mchrob napisał(a):No bardzo jestem ciekaw Twoich wrażeń z tej knajpy. Po przeczytaniu opinii nie zaciągnęli by mnie tam nawet końmi.
Czyli jeden uratowany i nie pójdzie
W czasie gdy my wybieraliśmy dania, do lokalu weszła grupka dziewczyn. Zamówiły jakoś w międzyczasie, więc nawet nie mogliśmy ich ostrzec, bo gdy ja tkwiłam w szoku i kombinowałam jak zwiać stamtąd nie płacąc, one również zamówiły. Było nas już w tym ambarasie ponad 10 osób. Samotnie jedząca mule dziewczyna w kącie sali wyglądała na zadowoloną, płacąc nawet się uśmiechała, więc miałam jeszcze jakąś nadzieję, że te opinie to jakiś... spisek? Walka konkurencji?
No cóż, nadzieja matką głupich. Przyszły nasze dania: męża
lignje pržene wyglądały i smakowały przeciętnie, ale nie było dramatu. Natomiast ja dostałam kilka kawałków ugotowanych ziemniaków i wąziutki kawałek smażonej, wysuszonej ryby na jednym talerzu i osobno w miseczce dwa listki (takie blade, ze środka) sałaty i ósemkę pomidora jako sałatkę. Zero dressingu, ziół, przypraw... nic.
Nie mam zdjęć swoich... nie wpadłam na to, żeby je zrobić. Ale w opiniach znalazłam podobne cudo:
Ponieważ jakoś dało się to zjeść, a my nie chcieliśmy urządzać awantury, skonsumowałam częściowo swoje danie, zagryzłam sałatą i ciekawa byłam deseru. Niestety musiałam się o niego upomnieć, bo Quasimodo już o nas zapomniał zupełnie, w międzyczasie dziewczyny dostały swoje dania. Ich miny mówiły same za siebie. Te które dostały mule, czy kalmary jeszcze jako tako reagowały, ale pozostałe bynajmniej zdjęć na Instagrama potrawom nie robiły.
Przyszedł mój deser, tu znowu posłużę się zdjęciem z opinii lokalu:
Powiecie "ciasto jak ciasto" , ale ono miało jeden brzeg twardy, obschnięty totalnie. Mąż z kolei, mimo, że nie zamawiał, również ciasto otrzymał. Jego było w miarę ok, pewnie jego kawałek był w blaszce za moim. Na stole mieliśmy jeszcze przyniesiony wcześniej chleb bardzo kiepskiej jakości. Postanowiliśmy zapłacić, wyjść i szybko zapomnieć, chociaż chodziła nam po głowie awantura, jednak biorąc pod uwagę czytane opinie i opisywane tam awanturnicze zapędy obsługi, daliśmy sobie spokój, dzień był zbyt fajny do tej pory, żeby go psuć dramami. Poprosiliśmy rachunek, wiedzieliśmy już z opinii , że mamy się spodziewać wysokiej ceny za wodę i chleb i tak się stało: 4 kawałeczki bułki - 3 euro, butelka wody - 10 euro. Dobrze, że nie zamówiliśmy wina. Kurtyna
. Na szczęście reszta zgadzała się z zamówieniem. Opuściliśmy piętro lokalu, mąż na dole powiedział do faceta stojącego za barem, że ceny wody i chleba to jakiś żart, a jedzenie kiepskiej jakości. Nie czekaliśmy na komentarz. Przed lokalem stał nasz "miły" pan, odwrócił głowę, nie miał nam już nic do powiedzenia. Swoje zadanie wykonał.
Moja prośba do Was, jeśli Wy, albo ktoś z Waszych znajomych wybiera się do tego pięknego miasta, proszę omijajcie to miejsce. Pisałam później z przewodniczką, Polką mieszkającą w Dubrowniku, na ten temat. Proceder trwa już ponad dwa lata , w mieście wiedzą i omijają łukiem, ale jednodniowi turyści wpadają w pułapkę. Szkoda, że wcześniej nie zapytałam jej, gdzie zjeść, co jest czynne. Na szczęście kolejnego dnia trafimy pod fajny adres i traktuję tamto doświadczenie jako nauczkę na przyszłość.
Ufff ... uciekamy ze starówki, Dubrownik nadal równie piękny, nie damy sobie popsuć humorów jakiejś jedzeniowej mafii
Cieszymy jeszcze oczy widokami
Następnie robimy zakupy na kolację (sklepy spożywcze otwarte) i wracamy do apartamentu.
"Nasza" cytrynka z zewnątrz i ze środka apartamentu:
Będziemy podziwiać Dubrownik już z okna, czytać, odpoczywać i przeglądać zrobione zdjęcia i filmiki.
PS. "Lajk" - co za nazwa ... omijajcie