświadomie lekko opieram nogę na hamulcu, gotowy do "strzału". Nagle okazuje się, że z podporządkowanej wyjeżdża doskonały bułgarski król szos i znajduje się dokładnie na kursie kolizyjnym. Hamulce do oporu, dodatkowo pomaga jeszcze break assist, w momencie gdy auto z boku skręca w prawo lekko odbijam i nie trafiam w idiotę w suvie. Całe szczęście dla mnie, że pojechał w drugą stronę bo inaczej konsekwencją byłoby moje spotkanie z bułgarskim wymiarem sprawiedliwości Po raz kolejny doceniłem nadzwyczajne (szczególnie biorąc po uwagę rok auta) hamulce w Mercedesie, bo gdyby nie one byłoby już po wakacjach. No nic wyjeżdżamy z dziurawego i raczej nie porywającego Burgas, fakt nie widzieliśmy wiele, ale wrażenia dobrego miasto nie zrobiło. Jedziemy na południe, za Achtopol. To już tzw. bułgarski koniec świata. Droga w pewnym momencie jest bardzo słaba - po pierwsze wąska, a po drugie (tradycyjnie w Bułgarii) dziurawa. Ale to akurat dobry znak. Wjeżdżamy.... tak podoba nam się, wygląda jak Międzyzdroje z mojego dzieciństwa pobielone drzewa, brak wszechobecnego bazaru i te.... słowiańskie drzewa i trawy. Wiem, że brzmi to dziwnie, ale Bułgaria i jej wybrzeże morza Czarnego jest właśnie takie... słowiańskie, wygląda jak pomieszanie Bałtyku z Mazowszem Trzeba zlokalizować jakąś "spalnie". Bo przygodach dnia poprzedniego chcemy coś cichego i o jako takim standardzie. Jedziemy nad samo morze, jest hotel w 100% sprzedany dla TUI więc odpuszczamy. Taki konglomerat z całym zapleczem i jedyny obiekt burzący piękną linię brzegu... podjeżdżamy trochę na górkę i tam jest przyjemny hotel Asti Art Hotel, nazwa trochę na wyrost ale obiekt bardzo sympatyczny i kameralny. Na początku się nie decydujemy i jedziemy dalej. W miejscu polecanym na bulgaricusie nie ma miejsc więc wracamy. Meldujemy się w ostatnim wolnym pokoju na poddaszu o powierzchni ok. 25-30 m. Pokój ma aneks - nam nie przydatny, i malutką łazienkę, poza tym świetne miejsce, i super cenowo 35 euro za 2 osoby z fajnym śniadaniem.
Hotel
a tutaj "piękny" obiekt nad samym morzem ...
Sinemorec... bo o tym miejscu mowa jest jeszcze niewielką wioseczką, gdzie na głównym skrzyżowaniu co wieczór gra niewielka orkiestra i klimat jest raczej wiejsko-kempingowy niż kurortowo-lansiarski. Bardzo mi się tam podobało - dwie plaże(trzecia kawałek dalej), czyste, fajna woda, do tego wpływające rzeki dające możliwość popływania na kajaku. Sympatyczne jest też to, że obie plaże są w zasięgu "nóg" więc jak ktoś chce wypić drinka czy pięć na plaży nie ma z tym problemu.
Co do zdjęć to są one robione z reguły po południu i niektóre odrobinę nieostre, jako że w większości była to jedna z moich pierwszych zabaw z obiektywami m42 nakręconymi na nex'a.
Bar
Plaża "po prawej" czyli południowa
Tereny otaczające...
Pomiędzy jedną, a drugą plażą...
dźwięki i okolica....
chciałem tam zjeść rybkę (moje klimaty ) ale niestety nie trafiliśmy
Kosa.... czyli plaża z dwóch stron
Genius locci
i sam Sinemorec
Bułgarskie drogi
no i jedzenie, nie wszystko jest ujęte, ale rzeczywiście potrafią tam gotować. Dodatkowo jest bardzo tanio, zamawiając półmisek owoców morza(akurat tego nie ma na fotkach), czyli mieszaninę krewetek, ślimaków morskich i muli (z przewagą tych środkowych), których było ok. 800g zapłaciliśmy jakieś 60zł. Jedzenie obłędnie dobre, ceny przystępne...
Generalnie bardzo fajne miejsce, tylko ten dojazd, idealne miejsce na odpoczynek po Turcji
Pozdrawiam!