Dochodzi 16:00 – wybijamy szklankę ogłaszając koniec naszej wachty nawigacyjnej.
Od tej chwili przechodzimy w dyspozycję Kuka i rozpoczynamy 24-godzinną wachtę gospodarczą!
Ponieważ kolacja ma być gotowa na 18:00 więc ................... wystarczy zacząć ją robić o 17:00 więc......
................ mamy godzinę wolnego!!!!
Tylko dla siebie!!!!
No chyba że tam na górze zarządzą alarm do żagli .
Ale może nie będą tacy wredni?
To co?
Robimy??
A pewnie że tak, przecież całą noc będziemy spać, można się bawić już teraz – po kolacji i sprzątaniu po niej pewnie padniemy jak muchy.
To zasiadamy gromadnie przy stole przy naszych kojach i do pracy!!!
Aż nie wiem jak to powiedzieć bo ja z tych co zdecydowanie gardzą mocnymi trunkami a tam – w ciągu 40 minut wypiliśmy po równo – nie ważne czy kobieta czy mężczyzna – to wszystko co stało na stole!!!
Dużo tego......
Ale co tam – może żadne z nas nie zatnie się nożem przy kolacji.
O 17:00 stawiliśmy się karnie w kuchni.
Kucharz wydał nam polecenia, zakasaliśmy rękawy i do roboty.
Szło nam sprawnie – część nosiła zastawę do mesy, część krzątała się w kuchni.
Kolacja jak najbardziej była gotowa – nasz stan upojenia absolutnie nie przeszkodził nam w przygotowaniach.
Problem pojawił się kiedy trzeba było podać jedzenie w mesie oficerskiej (kapitan i załoga stała jedzą posiłki w oddzielnym pomieszczeniu).
Nikt z nas nie chciał iść.
Bunt w wachcie.
Wszyscy stwierdziliśmy że jesteśmy na to zbyt weseli – Kapitan nas pozabija.
Ale od czego ma się oficera?
Biedny Wuwik – chcąc nie chcąc poszedł i zaniósł.
Po kolacji wszystko pięknie posprzątaliśmy i ......... poszliśmy spać z nadzieją że prześpimy dziś całą noc bez budzenia.
Spało się doskonale – zmęczenie wczorajszym dniem dało o sobie znać więc nie wiem jak inni ale ja spałam jak zabita.
Nocnego alarmu do żagli nie było