To jedziemy na to II śniadanie...
Po drodze mijamy Stone Forest
Parkujemy na końcu ślepej drogi, na małym parkingu.
i ścieżką zmierzamy na nasze miejsce piknikowe;)
Lęk wysokości tutaj niewskazany:)
Młodsza zasnęła w aucie więc zapowiada się że ominie ją piknik…ale w takich okolicznościach przyrody śpi się przecież najlepiej;)
...głód zwycięża, wszyscy w komplecie pojawiają się na pikniku:)
Ależ smakuje:)
Ruszamy w dalszą drogę… te zdjęcia to już z trasy
Trasa bardzo nam się podoba, wybraliśmy przejazd malowniczą górską drogą.
Widać że, bywa tutaj po zimie szersze koryto…tak sobie miło podróżujemy ale mimochodem rozglądamy się za stacją benzynową…przyda się…niestety spotykamy jedynie żółwia;)
Pokazuję dzieciom i przenoszę na drugą stronę ulicy…ruch słaby na tej trasie ale może dzięki temu dłużej pożyje;).
No dobra ale przejechaliśmy 50 km i zero stacji…góry, coraz bardziej się martwimy bo z naszych obliczeń wynika że tak 40 km może przejedziemy.
W Eptahora pytamy o stację…mamy 2 do wyboru – kierując się na południe do Grevene lub wracając do Konitsa…w obie strony identyczna odległość…50 km..brzmi groźnie ale wyboru nie mamy. Decydujemy się odbić na Grevene, nie umniejszając pięknym widokom troszkę mamy stresa.
Pomijając nasz problem, droga bardzo dobra:)
Klima, światła wyłączone, oszczędzamy..drogi nie ma na naszej mapie…zaczynamy rozważać co zrobimy jak nagle staniemy…na złapanie stopa i podróż do stacji nie liczymy bo nikt nas nie mija od dłuższego czasu…obliczamy że braknie nam 10 km…z buta to zejdzie że hej a ja co? z dziećmi sobie na skraju drogi poczekamy?...cisza mimowolnie nastała w naszym środku lokomocji…dzieci wyrozumiałe…kolejne kilometry mijają w ogromnym stresie.
W końcu dobijamy do dna i z obliczeń zaczynamy robić nadprogramowe km…każdy więcej przejechany to mniej kombinowania z buta…to nas niewypowiedzianie cieszy ale no umówmy się ja nie chcę w tych pięknych krajobrazach nagle stracić środek lokomocji…cisza, jedziemy dalej…dalej…dalej… i jesteśmy w mieście, są ludzie!!!! Hurra teraz już w każdym momencie mamy szansę że nam ktoś pomoże!:).
No i żeby było śmieszniej trafiamy na skupisko stacji…kilka przynajmniej…taaa, nerwy nas opuszczają, mega ulga, tankujemy i kierujemy się na autostradę bo czasowo jesteśmy w plecy.
Następnego dnia o 16 mamy występ baletowy Nadii i jest wskazane bardzo żebyśmy zdążyli a wciąż jesteśmy w Grecji:).
Zapodajemy bajkę na laptopie, muszę chwilkę odsapnąć od nerwów skoro mam być zmiennikiem.
Wpadamy wieczorkiem na kolację w Prilep w Macedonii, knajpka taka bez szału ale jedzenie dobre i tanie. Najedzeni ruszamy w trasę, dzieci przebierają się się już na noc i zasypiają od ręki.
Jest nadal upalnie…
Ta kolacja nieuchronnie kończy nasze wakacje…teraz już tylko trasa i byle szczęśliwie dojechać…zapowiadany koniec staje się faktem.
Trasa nocna mija całkiem spokojnie, koło 4 rano mąż ma problem z oczami…podejrzewam ze sobie zatarł coś i pieką go bardzo. Z rozbiegu przejmuję stery…mężowi po przerwie już lepiej więc znowu się zmieniamy po 3 h. Dzieci mega grzeczne, pomaga im laptop i Kraina Lodu w obrazie jak i jako mp3 muzyka z filmu:).
Przystanek na śniadanie w Słowacji, zakupy piwne i lecimy dalej. Słowacji nie lubię w dzień powszedni...zwykle robimy tę trasę nad ranem (przeważnie w niedzielę), zero ruchu a teraz jest środa i ruch spory…zaklinamy się, że więcej tędy nie pojedziemy:).
Jesteśmy w Polsce…ale niesmak już od granicy…wszechobecne billboardy, reklamy, totalny śmietnik, nic nie widać poza tym…nie mogę przeboleć że tak okropnie nasz kraj jest szpecony tymi śmieciami…
A i na balet zdążyliśmy, występ praktycznie z marszu aż dostaliśmy specjalne podziękowania od pani prowadzącej...
I tu kończy się nasza przygoda, piękna przygoda, zrodziła się myślę miłość do Grecji na co najmniej kilka lat…mamy już październik i myślami jestem na nartach ale zaraz za uchem kołata myśl o zimowych wieczorach przy kominku i czytaniu relacji z Milos, Kefalonii a może jeszcze w inny rejon nas rzuci….
Dziękujemy za towarzyszenie nam w tej podróży, km sporo za nami, zdjęć jeszcze więcej ale najważniejsze co zostaje w naszych myślach i sercach a tego jest sporo i mam nadzieję, że im dzieci będą starsze tym więcej zostanie również w ich sercach.
I nastał koniec…na ten rok...do zobaczenia na kolejnej relacji