Zasada w naszym byłym klubie żeglarskim była taka, że kursanci po zdanym egzaminie do końca sezonu mogą do woli korzystać z klubowych łódek.
To korzystaliśmy.
To było lato kiedy każdą wolną chwilę spędzaliśmy na wodzie – a czasu mieliśmy dużo, przecież nie mieliśmy jeszcze dzieci.
Każde popołudnie, każdy weekend – na omegę i na wodę.
Mąż tak wyćwiczył się w zalewowej żegludze że za chwilę sam zaczął pływać jako szkolący z nowymi kursantami.
A wiadomo – nic nas tak nie uczy jak uczenie innych – więc Jego opływanie i zrozumienie żeglugi rosło z każdym dniem.
Na początkowych pływaniach bardzo bałam się Omegi – takie to małe, strasznie się przechylało.
Nie ufałam mężowi i kategorycznie oświadczyłam Mu, że nie umie pływać.
Jego zemsta ale i nauczka dla mnie była genialna.
Poprosił naszego chorwackiego skipera Kubę aby mnie przewiózł tą omegą.
Tylko tak ostro.
Przecież ja bezgranicznie ufałam Kubie więc powinno być dobrze.
I chyba sposób zadziałał.
Kuba pokazał mi jak wiele omega wybacza, że jest bezpieczna.
Zaufanie do własnego męża zaczęło powolutku kiełkować w mojej głowie.
Co więcej – z czasem sama zaczęłam się od Niego uczyć – najpierw obsługi żagla, potem steru.
I tak pod koniec letniego sezonu 2004 roku nabyłam już naprawdę sporych umiejętności żeglarskich – tak przypadkiem, bez żadnego kursu.
Z teorii nie wiedziałam nic ale praktycznie szło mi całkiem nieźle.
W międzyczasie udało nam się też wkupić w szeregi członków klubu.
Nowi nie są tam z góry szanowani tylko za obecność.
Aby dostać się w szeregi zasłużonych trzeba się wykazać.
I mężowi się udało.
W klubie była motorówka – stary kadłub kameo i jeszcze starszy silnik – 40-letni evindure.
I ten silnik nie działał.
Wielu próbowało go naprawić zarzekając się, że to proste – i każdy sobie na nim połamał zęby.
Silnik jak nie działał tak po wszelkich naprawach wciąż nie działał.
Mąż postanowił zabrać się za niego.
Klubowicze z sekcji motorowodnej tylko pokiwali pobłażliwie głowami i tyle....
A mąż – uparty – poczytał dokumentacje techniczną, pogrzebał w tym silniku i .......uruchomił.
Motorówka śmigała jak szalona.
I tym sposobem z otwartymi ramionami został przyjęty do sekcji motorowodnej i do całego klubu.
Dzięki niemu byłam zresztą jedyną dziewczyną w klubie która mogła pływać motorówką – również późniejszą nową śliczną Laguną.
Wszyscy wiedzieli że nawet gdybym cokolwiek zepsuła to mąż naprawi .