Część Ostatnia - Pożegnania nadszedł czas.
Niestety urlop zbliża się do końca, czas wracać do domu
Na koniec pobytu u Luby i Mila organizujemy wraz z naszymi sąsiadami, małą imprezkę na tarasie.
Grill, piwko, hulaj dusza piekła nie ma
Balowaliśmy chyba do trzeciej nad ranem. Dojechali jeszcze do nas dwaj Czesi na motorach, więc było naprawdę wesoło
Jeden biedak (ten Czech) tak się zapomniał, że praktycznie został zaniesiony do pokoju
No ale cóż cały dzień na motorze a ,że chudzinka z niego była straszna to i kondycja mu wysiadła
W ostatni dzień byliśmy już oczywiście grzeczni, bo wyjazd wcześnie rano.
Na drogę dostaliśmy dwa wielkie arbuzy i litr śliwowicy
Powrót tak jak rok wcześniej przez Węgry i Słowację z noclegiem w Koroshegy. Droga bez przygód, telefon do pani Teresy, że dojeżdżamy i jak zwykle czekała na nas ze skuterem w pogotowiu
Tym razem nocujemy u jej znajomych, bo u niej goście na dłużej.
Właściciele domu to starsze małżeństwo węgierskie. Bardzo miłe, ale po zapłaceniu za nocleg rozmawiać się z nimi nie dało
Idziemy więc nad Balaton, rozprostować kości. Miałem nawet chęć na kąpiel, ale woda miała kolor białej kawy, więc pomoczyliśmy tylko nogi.
W drodze powrotnej zakupy w miejscowym sklepie i wieczór na tarasie.
Mieszkamy na poddaszu, niestety klimy brak, więc stąd zasłonięte rolety, bo na dworze upał
Łazienka trochę staromodna, ale czysta i wyposażona w to co niezbędne. Pozostałe pomieszczenia w podobnym stylu, serwantki z lat 70/80. Wszystko na wysoki połysk. Fotek nie pstrykaliśmy, bo przez rolety było ciemno.
Jest nas tylko trójka, ale pomieszczenia przygotowane są na wizytę nawet ośmiu osób.
Czas na mała przekąskę. Kupiliśmy coś co miało być podróbką kawioru, ale nie nadawało się do jedzenia
Klimy brak, morza brak, dla ochłody pozostała miska z zimną wodą
Na szczęście jest zimne piwo
Na dole gospodyni ma coś w rodzaju ogródka.
Czas na wymianę wody na chłodną, a że kwiatki mają sucho to robimy dobry uczynek i je podlewamy
Na wstępie relacji, pisałem żebyście na zachody słońca nie liczyli, więc skusiłem się pokazać wam wschód nad węgierską autostradą
Dojazd do domu zupełnie inaczej niż w ubiegłym roku, bez korków i innych niemiłych niespodzianek.
W sobotę 9 lipca ok. 18 meldujemy się w domu, gdzie czeka na nas nasza jamniczka szorstkowłosa Toya. Bardzo się za nią stęskniliśmy
To już jest
koniec nie ma już nic, pozostały tylko wspomnienia, którymi podzieliliśmy się z czytelnikami.
Relacja jaka była
nie mi ją oceniać.
Pisarzem nie jestem, fotografem też, więc zdjęcia traktowałem jako dokument.
Wielkie dzięki, że chcieliście poświęcić swój czas i być z nami w te zimowe wieczory. Mam nadzieję, że choć trochę umililiśmy wam czas.
Pozdrawiam wszystkich i życzę udanych wakacji 2012.
Jacek B