Jedziemy na następną plażę ...
Mirtiotissa Beach.
Mirtiotissa to mała piaszczysta plaża, ukryta pośród skał, niedaleko miejscowości Pelekas, na zachodnim wybrzeżu Korfu. Droga prowadząca do plaży jest bardzo wąska, kręta i nieoznakowana. Do samej plaży zjeżdża się "na złamanie karku". Początkowo nie jest tak źle. Droga jest co prawda wąska i kręta ale wydaje się w miarę bezpieczna ...
Z każdym zakrętem robi się jednak coraz bardziej stroma ...
W pewnym momencie robi się naprawdę stromo i widząc jakąś zatoczkę postanawiam nie ryzykować i zostawiam tam moją żabkę ...
Oczywiście zadbałam żeby miała ładny widoczek i się nie przegrzała
...
Wysiadając z samochodu mam nadzieję, że nikt mnie zablokuje bo inaczej będzie mnie czekał wyjazd tyłem pod stromą bardzo górkę
...
Wychylam się nieco ...
Widzę leżących na plaży ludzi ale czy są to golasy to nie widzę
...
Po chwili mija mnie gostek na skuteraku ... parkuje ... rozbiera się do rosołu ... chowa ubranko do jakiejś torby i schodzi na tę właśnie plażę ... Teraz już wiem na pewno, że to Mirtiotissa Beach
...
Z żalem (bo ładna) mijam plażę i idę dalej. Utwierdzam się w przekonaniu, że dobrze zrobiłam parkując wyżej. Droga robi się, delikatnie mówiąc ... taka sobie
.
Ale widoki chorwackie
...
A idę dalej bo moim celem oprócz plaży był jeszcze pewien monastyrek
...
Zaledwie 200 m od opanowanych przez naturystów plaż stoi jeden z najpiękniej położonych klasztorów na Korfu, otoczony zielenią drzew oliwnych, bananowców i bujnie rosnących kwiatów. Ufundował go ponoć w XIV w. pewien Turek, który odnalazłszy w rosnącym w tym gąszczu mirtów starą ikonę Matki Boskiej nawrócił się na chrześcijaństwo.
W klasztorze mieszka tylko jeden mnich, który chętnie oprowadza po swoich włościach ...Niestety ... nie mam szczęścia ... stukam, pukam, łomocę ... nikt nie otwiera
.
Nie pozostaje mi nic innego jak wejść na ten murek po lewej, maksymalnie się wychylić i po chamsku, z ciekawością spróbować coś zobaczyć
...
A gąskę widzicie ? No... jak na 1 mnicha to nieźle się facet urządził
...
No cóż. Trza będzie wrócić ... kiedyś (
Mysza ... zeszycik
)
Zakładam koszulkę i wracam ...
Takie ładne widoczki ... sobie siadłam na chwilkę
.
Kiedy tak siedzę i podziwiam, przejeżdża koło mnie z dużym impetem (w książkach tak piszą
) jakiś dżipowaty samochód, kurząc niemiłosiernie ... Kątem oka widzę, za kierownicą brodacza w czarnym ubranku ... Sądzę, że był to ten mnich (namierzyłam go wcześniej w googlu) ... Ale nie chce mi się już wracać ... Pod górkę było
.
Ale mi się chce wykąpać ...
... niestety, muszę jeszcze trochę poczekać. Z Mirtiotissa Beach nie skorzystam ... raczej
...
Znowu chwalę się za intuicję zaparkowania wcześniej ...
... chociaż pięknie bardzo
...
... a plaża jest naprawdę fajna
... i naprawdę korzystają z niej naturyści
...
Ostatni rzut oka ...
Wracam do żabki i cóż ?! ... Jakiś burak oczywiście mnie nieco przyblokował (pewnie znowu Niemiaszek z NRD-ówka
). Moich manewrów obejmujących m.in. ruszanie tyłem pod mega stromą górę opisywać nie będę. Zaznaczę tylko, że zapach palonej gumy unosi się tam pewnie do dziś
...
Jadę poszukać jakowejś nadajęcej się do kąpieli miejscówki ...
...