Andzik napisał(a):Spóźniona, ale już nadrobiłam i teraz niecierpliwie czekam na więcej
Witaj Andzik
Tak niewielkie spóźnienie to prawie punktualność, nie jest źle Zaglądaj codziennie
Andzik napisał(a):Spóźniona, ale już nadrobiłam i teraz niecierpliwie czekam na więcej
"gusia-s"]Będą tu widzę takie dziwy, o których większości się nie śniło
Jak Wy dotarliście wtedy do Cro bez nawigacji czy Google maps
Skąd wiedzieliście jaką zabrać walutę, gdzie kupić winiety i jakie oraz czy objeżdżaliście autostradę
A może wtedy nawet autostrady nie było
Wy naklejki nie mieliście a ja miałam a nie powinnam
Otóż jadąc do Cro zdaje się w 2014 r. mieliśmy na tyle przyczepy naklejkę NL, której mieć nie powinniśmy
Przy jedynej jak dotąd kontroli drogowej, zagrożono nam mandatem
Trzeba było się więc pozbyć naklejki, ale ona franca zejść nie chciała. Szczęśliwie w przyczepie mieliśmy jakąś zlotową naklejkę z Babą Jagą na miotle więc nią zakleiliśmy tą zakazaną
Panowie policjanci sprzeciwu nie okazali i też się nam upiekło.
"labusm"]2001, samochód bez klimy, przewodnik Pascala, a nawet dwa, pożyczony atlas Europy na kolanach pilota, opisany karteczkami, z której strony na którą mam przeskoczyć jak drogi braknie, najważniejsze miasta jako azymuty po drodze. O objazdach nikt nie myślał bo Słowenia kosztowała na bramkach niecałe euro . Dalej autostrada tylko kawałek za Zagrzeb. 1000km od domu i na miejscu okazało się że przejechałem pół Europy bez prawa jazdy które zostało w ślubnym garniturze. Za karę nie było zaplanowanych wycieczek, tylko po okolicznych miejscowościach, podczas których prowadziła żona. Droga powrotna to już strategicznie: wieczorem jechała żona, przez przejścia graniczne prowadziła żona, przez miasta typu Wiedeń jechała żona. Ja tylko nocą, po autostradzie i już w Polsce oczywiście .
Już się zamykam ( albo trzeba zmienić tytuł relacji na: Dzikie historie że średniowiecza czyli jak zdobywano onegdaj Południe )
piotrf napisał(a):Pamiętam dobrze "polowanie na Pe-elkę" węgierskich pograniczników , nie było innego wyjścia ( brak białej kartki , i taśmy klejącej ) jak zubożenie aktywów wyjazdowych w Forintach o kwotę około 50 złotych na rzecz strażnika , który po otrzymaniu kasy z uprzejmym uśmiechem przywitał nas na terytorium Węgier Do dzisiaj zastanawiam się jak on zniósł "ciężar" przekleństw , które spadły na jego barki . . .
Ewolucje , czy rewolucje - z ciekawością będę śledził
Pozdrawiam
Piotr
maxredaktor napisał(a):Teraz sobie uświadomiłem, że po Europie poruszałem się (i nadal poruszam) autem bez naklejki PL - te litery miałem jedynie na rejestracji. Na szczęście jak pojechaliśmy raz na Węgry, to byliśmy już Schengen. Ci węgierscy pogranicznicy musieli być nieźle upierdliwi.
smoki3 napisał(a):Fajne wspomnienia
. . .
Przed Schengen, to się dopiero działo na granicach szczególnie jadąc do Chorwacji przez Medykę. Boki zrywać
piotrf napisał(a):smoki3 napisał(a):Fajne wspomnienia
. . .
Przed Schengen, to się dopiero działo na granicach szczególnie jadąc do Chorwacji przez Medykę. Boki zrywać
Witaj
Przywołałeś wspomnienia Do Budapesztu jechaliśmy w 1989 roku przez Medykę ( siedem godzin stania w kolejce do przejścia i radziecki sołdat z kałasznikowem ) , Lwów , Czop ( jedenaście godzin oczekiwania , w tym pięć w szczerym polu ) i Eger . Klimatyzacji w samochodach nie było , nawigacji satelitarnej nie było , nawet prostych telefonów komórkowych nie było , za to byliśmy bardzo młodzi i ciekawi świata . . . survival
Pozdrawiam
Piotr
maxredaktor napisał(a):Teraz sobie uświadomiłem, że po Europie poruszałem się (i nadal poruszam) autem bez naklejki PL - te litery miałem jedynie na rejestracji. Na szczęście jak pojechaliśmy raz na Węgry, to byliśmy już Schengen. Ci węgierscy pogranicznicy musieli być nieźle upierdliwi.
maslinka napisał(a):Ja też się podzielę historią z węgierskimi pogranicznikami. Zatrzymali nas na dłużej na granicy chorwacko-węgierskiej, kiedy wracaliśmy z wakacji, chyba w 2009 roku.
Kazali otworzyć bagażnik, sprawdzili schowek obok siedzenia pilota i co najdziwniejsze - lusterkiem umieszczonym na kiju sprawdzali nam podwozie
Nie wiem, czego szukali, ale my tego najwyraźniej nie mieliśmy
A na campie w Siofoku też nocowaliśmy podczas naszej pierwszej podróży do Chorwacji (w 2006 roku), z tym, że w drodze powrotnej
"smoki3"]Fajne wspomnienia
Pamiętam swój pierwszy wyjazd do Chorwacji która jeszcze była Jugosławią w 1986 roku. Jak generał Jaruzelski wydał narodowi paszporty i wypuścił na zachód. Jak pod komisariatem milicji w Zagrzebiu handlowaliśmy wszelakim dobrem i zostaliśmy zgarnięci za to do paki.Jak zostaliśmy (ja zostałem) posadzony dzięki siostrze która została w domu o handel narkotykami. Wesoło było, człowiek był młody, ładny i głupi, a teraz stary i głupi.
A następnie jeszcze ze dwadzieścia wyjazdów do Chorwacji na kwatery, pod namiot, pod przyczepę i ostatnio z motorówką.
Przed Schengen, to się dopiero działo na granicach szczególnie jadąc do Chorwacji przez Medykę. Boki zrywać
piotrf napisał(a):Witaj
Przywołałeś wspomnienia Do Budapesztu jechaliśmy w 1989 roku przez Medykę ( siedem godzin stania w kolejce do przejścia i radziecki sołdat z kałasznikowem ) , Lwów , Czop ( jedenaście godzin oczekiwania , w tym pięć w szczerym polu ) i Eger . Klimatyzacji w samochodach nie było , nawigacji satelitarnej nie było , nawet prostych telefonów komórkowych nie było , za to byliśmy bardzo młodzi i ciekawi świata . . . survival
Pozdrawiam
Piotr