romuald22 napisał(a):Zbyszko666 napisał(a):@MRK a reszta Jarocina to gdzie ??
Samogon.
Tak właśnie.... Czasu mało, bo padam na twarz w tygodniu. Bardzo duże zmiany w życiu i czasu mało.
Dobra, szklaneczka przygotowana...
JAROCIN 2016 - piątek
Pierwsza nocka w namiocie była dość dramatyczna. Na ewentualny kolejny wyjazd, całość przygotuję inaczej. Karimaty to są dobre, jak sobie człowiek chce w ogródku poleżeć, a nie na całą noc. Tak więc... zero snu praktycznie, a od jakiejś 6.00, to już wyczekiwanie, kiedy reszta ludzi w namiocie się obudzi... O 8.30 jak huknęło, to nikt nie widział, co się stało!!! Na całym poległ rozległ się ryk Lemmiego, a z głośników poleciał Motorhead! Miejsce mieliśmy dobre, jak pisałem wcześniej, tylko nikt nie zwrócił uwagi na taką drobną wieżyczkę, a raczej na to, co na niej jest. A tam były dość pokaźne głośniki...a My pod nimi . Mi tam Motorhead nie przeszkadzał. Ba, nawet rogal się pojawił na mojej twarzy, ale... było też trochę dzieci i niestety, małe oburzenie zapanowało na polu. Nie dziwię się. Było to lekkie przegięcie, aczkolwiek dzień później było większe, ale o tym w dniu później.
Mój plan dzisiaj zakładał obejrzenie pięciu koncertów. Na szczęście dzisiaj nie było w planie żadnego biedaramsztajna z biedaszybów. Oczywiście, z pięciu skończyło się na w sumie trzech:).
Szybkie śniadanie i do samochodu. Jedziemy do miasta. Ciężko Nam było określić, jak to daleko, więc wybraliśmy opcje samochodu, bo i zakupy planowane były większe. Powiem Wam, że Jarocin to bardzo fajne miasteczko. Ładny rynek, fajne uliczki. Nie wiem czemu, ale jakoś trochę przypominał mi połączenie rynku w Gliwicach z Pszczyną. Trochę połaziliśmy, coś tam zjedliśmy (dzień później trafiliśmy do takiej restauracji, że palce lizać, ale o tym w dniu później), jakieś racje żywieniowe, piwko i wódeczka też kupiona. Aby pogodzić płeć piękną i brzydką, nabyliśmy Żubróweczkę i sok jabłkowy.Do tego oczywiście szkło, w postaci kolorowych plastikowych kubków. A co? Na festiwalu jestem, a nie u cioci na imieninach!
Powrót na pole, jakieś kabanosy, jakieś chipsy, szkło w ruch. W pewnym momencie, gdzieś opodal Nas, słyszę jakże przyjemny wschodni akcent. Oho, Wschód się rozbija. No spoko... Tak sobie siedzimy... Nagle ktoś ze Wschodu kicha, a żona kolegi od razu "na zdrowie". No i powiedzmy, że to był zaczątek nowej znajomości:). Jaki mieli dobry samogon!!! Wszyscy byli z Bielska Podlaskiego, a jedna osoba z Białegostoku. Same chopy. Samogon pędzony w puszczy. Pycha. Bardzo rzadko pijam wódkę, sporadycznie nawet, ale dobrej wschodniej roboty nie odmówię... a wiem, co robią, bo co roku, dwa miesiące spędzałem na Podlasiu. Tak więc... dobry i mocny... Przy tym ostatnim należy się zatrzymać, bo mimo iż była godzina 15.00, kolega stwierdził, że się położy . Ja tam się rozochociłem:). Wschodnia ekipa poszła coś jeść.
Wróciliśmy do namiotu. Kolega uciął komara, reszta dopiła Żubróweczkę i zrobiła to samo. Ok. 16.30 jeszcze trochę samogonu. O 17.30 miała zacząć grać kapela, którą musiałem zobaczyć i cieszyłem się na nią strasznie. Ekipa coś nie mogła się zebrać, więc stwierdziłem, że mam ich gdzieś. Poleciałem sam. Jeszcze tylko piwko w przelocie....
