Jeszcze rankiem tego dnia mieliśmy wszyscy ambitne plany, żeby po południu wybrać się na Sveti Vid. Dzieci z matkami od strony Simuni, bo łagodne podejście, a ojcowie ewentualnie ze starszą młodzieżą od strony zaljevu. Ale jak pisała Ann, czasem tak jest, że plany swoją drogą a rzeczywistość swoją... Nie poradzisz.
Jak zwykle zrobiło się nagle późno, zupełnie nie wiadomo kiedy...
Po długim plażowaniu dzieci już zmęczone, nijak je taszczyć gdzieś na górę...
Mając w głębokim poważaniu równouprawnienie płci i inne zdobycze feminizmu, mówimy mężom: to wy idźcie, a my się dziećmi zajmiemy.
Większość (całych dwóch) ochoczo na to przystała, ale jeszcze do gospodarzy pukają i pytają, czy Ilija też pójdzie, bo wcześniej się deklarował. Gospodyni, Pavica, natychmiast odpowiada, że nie, on nie może, bo... ale Ilija już biegnie gdzieś za dom i po chwili wraca z parą porządnych żołnierskich butów, po których widać, że niejeden szlak przeszły... Pyta tylko, o której ruszamy.
- O siódmej może być?
Do zmroku jest szansa zdążyć z powrotem, więc może być.