CD.
Po powrocie zasiadamy i cierpliwie czekamy.Niestety nie płyta tylko siedzisko. Tak wybraliśmy wcześniej ze względu na długość całej imprezy oraz ze względu, że mojemu synowi brakuje jeszcze paru centymetrów i kilogramów do wrestlingu pośród tłumu.
Dzięki wcześniejszemu powrotowi wysłuchujemy sobie prawie całą "Back In Black",którą dźwiękowiec był uprzejmy puścić.
Rozglądam sie dookoła.Spokojnie wśród zebranych trzy pokolenia. Mój syn i siostrzenica reprezentują to najmłodsze, ja środkowe. Widzę też wielu facetów którzy tak na oko mogliby być moimi ojcami. Przewaga płci brzydkiej ale jest też wiele niewiast.
Na czarnych koszulkach - prócz "judasowskich" - loga większości zespołów znaczących coś w nurcie metalowej muzyki.
Coraz bardziej napięte oczekiwanie. 10 minut opóźnienia. Publika coraz głośniej skanduje..W końcu o 21.30. gasną światła.
Zaczęło się...
Intro
Rapid Fire i po nim Metal Gods (wiem,że kiepska jakośc ale potem będzie lepiej)
Tak więc galopada pełną gębą z "British Steel" oraz ich wyzytówka. Dżwiękowcy coś tam początkowo nie radzą sobie ale potem jest już dobrze. Ot "urok" Spodka.Lepsza jakość
TU i
TU.
Trzeci to opener z "Point Of Entry". Halford przebiera się chyba do każdego utworu. Jak baba...No dobra nie będę złośliwy.
Heading Out To The Highway.
W lepszej jakości
TU.
Wyświetlany obraz na telebimie nie pozostawia watpliwości. Bedzie coś z "Angel Of Retribution" z 2005.
Kołyszemy się z
Judas Rising.
Lepsza jakość
TU.
Piąty utwór to wielka podróż w przeszłość.Do roku 1977 i LP "Sin After Sin"
Starbreaker
W szóstym cofamy się jeszcze o rok do "Sad Wings Of Destiny". W pewnym momencie młody Faulkner poczuł oddech na plecach Halforda - ja bym się zląkł
. No dobra miało być bez takich...W każdym razie miał swoje dwie minuty i jakoś nie błysnął. Liczyłem na więcej z jego strony.W każdym razie piękna suita.
Victim Of Changes
Dalej już się nie mogą cofnąć.Utwór z ich pierwszej płyty "Rocka Rolla" z 1974. Niestety nie znalazłem ze Spodka więc muszą być Ateny.
Never Satisfied
W balladach Judasi jakoś byli oszczędni.Zresztą dobrze, a w późniejszej twórczości ich zaniechali. Tutaj taka półballada z "Sin After Sin".
Diamonds And Rust
Dziewiąty utwór to przeskok płytowy na przeciwległy biegun Ich twórczości. 2008 i "Nostradamus".Motoryka tego kawałka powoduje u mnie dziwny objaw. Próbuję opanować głowę. Nie da się. Kiwa się i koniec
.
Prophecy
Za chwilę kolejna galopada ze znakomitego "Painkillera" z 1990. Nie słucha mnie już głowa i nogi.Pomyśleć,że zręcznie jak małpa żonglujący pałkami Scott Travis dopiero od tego albumu rozpoczął z Nimi swą przygodę.
Night Crawler
Następny to jeden z utworów, którego szanujący się fan Judasów nie może nie znać.Idealny na koncert, do auta, do życia...
Turbo Lover
Przy 12 zwalniamy tempo. Słyszałem opinie, że to najpiękniejszy utwór Judasów.Hmm...Z "Stained Class" z 1978.
Beyond The Realms of Death.
Warto posłuchać czyściej
TU.
Dalej coś z "Defenders Of The Faith" z 1984.
Sentinel
14 to coś wolniejszego ale na pewno nie lekkiego. Rozkręca się potężnie. Ciężar gitar wywołuje jakże przyjemne mrowienie w okolicach pleców. 1988 - "Ram It Down"
Blood Red Skies
15 to utwór autorstwa Petera Greena z Fleetwood Mac wydany na "Hell Bent For Leather" w USA w 1979 czyli odpowiedniczce "Killing Machine".
Green Manalishi (With the Two-Pronged Crown)
Następnego to w ogóle nie wypada nie znać. No i ludziska znają. Halford daruje sobie śpiew. Spodek śpiewa za niego.Normalnie - biorę w tym udział.
Breaking The Law
16 i moje wcześniejsze przeczucia sprawdzają się. Jest i tytułowy 'Painkiller". Coś dla tych co wolą szybciej...
Painkiller oraz
ciąg dalszy...
Zespół schodzi ze sceny ale oczywiście nie na długo.
Kiedy słyszymy Hellion to wiadomo co będzie zaraz po nim. Ze "Screaming For Vengeance" z 1982. Tego łojenia nie mogło zabraknąć...Ciary...
Electric Eye
Tego gadżetu też nie mogło zabraknąć.
Hell Bent For Leather
Je,je,je i oł je - można się uzewnętrznić głosowo
.Powrót do "Screaming For Vengeance". Ich koncertowa klasyka. Martwi, że grywana na zakończenie.Halford na koniec z polską flagą.
You Have Got Another Thing Coming
Nikt już nie siedzi, owacja na stojąco, tumult, wrzask, pisk. Judas Priest żegnają się z nami.
Publika jednak nie odpuszcza, a Judasi chyba faktycznie są z niej zadowoleni.
Koniec? Nieee....Wychodzą jeszcze raz.Po fakcie gdy zerknąłem na ich setlisty z innych krajów to tego nie było.
Jedyny żal, że grają to przed północą
. A chciałoby się dłużej...
Living After Midnight
23.45. Żegnamy się już ostatecznie. 2 godziny i 15 minut niezapomnianych wrażeń.
Podsumowując.
Zespół w formie. Wykonanie profesjonalne - trudno żeby mogło być inaczej. Młody Faulkner w cieniu starszych kolegów. Halford głosowo (prócz kilku falsetowych popiskiwań - ale to też już od lat Jego urok) w porządku. Nie należy też do wokalistów, którzy skaczą po otaczających go akcesoriach więc raczej dostojnie.
Co do zawartości. Zagrali coś z każdej płyty z Halfordem czyli prócz "Jugulator" i jak dla mnie bardzo dobrej "Demolition". Co do oczekiwań wobec utworów. Klasyki muszą być. Co do paru można by było poprzebierać ale właściwie po co?
Tak więc koniec. Ortodoksi powiedzieliby może - "można umierać". Ja tak nie mówię. Jeszcze jednak zostało pare rzeczy do zobaczenia (niekoniecznie muzycznych), a niektórzy młodsi artyści też nie próżnują.
Judas Priest - dziękuję za dzisiejszy wieczór i za twórczość. Niech Bogowie Wam to wynagrodzą.
Czytelników pozdrawiam - Romek.