Część 24 - Lipa Moja
Już w 2010 roku przymierzaliśmy się do tego rejsu.
Niestety zabrakło czasu, czy chęci, szczerze to nie pamiętam.
W tym roku przy okazji jednego ze spacerów po Kleku chęci te na nowo wróciły
Okazało się, że mieszkający u naszych gospodarzy Polacy mają podobne plany.
Od słowa do słowa powstała spółka, która miała za zadanie wynegocjować lepszą ofertę cenową. Wybraliśmy prezesa i udało się
dostaliśmy zniżkę, o ile dobrze pamiętam na dobre lody dla każdego
Więc płyniemy
W tym miejscu muszę nadmienić, że aby rejs się odbył chętnych musi być przynajmniej 40 osób.
10 sąsiadów + nasza trójka to tylko 13, a co z resztą
Z pomocą pośpieszyli studenci z Węgier w liczbie około 30 osób.
Jest ok
9:40 zbiórka przed domem. Kolejno odlicz i ruszamy na Lipę.
Idąc prawie parami ,a co niektórzy trzymając się za ręce wyglądaliśmy jak szkolna wycieczka
Po 10 minutach docieramy do celu.
Węgrzy już są, a nasze obawy ,że będzie mało miejsca na szczęście się nie sprawdziły.
Punkt 10 wypływamy
Pierwsze co mi się rzuca w oczy to sprzęt nagłaśniający
Pierwsze widoczki
Pierwsze wrażenia pozytywne, łajba nie tonie, woda gładka jak lusterko, piękne słoneczko, czego chcieć więcej
Mijamy latarnię morską.
Rzut oka na pasażerów
To punkt dowodzenia
A to kapitan Svebor we własnej osobie
Płeć piękna, która płynęła Lipą twierdziła, że straszny z niego przystojniak
Ciekaw jestem co na to czytelniczki naszej relacji
C.D.N.