O tejże godzinie, na scenie głównej, ten dzień festiwalowy otwierała KOBRANOCKA. Kompletnie nie rozumiem, dlaczego byli otwieraczem, skoro po nich grały kapele totalnie na to nie zasługujące. Zresztą Oni też nie rozumieli, o czym na sam początek poinformowali. Mam cholerny sentyment do nich. Jarociński koncert z 1992 roku (z Burzą, obok Kobry, na drugiej gitarze) najpierw obejrzałem w TV na żywca (kurcze, Jarocin był transmitowany przez publiczną TV!!! Teraz to niewykonalne), a potem na moim Otake, chyba milion razy. I dostałem powtórkę z 1992 roku. Zagrali same hiciory plus ze dwa, trzy kawałki nowsze, przy których odpoczywałem. Stałem pod sceną (samogon mnie tam wepchnął) i darłem japę. Koło mnie jakieś młodki nastoletnie, które kompletnie nie wiedziały, co to Kobranocka, ale walczyły dzielnie. Zagrali "List z pola boju", "Daj na tacę", który dedykowali Ojcu Dyrektorowi, cover Tiltu "Mówię Ci, że...", "Póki to nie zabronione". No i oczywiście nie mogło zabraknąć "I nikomu nie wolno się z tego śmiać"!!!!!!!!!!!!!!!! Na płycie ten kawałek jest smętny ciut, ale po zmianie aranżu na mocniejszy - miazga!!! Dostałem prawie wszystko, co chciałem. Zabrakło mi "Dałaś mi w brzuch tortowym nożem" (!!!!!), "Po nieboskłony", "Ela, czemu się nie wcielasz?", "Poznałem Cię na procesji", "Radio powinno być dla gówniarzy". Ponadto, domagałem się "Chcą się podetrzeć naszą skórą":
"Widzą zło w wytartej skórze
Widzą zło w podartych dżinsach
Łysiejący ludzie którzy
Własne łby starli na świństwach
Boją się kolczyka w uchu
Ci co u uszach są otyli
Chcą nam pępek zaszyć w brzuchu
Niby że nas nie spłodzili
Przerażone ryje świni
Oglądają taniec pogo
Przerażeni kabotyni
Dbają o swój świński ogon
Tak mieszczańskich mózgów słoma
W ciepły gnój zmieniać się może
Nam jest cieplej w naszych domach
Im też cieplej w ich oborze"
... no i dostałem. Tak, jak w 92r. Najpierw Atrakcyjny Kazimierz zaczął to, a potem od razu "Hippisówka". Gimby nie znajo:). Kobranocka baaardzo na plus, mimo pory, o której grali i mimo tego, iż byli otwieraczem. Ludzi nie było zbyt wiele i szkoda, no ale... tak ich wcisnęli. Ba... ludzie domagali się bisów, ale niestety - organizator zabronił. Aha, jeszcze jedno... plus Kobranocki... nie zagrali "Kocham Cię jak Irlandię":). Z Kobranocką mam tak, że z płyt jakoś kiepsko, ale koncertowo, przy żywych, wzmocnionych instrumentach - dają radę.
Już w trakcie Kobranocki, dostałem smsa, że reszta ekipy jest na terenie koncerty. Niech czekają, sobie pomyślałem. Stali dzielnie, piwko w dłoniach, rogale na twarzy. Jest dobrze. Kolega wręcza mi koszulkę-prezent dla mojego syna! Osz... wiedziałem, że się muszę odpłacić.
Po Kobranocce, na małej scenie zainstalowali się STRAŻACY, którzy dzień później zostali ogłoszeni zwycięzcami Jarocin 2016. Nie wiem, nie znam, nie widziałem, nie słyszałem. Czekałem na GA-GA/ZIELONE ŻABKI. Łączone składy dwóch zespołów które tak występują od lat. W 1992 roku GA-GA wygrała Jarocin i liczyłem na powtórkę tamtego koncertu. No niestety... odpuściliśmy po trzech kawałkach. Niestety, to już nie ten skład, nie ta muza. Wrzucili kupę rege w tego punk rocka, a ja NIENAWIDZĘ rege. Z racji bardzo dobrych nastrojów, ruszyliśmy z kolegą na łowy. Żony widziały, co się święci. Stanęły dalej i tylko obserwowały. Musiałem się odpłacić, a i sam coś nabyć, bo mam trochę fioła na punkcie TS. Takie hobby: CD plus TS. Nic nie poradzę, że kupę kasy na to wydaję. Tak więc... jak wpadliśmy, to ja zostawiłem 250zł. Tak, kwestia samogonu ma znaczenie, bo rano chciałem lecieć i oddawać, ale przypomniałem sobie, ile utargowałem, więc dałem sobie spokój:). Pstryknę może jakoś fotkę, co by się pochwalić kolekcją, ale to jutro:).
