Ależ tu się cicho zrobiło. To może troche się rozgadam;)
Chciałbym wspomnieć o facecie, który, podobno, na koncertach, obgryza główki gołębiom,
zabił kiedyś 17 swoich kotów, pewnego dnia, gdy pijany zapomniał o nakarmieniu drobiu,
a jego ówczesna żona przypomniała mu o tym, wyszedł na podwórko z pistoletem i zabił wszystkie kurczęta,
o facecie, który jest tak przesądny, że nigdy nie ubiera się na zielono i pracował kiedyś jako rzeźnik.
Na początku jednej z jego piosenek słychać słowa: "Your mother sells whelks in hull",
a wyrazy "bodge" i "flaps" używane są w wielu piosenkach. Jeden z jego przebojów
jest poświęcony pamięci Bona Scotta- wokalisty AC/DC, który zginął dusząc się własnymi wymiocinami
(wcześniej wypił bardzo dużą ilość alkoholu), inny zaś dotyczy okrutnego seryjnego mordercy Charlesa Mansona.
O facecie, który miał wpisane w kontrakt trasy koncertowej, że będzie mógł wystrzelić 25 funtów
surowego mięsa w publiczność podczas każdego koncertu.
Facet ten kilkakrotnie próbował popełnić samobójstwo, pierwszy raz jako 14-latek.
Natomiast trudno nie kochać go, choćby za to, że jego ulubionym zespołem są moi ulubieńcy - The Beatles,
że świetnie śpiewa jeden z przebojów mojego idola
Working Class Hero,
że potrafił nie tylko tak zaśpiewać przebój Beatlesów
In My Life ale jeszcze zrobił to przy akompaniamencie Slash'a.
Panie, Panowie -
Ozzy Osbourne!