Dobra... o 20.00 na głównej scenie miało grać FARBEN LEHRE, a że ta kapela to taki punk, jak z Krawczyka wokalista country, udaliśmy się na przechadzkę poza teren festiwalu. Nie będę się rozpisywał, bo już i tak za dużo piszę:).
NOWSZĄ ALEKSANDRIĘ odpuściliśmy. Nosowska doznała jakiejś kontuzji i odwołała swój udział w tym projekcie, a ponadto stwierdziliśmy, że na bank odbędzie się profanacja tej płyty Siekiery, więc nie ryzykowaliśmy. W tym czasie, szaleliśmy w wesołym miasteczku. Adrenalina do góry. Kupa strachu i śmiechu. Było też stanowisko z bungee. Ci, którzy pamiętają moją relację z zeszłorocznego Woodstock, wiedzą, że nasze kobiety (taki sam skład był teraz) stwierdziły, że skoczą dzień później. Wtedy nie skoczyły. Teraz... mąż mojej koleżanki długo się nie zastanawiając, podszedł, kupił bilet i wręczając swojej żonie powiedział: "Trzymaj cwaniaro. W tamtym roku byłaś taka mądra, to dawaj". Doznała lekkiego szoku... ale wsiadła do dźwigu, pojechała do góry i skoczyła. Dała radę. Ja się lekko wahałem i... wahania nie przeszły:). Zapytałem tylko, ile wytrzymuje ta lina? 250kg. No to zmieściłbym się w tym limicie, ale...jakoś klimatu nie było, że tak oględnie napiszę.
O 23.00 na scenie miało zacząć THE PRODIGY. Stawiliśmy się wcześniej. Rozpoczęli z wielką pompą (Breathe!!!) i takowa trwała cały koncert. Był jeden problem. 3/4 tego koncertu spędziłem z żoną w... Toi Toiu. Taki romantyczny wieczór. Wiecie... Taka mini restauracja. Zamiast wina - piwo. Zamiast świec - stroboskopy przebijajace się przez zieloną ścianę tej mini restauracji. Zamiast stolika z kwiatami - ekhm... Ze stolika nie korzystaliśmy . Przynajmniej byliśmy blisko siebie . Prawda, żem romantyk?
Po kilku minutach od rozpoczęcia koncertu, rozpętało się piekło. Z nieba biły pioruny, centralnie nad sceną, co dawało niesamowity efekt. Współgrało to świetnie ze światłami i muzyką. Sęk w tym, że zaczęło tak lać, że makabra. Najpierw schronienie znaleźliśmy pod parasolami Tyskiego, ale na nic się to zdało. Musieliśmy uciekać. Naturalnym ruchem był Toi Toi:). Tak więc, piwko w dłoń i fru. Audio mieliśmy świetne, video żadne. Toi Toie z widokiem na scenę niestety były już zajęte wcześniej:). Co nie zmienia faktu, że koncert był przekozacki. Było tak dobrze, że po powrocie kupiłem sobie na CD (tak, mania) składaka best of... Bardzo dobry gig. Cholernie energetyczny. Energia wręcz metalowa, że tak napiszę.
Deszcz przestał mocno padać pod koniec koncert The Prodigy. Znajomi gdzieś zaginęli w tym burzowym popłochu. O 1.00 na scenie miał zameldować się SWEET NOISE. My jednakże już byliśmy w namiocie i koncertu bardziej słuchaliśmy. A i nie do końca, bo jeszcze na gadki przy piwku wzięło. Nie żałuję. Szanuję ten zespół za dwie pierwsze płyty. Nie szanuję Glacy za późniejsze wypowiedzi (wybitny mitoman, a ponadto... przerost formy nad treścią) i nie wchodzą mi późniejsze płyty. Na ten koncert ponadto zaprosili Rycha Peję, więc...sorry. To nie dla mnie. Tak więc... Zbyszko... nic Ci nie powiem:).
Tego dnia już wolniutko zanosiło się na to, co ma się zadziać dzień później. Jeszcze troszkę niewinnie, ale...
Tej nocy spało się już dość dobrze:).
Tak organizator pisał o tym dniu ----> http://jarocinfestiwal.pl/piorunujacy-j ... iwal-2016/
---------------
No.... i zeszły trzy szklaneczki:)
ps. wybaczcie... sobie trochę popisałem...